Rozdział 67

807 69 143
                                    

Don nie była w stanie wykrztusić słowa, była taka oniemiała. Nie zdążyła o nic zapytać, nie było czasu, gdyż Ginny już wywlekła ją poza dormitorium. Pędziły korytarzem, gdzie natknęły się na Rona, Neville'a i Lunę, następnie błoniami, a kiedy zamierzali już przekroczyć granicę Zakazanego Lasu, Don nie wytrzymała dłużej.

— Skąd macie tę informację? Skąd wiecie, że Syriusz jest torturowany przez Voldemorta? I co chcecie zrobić? Gdzie my w ogóle idziemy? 

Ginny pośpiesznie zaczęła wszystko wyjaśniać, wciąż w szaleńczym biegu.

— Sami niewiele wiemy oprócz tego, że Harry jest o tym przekonany. Aby to potwierdzić, Harry miał się zorientować dzięki kominkowi w gabinecie Umbridge, czy to prawda i Syriusza faktycznie nie ma na Grimmauld Place 12. Przyłapała nas ta wredna jędza, chciała torturować. Hermiona wymyśliła wymówkę i z Harrym teraz są gdzieś w Zakazanym Lesie. My im uciekliśmy. To znaczy Umbridge i jej durnej brygadzie z Malfoyem na czele. 

Ginny dopadła zadyszka po tej fontannie słów. Złapała się za bok, ale mężnie biegła dalej. Dopiero teraz Don zauważyła, że na twarzy miała kilka zadrapań, Neville podbite oko, zaś Ronowi krew ściekała z ust.

To było wiele informacji. I gdyby nie to, że Harry wcześniej miał już podobnego typu sytuacje, jak chociażby wówczas, gdy Artura Weasleya zaatakował wąż i omal nie zginął, Don nigdy by w to nie uwierzyła i nie dała się w to zaciągnąć. Temperament Don jednakże domagał się wrażeń, a płynąca we krwi adrenalina wręcz żywiołowo tętniła. Serce łomotało jak dzwon, dłonie lekko się pociły i z podekscytowania raz zaciskały się w pięści, raz z powrotem się prostowały. Z tego  wszystkiego szumiało Don w uszach, aczkolwiek wyłapywała fragmenty krótkich wymian zdań jak:

— Muszą być gdzieś tu blisko!

Lub pytania bez odpowiedzi:

— Jak w ogóle dostaniemy się do tego Londynu?

Czy też teorie pełne nadziei:

— Może załatwili Umbridge w tym lesie!

Don już miała zwrócić szczególną uwagę na jeden fakt — że szukanie Harry'ego i Hermiony w Zakazanym Lesie to jakby igły w stogu siana, ale wtem usłyszeli głos nikogo innego, jak Hermiony:

— Przecież bez różdżek i tak nie możemy nic zrobić. A zresztą, Harry, jak ty właściwie chciałeś dostać się do Londynu?

— Tak, właśnie się nad tym zastanawialiśmy — rzekł Ron, wychodząc na spotkanie jako pierwszy swoim najlepszym przyjaciołom. — No więc masz jakiś pomysł?

— Jak wam się udało uciec? — zdumiał się Harry, biorąc swoją różdżkę od Rona. Wtedy jego wzrok przystanął na Don. — I skąd tutaj się wzięła Don?

Ron zaczął beztrosko odpowiadać na to pierwsze pytanie, ale gdy przyszło co do Don, to sam zmarszczył brwi, jakby się dopiero teraz zorientował, że była wśród nich. 

— Na gacie Merlina... Don, co ty tutaj robisz?

— Ja ją przeprowadziłam, potrzebujemy jej — powiedziała z naciskiem Ginny patrząc najpierw na Don, a potem na Harry'ego. — Pomoc pełnoletniej się przyda, wszyscy znamy i ufamy Don. 

Harry pokręcił głową.

My? Ale wy nigdzie nie lecicie!

I rozpoczęła się przepychanka słowna. Harry nie chciał, aby ktokolwiek ryzykował tak nieroztropnie, a wszyscy pozostali chcieli, aby Harry się w końcu zamknął. Mimo wszystko jeden głos przeciwko szóstce nie miał szans na wygraną. 

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz