Rozdział 26

1.2K 98 712
                                    

Stres od samego rana wrzał w Don tak dotkliwie, że obawiała się, iż w bardzo niedługim okresie czasu zaraz wypali ją od środka. Przygryzała co chwilę wargi, przez co w pewnym momencie poczuła na języku smak krwi. Nogi miała jak z waty, kiedy wstawała z krzesła, aby przejść do innej klasy. Nie wspominając już o myślach, które jak karuzela kręciły jej się w głowie. Dzisiaj był ten dzień.

Adan, jej młodszy, wnerwiający i aż nadto dojrzały braciszek, miał poznać Marco, jej chłopaka.

Czy trzeba było coś dodawać? Czy coś mogło spowodować, że ten dzień będzie jeszcze gorszy? Owszem, mogło. Szlaban u Snape'a. Nie ma to jak piątkowy szlaban!

Także ten dzień od samego poranka bynajmniej nie zapowiadał się obiecująco. Obawiała się, że Adan może nie polubić Marco. Z jednej strony wiedziała, że od zawsze jego opinię miała daleko gdzieś, ale z drugiej... Miło byłoby, gdyby się polubili...

Na transmutacji nie mogła się skupić, a przecież tego wymagało rzucenie odpowiedniego zaklęcia transmutacyjnego. Ze zmarszczonym czołem intensywnie wpatrywała się w obiekt, który próbowała przemienić. Na twarzy z wysiłku już cała poczerwieniała, ale oprócz tego niczego nie osiągnęła.

— Ej, spokojnie, przecież to tylko Adan, kogo obchodzi jego zdanie? — zauważył chytrze George.

— Na pewno nie ciebie — odpowiedział za nią Lee i wyszczerzył do Don zęby.

— Ale to i tak stresujące... — wyjąkała. — Jeszcze nigdy nie byłam w związku... A to wygląda tak poważnie... Marco i w ogóle... Adan i w ogóle... Ja i w ogóle...

— Za dużo „i w ogóle" — uśmiechnął się lekko Fred.

— Anglista się znalazł — wystawiła mu język Don i z westchnięciem zdmuchnęła ze swojej twarzy kosmyk brązowych włosów. — Poważnie, chłopaki. Nie wiem, czy... Czy jestem gotowa na związek. Dziwnie się czuję, nie potrafię się do tego przyzwyczaić.

— Jeśli czujesz, że to nie to, to z nim zerwij — rzucił lekko Fred i wzruszył ramionami.

— To nie takie proste...

— Nie?

— Bo z jednej strony ja go serio lubię — wyjaśniła pośpiesznie — a z drugiej... Sama nie wiem... To naprawdę dziwne...

— Spokojnie, Don — powiedział Lee. — Na pewno każdy na początku ma takie same rozterki. To dla ciebie coś nowego. Skoro lubisz Marco, to daj mu szansę. Słuchaj no, nie znam się na związkach i nie jestem dziewczyną, ale jak dla mnie Marco jest naprawdę w porządku.

Don spojrzała na George'a, chcąc poznać jego opinię.

— Na mnie nie patrz — powiedział z oburzeniem George. — Ja to się w ogóle nie znam w sprawach romantycznych. Rób, co chcesz. Będzie dobrze.

— Dzięki, naprawdę, Georgie — wymamrotała z sarkazmem.

Zauważyła kątem oka zamyślenie na twarzy Freda, który jednak nic od siebie więcej nie dodał w tej sprawie.

Na zielarstwie Don poszło już nieco lepiej. Po ostatniej niezbyt przyjemnej sytuacji z Vickie była bardzo skupiona i starała się nie rozpraszać. Wciąż nosiła w sobie poczucie winy, że to wszystko było za jej sprawką.

— Hej, ile razy mam ci mówić, że dopóki żyję, dopóty nie mam ci nic do zarzucenia? — zapytała cicho rozbawiona Vickie i przytuliła Don od boku.

— Uważaj lepiej! — syknęła Don i natychmiast wydostała się z uścisku koleżanki, odsuwając ją od niebezpiecznej rośliny. — Ja ci to jakoś wynagrodzę, obiecuję...

Ostatni kawał • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz