Rozdział 81

191 10 96
                                    

Ostatnio trochę szaleję z tymi rozdziałami. Czwarty rozdział w ciągu czterech dni. A to wszystko, aby doprowadzić tę historię do końca. No i czuję się świetnie, znowu zanurzając się w tym fandomie ♥ Mam nadzieję, że i wam się te rozdziały podobają!

W razie jakichś wątpliwości — koniecznie dajcie znać! Inne przemyślenia też chętnie przyjmę!

Ciemne pomieszczenie bez okien, surowe kafelki na ścianach i podłodze, mały drewniany stół i krzesło. To wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu, do którego została zaprowadzona Don. 

Znajdowali się w środku ministerstwa magii, więc przynajmniej była już pewna, że z domu wyrwali ją urzędnicy, nie jacyś porywcze czy, co gorsza, śmierciożercy. Nie zmieniało to faktu, że była przerażona. Od czasów Umbridge nauczyła się bowiem jednego — nie ufaj rządowi.

Z sufitu zwisiała lampka, która dyndała we wszystkie strony, jakby miała zaraz spaść prosto na głowę Don. Emanowała niebieskawym światłem, które niewiele radziło na wszechogarniającą ciemność.

— Jeśli to jest jakaś zagrywka psychologiczna, to działa! — zawołała w stronę zamkniętych drzwi.

Nikt nie odpowiedział. 

Zaczęła w głowie przeprowadzać spis sytuacji, za które mogłaby tutaj trafić. Nic racjonalnego jednak nie przychodziło jej do głowy — bo chyba niewinne hogwardzkie żarty się nie liczyły?

Wtedy sobie przypomniała sytuację sprzed ponad pół roku i aż pot ją oblał. Czy to o to chodzi? Wtargnięcie do ministerstwa i zdemolowanie Departamentu Tajemnic? Ale... Dumbledore się za nimi wstawił, tak jak i reszta Zakonu. Powrót Voldemorta został potwierdzony, a cała sytuacja wyjaśniona. Tak przynajmniej jej się wydawało.

Czy znaleźli jakąś lukę i postanowili za nią ukarać ją, jedyną dorosłą w tym czasie?

Prawda jednak okazała się znacznie bardziej przerażająca.

Drzwi się w końcu otworzyły, a zza nich wyłonił się jeden z urzędników, który ją tu przyprowadził. Chapman, jak sądziła Don. Był dosyć korpulentny, o ciemnej skórze i gęstej brodzie. Przyniósł ze sobą jej różdżkę, którą wcześniej dziewczynie odebrali. Położył magiczne drewienko na stole i spojrzał na Don poważnym wzrokiem.

— Czy to pani różdżka? 

— Tak... — wybąkała.

— Proszę podać specyfikę.

Don domyśliła się, że chodziło o to, z czego jej różdżka była zrobiona.

— Dereń, jedenaście i trzy czwarte cala, włos z ogona jednorożca... Czy mogę zapytać... — zaczęła, ale Chapman prędko wszedł jej w zdanie:

— Ostatnie rzucone zaklęcie? — zapytał. 

— Chłoszczyść — odparła po przemyśleniu.

— To się zgadza... — mruknął, odhaczając coś w swoim notesie.

— To, na gacie Merlina, na co pytasz? — zdenerwowała się Don.

Nawet nie uniósł wzroku.

— Margaret Malone. Czy kojarzy pani to nazwisko?

Ze zdumienia Don aż odebrało mowę. Oczywiście, że kojarzyła. To była jej ciotka od strony matki. Jedna z wielu ciotek. Spróbowała coś wyczytać z twarzy urzędnika, lecz ta pozostawała nieprzystępna. „Durny fagas" — obraziła go w myślach Don.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz