Kiedy Don wstała w poranek dwudziestego marca, była niezwykle podekscytowana zaczynającym się dniem. Jak żywe srebro zeskoczyła z łóżka (poślizgawszy się przy tym o swoją skarpetkę, która leżała na podłodze) i z szybkością światła narzuciła na siebie ubrania.
— Widzisz? Gdybyś sprzątała, to nie byłoby problemu — stwierdziła rzeczowo Grace i wzruszyła ramionami.
Don już otwierała usta, aby się odgryźć nielubianej współlokatorce, kiedy złapała błagalne spojrzenie Vickie. Westchnęła więc i wybełkotała pod nosem:
— Ta, tak. Absolutnie tak.
Dotknęła dłonią medalionu, który codziennie nosiła na swojej szyi — był to prezent bożonarodzeniowy od jej najlepszych przyjaciół. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i ostrożnie, wręcz z pobożnością, przesunęła po nim palcem.
— To podniesiesz te rzeczy z podłogi? — dopytywała sfrustrowana Grace.
Powieki Don ponownie się przymknęły, kiedy przybrała sztuczny uśmiech. Pochwyciła swoją różdżkę i kilkoma jej machnięciami sprawiła, że wszystkie ubrania z podłogi przeniosły się poskładane do kufra. Następnie dokładnie pościeliła swoje łóżko i ukłoniła się z przesadnym wyrafinowaniem przed Grace.
— Czy ma pani jeszcze jakieś życzenia? — zapytała teatralnie niskim tonem.
— Zachowuj się na swój wiek, Donno — prychnęła rozdrażniona Grace i odsunęła się na kilka kroków. — Nie spóźnij się znowu na lekcje.
— Dobrze, mamuś — mruknęła i wyszła szybko z dormitorium.
— Ach, te dramaty — usłyszała jeszcze ironiczny głos Nellie oraz karcącą ją natychmiast Vickie.
Schodząc po schodach w stronę wspólnego pokoju Gryffindoru, natknęła się na ostatnią współlokatorkę — Dellę, która zazwyczaj wstawała z samego rana. Była zdecydowanie rannym ptaszkiem, czego Don nie potrafiła pojąć. Ona mogłaby spać dosłownie całymi dniami. Nienawidziła wczesnego wstawania i nie potrafiła zrozumieć, jak można było tak czynić.
— Radzę ci, jeśli nie chcesz wpaść w paszczę lwa — powiedziała Don, złapawszy zaskoczoną Dellę nagle za ramię — to nie idź do tego dormitorium.
Bardzo cicha i nic nie wyróżniająca się na tle swoich współlokatorek Della otworzyła ze strachu szerzej oczy i szybko umknęła przed wzrokiem zaskoczonej tym Don. Gryfonka wzruszyła ramionami i mruknęła cicho pod nosem:
— Nie mów, że nie ostrzegałam.
We wspólnym pokoju o dziwo nie natknęła się na Freda, George'a i Lee, z którymi zawsze szła w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu, jakby przyjaciele schowali się pod jakimś fotelem czy stolikiem, ale, niestety, nigdzie ich nie znalazła.
Założyła ręce na piersi, jak zirytowana matka, i po kilku minutach czekania z myślą, że jakimś cudem ogarnęła się szybciej niż oni — co nie zdarzało się właściwie nigdy — ruszyła samotnie w stronę Wielkiej Sali. Dlaczego dzisiaj na nią nie poczekali?
Kiedy zasiadła przy długim stole i nałożyła sobie gorącą jeszcze owsiankę, zorientowała się, że przyjaciół nie było nawet tutaj. Zaczęła się powoli zamartwiać, gdzie ich tak nagle wcięło i dlaczego niby o niczym nie wiedziała, kiedy nagle sobie coś uświadomiła.
Przecież na pewno coś zaplanowali! W końcu dzisiaj był dwudziesty marca, czyli...
— Urodziny, siostra! — zawołał Adan, niemalże wypychając ją z ławy. Opadł obok niej, wepchnąwszy się wcześniej pomiędzy nią a Angelinę Johnson. — Nie ma to jak siedemnaście lat! Dorosłość! I rok bliżej do twojej śmierci! Optymistyczna perspektywa!
CZYTASZ
Ostatni kawał • Fred Weasley
FanfictionPrzyjaźniła się z nimi od pierwszego roku. Wspólne kawały, śmiechy, chwile zarówno gwałtownego upadku, jak i uniesienia aż po gwiazdy rozkwitły w piękną różę. Każda ma jednak kolce. Don i Fred wiele się kłócą, ale nawet pomimo tego od zawsze byli ze...