Rozdział 25

1.2K 104 623
                                    

Musiałam zrobić sobie przerwę, wybaczcie za brak rozdziałów. Już wracam.

Drugie zadanie turnieju spowodowało, że zazwyczaj pomijany Ron znalazł się w blasku fleszy dla osób zainteresowanych tym, w jaki sposób nagle znalazł się na dnie jeziora. Sprawiło to, oczywiście, że równocześnie dla Don, bliźniaków i Lee stał się obiektem żartów. Nie, żeby wcześniej nim nie był.

Don nie potrafiła wytrzymać ze śmiechu, kiedy Ron z zażartością opowiadał o domniemanym porwaniu i mężnej walce na dnie jeziora z uzbrojonymi po zęby trytonami. Nie mogła uwierzyć w to, że większość dziewczyn wierzyła w te wymyślone opowiastki. Od Hermiony wiedziała bowiem, że zostali uśpieni, a wcześniej zapewnieni o swoim bezpieczeństwie.

— Ale miałem schowaną w rękawie różdżkę — zapewniał Ron Padmę Patil. — Mógłbym załatwić tych trytokretynów, gdybym tylko chciał.

— A co byś zrobił? Zachrapałbyś na nich? — zapytała złośliwie Hermiona, a bliźniacy i Lee wybuchli śmiechem.

— Pewnie by ich oślinił, w końcu smacznie spał, kiedy Harry odwalał brudną robotę — dołączyła impertynencko Don i mrugnęła do Rona, który spłonął ze wstydu, kiedy Padma rzuciła mu niedowierzające spojrzenie i odeszła.

Wszyscy obecni ponownie się zaśmiali, kiedy Ron przewrócił oczami na tę zaczepkę.

— Dla twojej świadomości — zaczął oburzony jak morskie fale podczas sztormu Ron — nie ślinię się, gdy śpię, Don.

— Oj, ślinisz się, Ronald...

— Skąd ty to niby wiesz?! — zawołał ze skonsternowaniem.

— Oj, tajemnica, Ronald...

Fred, George i Lee ponownie się zaśmiali, kiedy Don poklepała Rona po policzku i skręciła wraz ze swoimi rówieśnikami na rozwidleniu korytarzy. Skierowali się w stronę sali obrony przed czarną magią, gdzie za moment mieli mieć zajęcia.

Od tamtego momentu Ron już nikomu nie wciskał bujd o swojej przerysowanej mężności i fikcyjnych walkach na śmierć i życie z „najstraszniejszymi potworami" z niezmierzonego dna jeziora.

Relacja pomiędzy Don i Marco stawała się coraz dziwniejsza, przynajmniej dla samej dziewczyny, która przez niedomówienia nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Z dnia na dzień zaczęli spędzać ze sobą tyle czasu, że momentami już rzadziej zaczęła przebywać w towarzystwie Freda, George'a i Lee.

Jednocześnie ta zmiana w żadnym stopniu nie przeszkadzała Don. Marco był świetny, uwielbiała z nim rozmawiać, choć często, to akurat musiała przyznać, brakowało im wspólnych tematów. Bardzo się różnili, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

Marco był bardzo opanowany, spokojny, uwielbiał czytać i się uczyć. Miał głowę pełną kreatywnych pomysłów, wiele ambitnych planów na przyszłość i celów. Był bardzo troskliwym bratem młodszego od siebie Nico, z którym miewał problemy.

— Nie wiem dlaczego, ale Nicholas strasznie mnie nie lubi... — wyznał pewnego razu Don Marco, kiedy spacerowali razem po błoniach.

Panowała wśród zielonych sfer straszna wichura, która podrywała włosy Don z taką niezmierzoną siłą, że dziewczyna się obawiała, iż w końcu je całkowicie porwie, jak zwykłą chorągiewkę. Spojrzała ze zmartwieniem na Marco, którego smutek w oczach aż kąsał do żywego.

— Wiesz, zazwyczaj relacje rodzeństwa są napięte — przyznała po zastanowieniu. — Może tylko ci się tak wydaje, że za tobą strasznie nie przepada, a tak naprawdę nie ma do ciebie zastrzeżeń?

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz