Rozdział 17

1.1K 112 430
                                    

— Pójść z tobą na bal? — powtórzyła zdumiona Don.

Marco delikatnie się zmieszał i przestąpił z nogi na nogę.

— Jeśli zechciałabyś... Bardzo bym się ucieszył, no wiesz...

Zaskoczenie Don nie pozwoliło na natychmiastową odpowiedź. Wcześniej nawet nie pomyślała o tym, aby pójść właśnie z Marco, choć przecież jej się nawet podobał, wydawał się być miły i bardzo luźny. To właśnie on z własnej woli, bez żadnych większych pytań, powstrzymywań i przekonywań uwarzył dla niej, bliźniaków i Lee odpowiednią porcję Eliksiru Postarzającego!

W pierwszej więc chwili chciała już otworzyć usta, aby powiedzieć głośne i pewne „Tak", a jednak się zawahała. Przypomniała sobie o Fredzie i George'u. To przecież z którymś z nich chciała początkowo pójść... Tyle że... Tyle że żaden ją do tej pory nie zaprosił, a święta były tuż-tuż. Nie mogła zostać bez partnera.

Przygryzła wargę, głęboko rozważając, co zrobić, aż w końcu westchnęła, załamała ręce i spojrzała na cierpliwie wyczekującego Marcosa, który widocznie był spięty i zestresowany tym, co uczyni.

— Marco... — zaczęła przepraszającym tonem, a Krukon natychmiast zrozumiał, że chciała odmówić.

— W porządku, nie szkodzi — powiedział z zawiedzeniem w głosie i już się odwrócił, aby odejść, gdy Don ponownie go zatrzymała.

— Posłuchaj mnie jeszcze. To nie tak, że nie chciałabym pójść właśnie z tobą, bo chciałabym i to bardzo. Jesteś świetny, tylko... — Westchnęła i schyliła głowę. — No wiesz, od początku chciałam spędzić czas balu z Fredem lub George'em, to moi najlepsi przyjaciele.

Spodziewała się jakiegoś wybuchu, niemiłej uwagi lub po prostu odejścia bez słowa, ale Marco uśmiechnął się i pokiwał ze zrozumieniem głową, dzięki czemu Don było lżej na sercu z myślą, że nie sprawiła mu aż takiej przykrości.

— To naprawdę nie tak, że nie chciałabym spędzić czasu z tobą — ciągnęła. Nie mogła przecież pozwolić, aby Marco pomyślał sobie, że go zbywała! — Może... Może spędzilibyśmy gdzieś... kiedyś... razem czas? Po balu, po świętach... Jeśli wciąż byś chciał... Moglibyśmy pogadać ze sobą, no wiesz, pomogłeś mi z eliksirem, to chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć, jeśli sam byś też tego chciał, oczywiście.

— Randka? — zapytał z uśmiechem i uniósł brwi.

— Zależy — odpowiedziała lakonicznie i podeszła do chłopaka.

— Od czego?

— Czy nie okażesz się nudnym pajacem! — zawołała i prędko wyminęła na schodach Marco, który odprowadził ją krótkim śmiechem.

Serce biło jej jak szalone, gdy powracała w stronę wspólnego pokoju Gryffindoru. Nie wierzyła w to, co właśnie się wydarzyło. Po pierwsze, odmówiła pójścia na bal z Marco, a przecież bardzo tego chciała! Po drugie — na brodę Merlina! — umówiła się właśnie na randkę! Na randkę z chłopakiem, który wydawał się wręcz idealny!

Jeszcze nigdy nie była na żadnej randce, jeszcze nigdy właściwie nikt jej się nie podobał, a coś czuła, że Marco powoli zaczynał. Dotknęła dłońmi swoich policzków, które strasznie ją paliły, odkąd opuściła Krukona. Czuła się świetnie.

Ten stan lekkiego ducha nie trwał jednak długo. Już następnego dnia wszystko runęło.

Zaczęło się od tego, że potknęła się o własne nogi na normalnym korytarzu, przy wszystkich. Prawie zaryła zębami o podłogę, gdyby nie złapała w ostatniej chwili za parapet. Stojąca w pobliżu grupka Ślizgonów zaśmiała się z tego widoku, lecz Don w ogóle się tym nie przejęła. Pokazała im język i z dumnie uniesioną głową odeszła przed siebie.

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz