Rozdział 69

712 60 132
                                    

Nic nie było takie samo.

Te słowa boleśnie uderzały w brzuch, doprowadzając do trudności z wzięciem oddechu. I nawet na dwa tygodnie po tych wydarzeniach atmosfera wciąż była gęsta, jakby wszyscy wleźli w jedno i to samo głębokie bagno, z którego teraz nie sposób było wyjść.

Śmierć Syriusza nie była pierwszą śmiercią z ręki popleczników Voldemorta czy samego w swojej osobie Czarnego Pana od momentu jego powrotu. Zresztą większość świata magicznego na wieść pozbycia się Blacka świętowała. Dla nich był noebiezpiecznym i szalonym mordercą, któremu jakimś cudem udało się zbiec że szczelnych murów więzienia Azkabanu.

Można było nawet powiedzieć okrutnie tudzież bezdusznie, że Bellatriks Lestrenge tym razem wyświadczyła im przysługę. Co sprytniejsi jednak potrafili dostrzec w tej całej sytuacji pewną nieprawidłowość. Rzekomy popleczników Voldemorta zamordowany przez drugiego? I to jeszcze z tej samej krwi rodu Blacków? Torie spiskowe nie znały końca. Sam w sobie śmierć Syriusza była zamiatana pod dywan. Nikogo nie obchodził los „mordercy", ale już spiski czy różnorakie teorie, co tak naprawdę zasiało się od momentu uznanej zdrady Syriusza, jego współpracy z Voldemortem, do jego złapania oraz zamknięcia w Azkabanie. Potem ucieczkę, aż do finałowej bitwy w Departamencie Tajemnic, zwieńczenia marnego żywota mężczyzny.

Don z zirytowaniem zmięła strony wyrwane z gazety. Ugniotła je w kulkę, a następnie rzuciła w stronę kominka, mamrocząc pod nosem zaklęcie. Kulkę już w locie pochłonął ogień, a kiedy wylądowała twardo pomiędzy belki, ogień rozprzestrzenił się w oka mgnieniu. Don wpatrywałam się w milczeniu w tańczące języki płomieni oraz buchające zaciekle iskry. Nie tak wyobrażała sobie koniec szkoły. A najgorsze w tym wszystkim było to, że to była w dużej mierze jej wina.

Don nie potrafiła się wyzbyć tej myśli że swojej głowy. Rodzice mieli od początku rację — była już dorosła, a zachowywała się wciąż jak dziecko. Nienawidziła tej wersji siebie, och, jak nienawidziła! Spojrzała na pozostałości po stronie gazety, która brutalnie wyrwała i poszczuła ogniem. Jedynie szary popiół, to wszystko. Żałowała, że w ten sposób nie jest w stanie pozbyć się również tej dziecinnej, bezmyślnej wersji siebie.

Gdzieś z tyłu glowy jakaś racjonalna cząstka Don szczypała ją i szeptała wcale nie tak cicho: „To nie twoja wina. To nie ty zabiłaś Syriusza. To była Bellatriks". Nie zmieniało to faktu, że Don wyrzucała sobie to, że zamiast przez chwilę nie pomyśleć, czy wizja Harry'ego nie była podpuchą, tak jak to Hermiona mówiła, postąpiła niemalże czysto egositycznie.

Ruszając na misję, owszem, miała w głowie ratowanie Syriusza, którego zdążyła już polubić, i zadbanie o innych — o irionio! — ale nie można było zaprzeczyć, że przede wszystkim Don myślała o sobie, swojej żądzy poczucia krążek we krwi adrenaliny. Potrzebowała wówczas jakiegoś odskoku. Zbyt długo była rozłączona ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi, oraz z ich wyjątkową tendencją pakowania się w kłopoty.

Była najstarsza z grona osób uczestniczącej w bitwie, a bez skinięcia palcem pozwoliła im wszystkim wkraść się do ministerstwa, narażając życie każdego z nich. Przecież nawet gdyby to nie była pułapka, w dalszym ciągu pewne było, że natkną się na samego we właśnie osobie Voldemorta i pewno śmierciożerców. Tak czy inaczej pewne było niebezpieczeństwo i choć Don uwielbiała niebezpieczeństwo, to nie gdy narażeni byli na nie inni. A teraz Syriusz umarł z ich bezmyślności. Mieli go uratować, tymczasem zginął. Zginął przez to, że przybyli go uratować. Los sobie z nich zadrwił.

Podniosła się z fotela, na którym dotąd siedziała, i rzuciła na łóżko. Przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że jest sama jedna w domu i może się odstresować, gdyż ostatnie dni były napięte. Dużo się kłóciła z rodzicami, którzy byli wściekli, że wzięła udział w jakiejś bitwie, choć przecież była już pelnoletnia i sama o tym decydowała. Ona się wściekała, bo oni się na nią wściekali, a Adan nie obrał żadnej strony, przez co i na niego, choć niczego nie był winien, szła ta lawina.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz