Rozdział 30

1.1K 86 305
                                    

Chociaż Don z natury raczej nie była ani to wrażliwa, ani to bardzo uczuciowa, to prowizoryczna przerwa, czy, jak niektórzy to niesłusznie uznawali, „zerwanie" z Marco było dla niej nieco przykrą sprawą.

Nie bardzo wiedziała, jak powinna to wszystko potraktować i jak się odnaleźć w tej znowu niecodziennej sytuacji. Myślała i myślała nad tym wszystkim, ale nic nie potrafiła ostatecznie wysnuć oprócz tego oczywistego faktu, że wypadało jakoś to wyjaśnić. Najlepiej przez rozmowę.

Bardzo się irytowała za każdym razem, kiedy jakiś znajomy podchodził do niej i działał ze swoimi marnymi próbami pocieszenia. Nienawidziła takiego żywnego współczucia. Od zawsze była silna i samowystarczalna, niezależna. Nie lubiła żadnego użalania się nad sobą i choć naprawdę ceniła wsparcie, to wolała nie otrzymywać żadnych wyrazów współczucia i pocieszeń z powodu czegoś, co nawet nie miało miejsca. Marco przecież jasno powiedział, że ich kiełkujący związek potrzebuje chwili przerwy. To nie było przecież żadne zerwanie! Niech wszyscy się od niej odczepią...

Z szybkością światła wrzuciła niechlujnie swoje podręczniki oraz przybory szkolne do torby i pognała w stronę wyjścia z sali od obrony przed czarną magią jak strzała.

Tylko niech nikt mnie znowu nie zatrzyma, prosiła w myślach. Tylko niech nikt mnie nie zatrzyma...

Była już na dziedzińcu i zmierzała szybkim krokiem w stronę cieplarni, w której miała mieć za moment zajęcia z zielarstwa, kiedy usłyszała za sobą dziewczęcy głosik. Zatrzymała się więc na dźwięk swojego imienia i odwróciła do Nellie, obok której stała lojalnie Vickie.

Co? — zapytała niezbyt przyjaznym tonem Don i spojrzała na Nellie spode łba.

— Oddałam ci Marco — wypaliła obrażonym tonem Nellie i założyła ręce na piersi — a tymczasem ty go straciłaś. Takie ciacho!

— Na Merlina, odwal się ode mnie, Mathis — bąknęła i odwróciła się, aby odejść.

— Nie musisz być od razu taka niemiła...

— I kto to mówi? — zaśmiała się ironicznie wpieniona już Don. — Nie zerwaliśmy, okej? Mamy przerwę...

— Ach, jak ty się nie znasz na związkach, Don... — Nellie z żywnym współczuciem pokręciła głową. Spojrzała na koleżankę tak, jakby tłumaczyła coś malutkiemu dziecku. — Przerwa to definicja zerwania, tylko bardziej subtelna. Uwierz mi, wiem, co mówię.

— No chyba nie — syknęła Don. — Wiedziałabym, gdyby oznaczało to zerwanie, w końcu to, jak warto zauważyć, mój związek, nie twój. Nie życzę sobie żadnych tego typu plotek. A teraz daj mi święty spokój.

Odwróciła się i, nie czekając na reakcję wzburzonej tym Nellie, odeszła. Może i zachowała się niezbyt uprzejmie. Może tak, ale nigdy nie była jakoś nadzwyczajnie miła. Była bezpośrednia i szczera do bólu, zawsze informowała wprost, co o danej sytuacji czy zachowaniu myślała. Nie preferowała żadnego owijania w bawełnę i fałszywości.

Nienawidziła tego, jak ktoś wtrącał się w jej życie. Ta przerwa z Marco była dla niej przykra, a Nellie ewidentnie nie dość, że robiła z igły widły, to jeszcze zwalała wszystko na Don! W porządku, w porządku, może faktycznie to była głównie jej wina, ale tego Nellie to przecież nie wiedziała. Raczej.

W czasie zielarstwa Don starała skupić się na lekcji. Nie było to jej codziennością, ale w ten sposób mogła zająć myśli czymś innym niż Marco, Nellie i te wszystkie wyrazy współczucia, choć przecież nic takiego się nie stało. Tylko jedna rzecz, a raczej osoba, jej w tym przeszkadzała... i o dziwo bynajmniej nie był to Marco.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz