Rozdział 43

972 90 299
                                    

Pomimo że Don szczerze lubiła latać, to tego dnia zamiast przyjemności i relaksu w czasie grania czuła coś zupełnie przeciwnego — wielką frustrację. Na trybunach stadionu zasiadała grupka Ślizgonów z Malfoyem na czele, którzy bez przerwy im dogryzali, głównie pastwiąc się nad nowym obrońcą, jakim był Ron.

Widocznie stresowało to najmłodszego syna Weasleyów, który ciągle przepuszczał gole i wydawał się w ogóle nie być skupionym na grze. Bez przerwy zerkał tylko w stronę gapiów, którzy z niego otwarcie szydzili.

— RON! — zawołała przez pół stadionu Don, próbując przekrzyczeć szydercze śmiechy. — BROŃ TĘ PRAWĄ PĘTLĘ! NIE ZWRACAJ UWAGI NA TYCH DURNIÓW!

Zestresowany swoją nieporadnością Ron pokiwał wątpliwie głową, ale niezbyt się poprawił. Dalej był rozkojarzony, przez co przepuszczał w kółko gole.

— Ej, Dotson! — usłyszała kpiący krzyk Pansy Parkinson. — Co się stało z twoimi włosami? Wszy się już w nich zalęgły?

Na te słowa rozległy się szydercze śmiechy kompanów Ślizgonki, ale Don, choć bardzo zrobiło jej się gorąco i miała wielką ochotę przyłożyć Pansy prosto w nos, zignorowała wszelkie zaczepki.

Z minuty na minutę robiło się tylko gorzej. Jednak podczas trzeciej próby Ronowi nareszcie udało się złapać kafla i obronić pętlę. Był tym tak podekscytowany, że zbyt mocno rzucił kafla w stronę Don. Do tego stopnia, że ugodził ją w nos, z którego natychmiast wytrysnęła krew ku rykom śmiechu osób z trybun.

Od widoku krwi Don zrobiło się słabo, ale bez większej reakcji starła ją rękawem bluzy. Wszyscy wyczekująco wbijali wzrok w swoją kapitan, nie wiedząc, co teraz robić. Chwilę później podlecieli do niej bliźniacy.

— Don! Jesteś cała? — wypalił Fred, który doleciał do niej jako pierwszy i natychmiast złapał za ramię. W zaniepokojeniu bez obrzydzenia starł swoim rękawem resztkę krwi spod jej nosa.

— Tak, tak — wydyszała. — Nie ma co przerywać ćwiczeń, zaraz będzie lepiej...

George z zaniepokojeniem obrzucił ją wzrokiem.

— Jesteś blada jak ściana... Na pewno dasz radę?

— Dam radę, spokojnie — zapewniła.

— Masz, połknij to — powiedział Fred i wcisnął w dłoń dziewczyny produkt. — Zaraz ci przejdzie.

Don nawet nie przyjrzała się, co to konkretnie było. Ufała bliźniakom bezgranicznie i była zbyt otumaniona bólem nosa, aby sprawdzić, czy dali jej to, co powinni. Jak później się okazało, było to sporym błędem.

Powrócili do gry. Don zagwizdała, a cała drużyna ponownie skupiła się na próbie wbicia gola Ronowi. Im dłużej grali, tym sytuacja Don robiła się gorsza. Krwotok z nosa wbrew oczekiwaniom nie ustępował, tylko zdawał się wręcz podwajać. Nie miała bladego pojęcia, co się działo. Przecież krwawienie powinno już przejść!

Coraz bardziej robiło jej się słabo, a obraz się zaczął wokoło się kręcić, jakby była na jakiejś karuzeli. Bladość postępowała, trudno było Don utrzymać się na miotle przez ciągłą utratę krwi, którą próbowała zatamować rękawem. Nie poddawała się, ponieważ nie chciała przerywać treningu.

W pewnej chwili Don tak bardzo zakręciło się w głowie, że zrozumiała, iż dalej nie będzie w stanie grać, bo zaraz spadnie z miotły. Resztkami sił zagwizdała.

— Nie dam rady dalej grać! — zawołała. — To krwawienie nie...

Wtedy sobie to uświadomiła. Spojrzała morderczym wzrokiem w stronę Freda, który musiał pomylić produkty. Fred także od razu to pojął.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz