Na następny dzień Don zbudziła się ze sporym kacem. „Idealne Boże Narodzenie" — pomyślała z ironią, wchodząc do łazienki.
Przespała resztę feralnego popołudnia, gdy razem z mamą upiły się i nażarły pierników. Zbudziła się w środku nocy tylko po to, aby zaraz znowu zasnąć. Nad ranem wypiła duszkiem czarodziejski eliksir, który raz-dwa postawił ją na nogi i przywrócił siły życiowe.
Doprowadziła się do ładu biorąc długi, gorący prysznic. Największy problem miała z włosami, które były naturalnie gęste, wobec czego całe się skołtuniły. Nawilżyła je po prysznicu olejkiem i rozczesała dokładnie przed lustrem. Pomimo że najgorsze efekty zeszłodniowej popijawki zniknęły, to warstwa zewnętrzna nie prezentowała się najlepiej. Oczy miała zaczerwienione i nieco opuchnięte, a twarz całą bladą.
Szybko odwróciła wzrok od swojego odbicia i przełknęła wstyd. Cóż, i tak nie zamierzała nigdzie wychodzić z domu. Rodzinny zjazd mama też odwołała ku niepocieszeniu licznych ciotek Don, które z takim zapałem mówiły o „wsparciu siostry w potrzebie". Wsparciu, jasne. Don doskonale wiedziała, że owe wsparcie wyglądałoby na machnięciu ręką na tę tragedię i sugestiach, że „bez ojca będzie lepiej, nigdy go nie lubiłyśmy".
Rozmyślania Don przerwało pukanie do drzwi. Wciąż z mokrymi włosami wyszła z łazienki, pewna, że to Adan się dobijał. Odkąd wrócił na święta do domu, robił za głowę domu i załatwiał wszystkie obowiązki, na które Don i Claudia nie miały siły. A przecież on też stracił ojca. Nachalne pukanie się powtórzyło.
— No idę! — Don przewróciła oczami i rzuciła ręcznik, którym wycierała włosy, na podłogę w swoim pokoju.
Złapała za klamkę i ją pociągnęła gotowa do skrytykowania młodszego brata, ale zamiast niego zastała...
— Fred? — Osłupiała. Wpatrywała się w chłopaka tak, jakby był duchem.
A może był? A może wciąż była pijana i widziała niestworzone rzeczy?
— No hej — powiedział z nieśmiałym uśmiechem, a następnie ją przyciągnął do siebie.
Nie, był prawdziwy. Tak, teraz Don była tego pewna. Czuła jego ciepło i charakterystyczny zapach. Słyszała bicie serca.
— Co ty tu robisz? Są święta, powinieneś spędzać czas z rodzinę... — wychrypiała.
— Don, ty jesteś moją rodziną — odparł rozbawionym tonem, jakby nie mógł uwierzyć w jej naiwność. — Idziemy do Nory, wszyscy na ciebie czekają.
— Ale... Ja nie mogę... Muszę tu być, dla mamy...
Niespodziewanie w korytarzu stanęła Claudia. Wciąż w szlafroku, ale prezentowała się znacznie lepiej niż Don. Dziewczyna zestresowała się, że widok Freda tylko rozjuszy kobietę, lecz ta się uśmiechnęła.
— W porządku, możesz iść. Nie zostanę sama, jest jeszcze Adan. Powinnaś choć na chwilę odpocząć. Teraz potrzebujesz blisko siebie przyjaciół — powiedziała, a potem, zawieszając wzrok na Fredzie, dodała: — I chłopaka.
Don rozdziawiła usta, lecz wciąż się wahała. Fred cierpliwie czekał. W końcu przytaknęła, zastrzegając:
— Tylko na chwilę.
Serce wyrywało jej się do Nory. Rodzina Weasleyów zawsze była dla niej bliższa, niż jej własna. Ciepło Molly i Artura, którzy traktowali ją jak własną córkę, było szczere i sycące jej spragnioną bliskości duszę.
Stanęli przed kominkiem w salonie, nabrali garść proszku Fiuu. Fred teleportował się pierwszy. Don stanęła w płomieniach i odwróciła się do mamy.
CZYTASZ
Ostatni kawał • Fred Weasley
FanfictionPrzyjaźniła się z nimi od pierwszego roku. Wspólne kawały, śmiechy, chwile zarówno gwałtownego upadku, jak i uniesienia aż po gwiazdy rozkwitły w piękną różę. Każda ma jednak kolce. Don i Fred wiele się kłócą, ale nawet pomimo tego od zawsze byli ze...