Rozdział 49

992 94 435
                                    

Pierwsza wybudziła się Don. Ocknęła się przez promienie słońca, które oświetlały wszem wobec cały pokój. Zmrużyła powieki pod ich naporem i przetarła dłonią twarz. Powoli usiadła i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Dostrzegła, że łóżko naprzeciwko jest puste. Więc Ginny musiała już wstać...

— Dzień dobry.

Na dźwięk czyjegoś głosu tuż przy swoim uchu zapiszczała i podskoczyła. Odwróciła się gwałtownie z szokiem wymalowanym na twarzy w stronę zaspanego Freda. Wtedy sobie przypomniała.

— O Merlinie... To ty, no tak... — Uderzyła swą otwartą dłonią w czoło i westchnęła, a następnie ponownie odwróciła się w stronę łóżka nie Ginny, a George'a. — Będzie się znowu z nas nabijał... Myślisz, że nie zauważył?

— Nie mógł „nie zauważyć". — Fred z miną znawcy uniósł się na łokciach. — Tak się wierciłaś, że przez trzy czwarte nocy spałem tuż przy tej zimnej ścianie.

— Sam mnie zaprosiłeś! — zauważyła i uderzyła Freda po ramieniu z obrażoną miną.

— Dobra, dobra. — Uniósł ręce w geście poddania i przybliżył się, tak że teraz siedzieli obok siebie. — Wstawajmy lepiej, zaraz pewnie tatę pójdziemy odwiedzić...

Don przytaknęła. Już podnosiła się, kiedy Fred, wstający w tej samej chwili, przypadkiem uderzył ją barkiem. Prawie straciła równowagę, tak że już czuła bliskie spotkanie swojej twarzy z podłogą.

— Fred! — krzyknęła. Zdenerwowała się, kiedy ten parsknął kpiącym śmiechem. Z naburmuszoną miną niczym małe dziecko, któremu odebrano lizaka, natarła na chłopaka i oboje zaczęli się przepychać. Wyglądało to z boku na typowe „wojny" młodszego rodzeństwa.

Wygrana Freda jednakże była z góry przesądzona. Był znacznie wyższy i silniejszy od Don, która zamiast rąk miała chyba watę. Bez problemu podciął nogi dziewczynie i zaczął ciągnąć ją ku ziemi, aż została przez niego całkowicie przypłaszczona.

— Ha! — Fred zrobił dumną minę i podniósł się na łokciach, zawisając tuż nad twarzą zrezygnowanej Don.

— Masz się czym podniecać — burknęła. — Jesteś wyższy i silniejszy niż ja, więc to wcale nie jest żadna wygrana. A teraz ze mnie złaź.

Próbowała z zirytowaną miną zepchnąć z siebie Freda, ale bezskutecznie.

— Co ty robisz?

— Musisz czekać na moje miłosierdzie — odparł wyniosłym tonem ze sprytną miną.

— Jak ty mnie wkurzasz... — mruknęła i zmrużyła oczy.

— A jakoś spałaś ze mną w jednym łóżku — zauważył z szelmowskim uśmieszkiem.

— Daj spokój, przecież to nic takiego. Jesteśmy przyjaciółmi, więc nic w tym dziwnego.

Z zaskoczeniem zauważyła, jak mina Freda dziwnie zrzedła. Ściągnęła brwi, zastanawiając się, co się stało. Dlaczego nagle się tak zmartwił? Czym? Niestety nie miała okazji, aby o to zapytać, ponieważ drzwi stanęły otworem.

— A co tutaj się dzieje?

Fred natychmiast podniósł się z Don i usiadł na podłodze. Gryfonka skorzystała z tej okazji i także szybko się podniosła. Oboje spojrzeli w stronę drzwi, w których stał z kubkiem ciepłego mleka w jednej dłoni, a w drugiej z tostem George.

— Sprawdzamy wygodność podłogi — odparła Don. — Oceniam ją... hmm... takie trzy i pół na dziesięć.

— Tak mało? Mnie tam wydawała się całkiem-całkiem. — Fred wzruszył ramionami.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz