Po korytarzach śmigały smoki z zielono-złotych iskier, rzygając ogniem, przy akompaniamencie donośnych huków i trzasków. Wielkie, jaskraworóżowe ogniste koła szybowały groźnie jak eskadra latających spodków. Rakiety z długimi ogonami ze srebrnych gwiazdek odbijały się od ścian. Wulkany tryskały iskrami, wypisując w powietrzu nieprzyzwoite słowa. Gdziekolwiek się spojrzało, eksplodowały petardy, a wszystkie te pirotechniczne cuda nie tylko się nie wypalały i nie gasły, ale zdawały się nabierać z każdą chwilą mocy.
Zarówno Umbridge, jak i Filch biegali po całym Hogwarcie próbując to wszystko jakoś naprawić, ale bezskutecznie. Nie mieli poparcia innych nauczycieli, jak choćby Flitwicka, który znał się świetnie na zaklęciach, a nie kwapił się do żadnej pomocy. Kilka dni więc minęło w wielkim rozgardiaszu. Przez ten czas Don nie spotkała się ani z Fredem, ani z George'em, a starała się być ciągle na widoku Umbridge. Nie dla siebie, ale dla Freda, który bardzo się martwił, że po ich wylocie jej dostanie się najbardziej. Dzięki zamieszaniu i Adanowi się upiekło, ponieważ dyrektorka zdawała się zapomnieć o jego szlabanie, zbyt zajęta próbami opanowania sytuacji.
Szala się przelała, kiedy Fred i George próbowali pomóc Harry'emu, któremu bardzo zależało na rozmowie z Syriuszem. A jedynej ku temu możliwości był kominek samej dyrektorki. Wobec tego zaczarowali korytarz w bagno, które ciężko było usunąć. Niestety zostali złapani. Don była wściekła, że o niczym nie wiedziała. Owszem, miała się trzymać od Umbridge z daleko i przystała na tę prośbę, ale nie zaszkodziłoby gdyby przynajmniej obserwowała korytarze. Może w takich warunkach bliźniacy nie zostaliby złapani...? Bała się, że teraz trudno będzie im się wyrwać, ale ponownie ich nie doceniła.
— No i co? — rozległ się triumfalny głos Umbridge, patrzącej z góry na Freda i George'a. — Pewnie uważacie za zabawne zamienienie szkolnego korytarza w bagno, co?
— Bardzo zabawne — odrzekł Fred, patrząc na nią bez śladu lęku. Odszukał wzrokiem w tłumie gapiów Don i z uśmiechem puścił jej oko. To Gryfonkę uspokoiło. Zdawali się panować nad sytuacją.
Filch przepchał się bliżej do Umbridge. Był bliski płaczu ze szczęścia.
— Mam formularz, pani dyrektor — powiedział ochrypłym głosem, wymachując kawałkiem pergaminu, który wziął z jej biurka. — Mam formularz, a bicze już czekają... Och, niech mi pani dyrektor pozwoli zrobić to teraz...
Don cała się napięła i prawie rzuciła się w stronę Filcha, wściekła, że tak mu zależało na skrzywdzeniu Freda i George'a. Stojący w pobliżu Lee i Vickie szybko zareagowali, powstrzymując jej nagły przypływ złości.
— Dobrze, Argusie. Wy dwaj — tu spojrzała znowu na Freda i George'a — zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się ze złoczyńcami.
— Taak? — powiedział Fred. — Chyba się nie dowiemy. — Odwrócił się do brata. — George, myślę, że wyrośliśmy już ze szkoły.
— Wiesz, to samo sobie pomyślałem — przyznał ochoczo George.
— Czas, by wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie, co?
— Masz świętą rację — zgodził się George.
I zanim Umbridge zdążyła powiedzieć słowo, unieśli różdżki i zawołali razem:
— Accio miotły!
W oddali rozległ się huk, a po chwili na widoku Don pojawiły się śmigające do właścicieli miotły. Pomknęły nad schodami i z łoskotem łańcucha zahamowały ostro przed bliźniakami.
— Już się nie zobaczymy! — pożegnał Umbridge Fred, przekładając nogę przez miotłę.
— Masz to jak w banku! I nie musisz do nas pisać! — dodał George, dosiadając swojej miotły.
CZYTASZ
Ostatni kawał • Fred Weasley
FanfictionPrzyjaźniła się z nimi od pierwszego roku. Wspólne kawały, śmiechy, chwile zarówno gwałtownego upadku, jak i uniesienia aż po gwiazdy rozkwitły w piękną różę. Każda ma jednak kolce. Don i Fred wiele się kłócą, ale nawet pomimo tego od zawsze byli ze...