Rozdział 74

668 49 91
                                    

Nad ranem Don przebudzała się dwa razy, nim zdecydowała się wstać. Pierwsze ocknięcie miało miejsce koło piątej, słońce akurat wschodziło, choć wciąż było stosunkowo ciemno i ponuro. Wciąż czuła przy sobie Freda, który oddychał spokojnie. Drugie natomiast kilka minut po ósmej. Do pokoju wkradały się przez żaluzje promienie słońca, aczkolwiek cały dom zdawał się wciąż spać, w tym Fred, więc Don z myślą, że poleży do jakiejś dziewiątej ponownie zamknęła oczy.

Wybudziła się całkowicie jednak dopiero przed jedenastą. Po zamknięciu bowiem oczu wpadła w głęboki sen, zmęczona nocnym oczekiwaniem na Freda. Nie przebudził ją nawet chłopak, jak podnosił się z łóżka po dziewiątej, próbując wyplątać się i zejść z łóżka tak, aby nie obudzić śpiącej Don. 

Zapewne dziewczyna wciąż by jeszcze spała, gdyby nie fakt, że właśnie przed tą jedenastą rozbudził ją huk dobiegający z kuchni, a następnie przyciszone odgłosy kłótni, której słowa ledwo docierały do Don przez owładnięty zmęczeniem, rozbudzający się umysł. 

— ...robić tego trochę ciszej?

— Staram się! Nie moja wina, że wszystko wypada mi z rąk!

— A kogo, w takim razie?

— Od zawsze twierdziłem, że każde nieszczęście to wina Percy'ego! 

— Dobra, przymknij się już, Georgie, bo zbudzisz nie tylko Don, a całą Wielką Brytanię. 

— Wyobraź więc sobie, że ja też musiałem się w ten sam sposób co Don męczyć, gdy chrapałeś na pół dormitorium! Zresztą nie tylko ja, raz nawet Lee zakleił ci usta i nos, żebyś przestał trząść zamkiem...

— A więc to byliście wy!

— No chyba nie troll górski, nie? 

— Ja wcale nie sądziłem, że to był... — Fred urwał, gdy w drzwiach pojawiła się półprzytomna Don. Przecierała dłońmi zaspane oczy, przyglądając się bliźniakom.

— Heeej — wymamrotał George, głupkowato się uśmiechając i drapiąc się ze skrępowaniem, że ją wybudzili, w tył głowy. — Co taaam?

— Nie chcieliśmy cię obudzić — dodał Fred.

Don machnęła dłonią, usiadłszy przy stole.

— Właściwie dobrze się stało — zapewniła. — I tak spałam znacznie za długo.

— I tak wolne mamy. — George wzruszył ramionami. — Możemy spać nawet do dwunastej. Nie to samo, co w Norze, gdzie mama wstawała wraz z pianiem koguta i budziła wszystkich swoimi porządkami. 

Don zachichotała, nie potrafiąc spojrzeć żadnemu z bliźniaków w oczy. Wiedząc, że w końcu będą musieli poruszyć ten temat, wzięła głęboki oddech, aby mieć już to za sobą. 

— Słuchajcie...

— Nie ma żadnej sprawy — przerwał jej już na starcie Fred.

— No właśnie — poparł go ochoczo brat. — Przecież ci mówiliśmy, że możesz do nas wpadać kiedy chcesz, więcej, oferowaliśmy ci zamieszkanie z nami. 

Don odważyła się spojrzeć na George'a. Z nieco większym trudem przeniosła wzrok na Freda, który przytaknął. Chłopak chciał jakoś subtelnie poruszyć temat ich kłótni, ale nie był w stanie. Nie wiedział, jak zacząć. Spojrzał mimochodem na George'a, który w tym jednym spojrzeniu wszystkie myśli brata wyczytał. Pod pretekstem zaczerpnięcia świeżego powietrza, zmył się z mieszkania, aby Fred i Don mogli porozmawiać bez jego udziału, który byłby co najmniej niekomfortowy. 

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz