Rozdział 66

836 74 128
                                    

Po śniadaniu uczniowie piątych i siódmych klas zebrali się w sali wejściowej, a inni rozeszli się po klasach. I w końcu, o pół do dziesiątej, zaczęto wzywać do Wielkiej Sali klasę po klasie. Don była lekko zestresowana. Ściskała mocno w swojej dłoni naszyjnik od Freda, który dostała zeszłej nocy, szukała swojego miejsca. 

Znikły cztery długie stoły domów, a na ich miejsce pojawiły się rzędy małych stolików, zwróconych w stronę stołu nauczycielskiego w końcu sali, gdzie czekała profesor McGonagall. Kiedy wszyscy usiedli i zapadła cisza, powiedziała: „Możecie zaczynać" i przewróciła wielką klepsydrę stojącą na biurku.

Don była lekko przerażona, gdyż na pierwszy rzut oka kompletnie nic nie wiedziała, zupełnie jakby wszystko ot tak wyparowało jej z głowy. Ale z biegiem czasu, kiedy po raz kolejny, już nieco spokojniej, przeczytała polecenie, zaczęła coś pisać. Miała szczerą nadzieję, że to „coś" wystarczy do w miarę przyzwoitych wyników, od których by nie dostała po głowie od wiecznie wymagających rodziców.

Ostatecznie uznała, że napisała na tyle, na ile potrafiła. Dała z siebie wszystko, co mogła tylko dać. Zdawała sobie sprawę, że zdecydowanie nie będzie mieć jakichś dobrych wyników (pozostawiła kilka luk, a reszty w ogóle za knuta nie była pewna), ale Don nigdy nie przejmowała się zanadto szkołą. Cieszyła się zaś, że nareszcie miała to za sobą, powtarzając w myślach, że owutemy i tak ostatecznie jej się nie przydadzą. Miała już inne plany, w końcu Fred i George nie rozkręcą sklepu bez, w mniemaniu Don, „jej głowy do interesów".

Naszyjnik z dużą literą „F" był od wczorajszego rozdzielenia się z Fredem talizmanem Don. Kiedy tylko się stresowała, niepokoiła czy właściwie cokolwiek — ściskała go mocno w dłoni i wyobrażała sobie Freda. To było znacznie bardziej uspokajające, niż mogłoby się wydawać. 

Już niedługo, uzmysłowiła sobie Don. Już niedługo więcej nie będziemy musieli się rozdzielać. Bo oprócz chłopakiem, Fred był także wraz z George'em najlepszym przyjacielem Don. Brakowało jej wspólnych żartów i spędzania czasu razem. Bez nich było tak jakby... szaro i nudno... Miała przy sobie Lee i Vickie, ale nie zmieniało to faktu, że atmosfera nie była taka sama, jak wówczas, kiedy byli jeszcze bliźniacy. 

Praktyczne egzaminy poszły Don całkiem-całkiem. Obronę przed czarną magią zdała na „Powyżej oczekiwań", zaś transmutację i zaklęcia na „Zadawalający". Tylko z zielarstwem okazał się mały problem, który zaowocował tym, że Don nie zdała tego przedmiotu. Zresztą nie dziwiła się w ogóle, w końcu to zielarstwu najmniej przykładała uwagi. Właściwie chodziła na nie tylko ze wzgląd na to, że chciała się szczycić zdaniem owutemu, którego nie zdali bliźniacy.

Lee miał podobne wyniki do Don, zaś Vickie poradziła sobie znacznie lepiej — od początku była dosyć pilną uczennicą i pilnowała tego, aby niezaniedbać nigdy nauki. 

Te kilka dni egzaminów mimo wszystko wymęczyły Don, Lee i Vickie, którzy już szczerze mieli dość i myśleli tylko o tym, jak miło będzie początkiem września spać do południa z wiedzą, że inni teraz śpieszą na lekcje. 

— Chyba mózg mi zaraz wyparuje od tych arkuszy — wymamrotał po egzaminach Lee. 

— Nie może ci wyparować coś, co nie istnieje. — Don uniósł cwanie jedną brew. — Już mamy wszystko za sobą, Jordan, więc, błagam, nie wspominaj więcej o tych durnych egzaminach... 

— Nie były takie złe — skomentowała ze wzruszeniem ramion Vickie, na co została spiorunowana wzrokiem przez przyjaciół.

— Gdybym wkuwał każdego dnia tyle, co ty, to też bym tak mówił — burknął Lee.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz