Musiałam zrobić sobie przerwę, wybaczcie za brak rozdziałów. Już wracam.
•
Drugie zadanie turnieju spowodowało, że zazwyczaj pomijany Ron znalazł się w blasku fleszy dla osób zainteresowanych tym, w jaki sposób nagle znalazł się na dnie jeziora. Sprawiło to, oczywiście, że równocześnie dla Don, bliźniaków i Lee stał się obiektem żartów. Nie, żeby wcześniej nim nie był.
Don nie potrafiła wytrzymać ze śmiechu, kiedy Ron z zażartością opowiadał o domniemanym porwaniu i mężnej walce na dnie jeziora z uzbrojonymi po zęby trytonami. Nie mogła uwierzyć w to, że większość dziewczyn wierzyła w te wymyślone opowiastki. Od Hermiony wiedziała bowiem, że zostali uśpieni, a wcześniej zapewnieni o swoim bezpieczeństwie.
— Ale miałem schowaną w rękawie różdżkę — zapewniał Ron Padmę Patil. — Mógłbym załatwić tych trytokretynów, gdybym tylko chciał.
— A co byś zrobił? Zachrapałbyś na nich? — zapytała złośliwie Hermiona, a bliźniacy i Lee wybuchli śmiechem.
— Pewnie by ich oślinił, w końcu smacznie spał, kiedy Harry odwalał brudną robotę — dołączyła impertynencko Don i mrugnęła do Rona, który spłonął ze wstydu, kiedy Padma rzuciła mu niedowierzające spojrzenie i odeszła.
Wszyscy obecni ponownie się zaśmiali, kiedy Ron przewrócił oczami na tę zaczepkę.
— Dla twojej świadomości — zaczął oburzony jak morskie fale podczas sztormu Ron — nie ślinię się, gdy śpię, Don.
— Oj, ślinisz się, Ronald...
— Skąd ty to niby wiesz?! — zawołał ze skonsternowaniem.
— Oj, tajemnica, Ronald...
Fred, George i Lee ponownie się zaśmiali, kiedy Don poklepała Rona po policzku i skręciła wraz ze swoimi rówieśnikami na rozwidleniu korytarzy. Skierowali się w stronę sali obrony przed czarną magią, gdzie za moment mieli mieć zajęcia.
Od tamtego momentu Ron już nikomu nie wciskał bujd o swojej przerysowanej mężności i fikcyjnych walkach na śmierć i życie z „najstraszniejszymi potworami" z niezmierzonego dna jeziora.
Relacja pomiędzy Don i Marco stawała się coraz dziwniejsza, przynajmniej dla samej dziewczyny, która przez niedomówienia nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Z dnia na dzień zaczęli spędzać ze sobą tyle czasu, że momentami już rzadziej zaczęła przebywać w towarzystwie Freda, George'a i Lee.
Jednocześnie ta zmiana w żadnym stopniu nie przeszkadzała Don. Marco był świetny, uwielbiała z nim rozmawiać, choć często, to akurat musiała przyznać, brakowało im wspólnych tematów. Bardzo się różnili, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają, prawda?
Marco był bardzo opanowany, spokojny, uwielbiał czytać i się uczyć. Miał głowę pełną kreatywnych pomysłów, wiele ambitnych planów na przyszłość i celów. Był bardzo troskliwym bratem młodszego od siebie Nico, z którym miewał problemy.
— Nie wiem dlaczego, ale Nicholas strasznie mnie nie lubi... — wyznał pewnego razu Don Marco, kiedy spacerowali razem po błoniach.
Panowała wśród zielonych sfer straszna wichura, która podrywała włosy Don z taką niezmierzoną siłą, że dziewczyna się obawiała, iż w końcu je całkowicie porwie, jak zwykłą chorągiewkę. Spojrzała ze zmartwieniem na Marco, którego smutek w oczach aż kąsał do żywego.
— Wiesz, zazwyczaj relacje rodzeństwa są napięte — przyznała po zastanowieniu. — Może tylko ci się tak wydaje, że za tobą strasznie nie przepada, a tak naprawdę nie ma do ciebie zastrzeżeń?
CZYTASZ
Ostatni kawał • Fred Weasley
FanfictionPrzyjaźniła się z nimi od pierwszego roku. Wspólne kawały, śmiechy, chwile zarówno gwałtownego upadku, jak i uniesienia aż po gwiazdy rozkwitły w piękną różę. Każda ma jednak kolce. Don i Fred wiele się kłócą, ale nawet pomimo tego od zawsze byli ze...