Z jednej strony nie potrafiła uwierzyć w to własnym oczom, a z drugiej wydawało się czymś tak oczywistym, naturalnym. Czymś, co od początku musiało takie być. Jak przez ostatnie dni powoli nabierała sił i wstawała po upadku z kolan, to teraz miała wrażenie, że ten ciężar rozmył się jeszcze bardziej. Jeśli to nie był znak od babci, to Don już nie wiedziała, co by mogło nim być.
Obserwowała wzrokiem, jak patronus w formie lisa przebiega kilka raz wokół niej, a następnie znika, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia. Nie potrafiła wziąć się po tym w garść, tak bardzo była zszokowana i wzruszona. Oczywiście, że miała pewność, iż babcia nigdy nie opuści jej pamięci, ale teraz... po tym patronusie... Miała wrażenie, że faktycznie będzie widomą częścią życie swojej wnuczki już do końca.
Była tak bardzo pochłonięta własnymi myślami i tym wszystkim, co się stało, że nawet nie do końca zauważyła, jak ktoś również pada na kolana naprzeciwko niej. Najpierw coś mówił. Coś, czego nie zrozumiała. Potem ją przytulił. Odgarniając pośpieszne łzy z kącików oczu, odwzajemniła uścisk.
Trwali w nim tak długo, aż Don zdołała dojść do siebie. Wtedy się delikatnie odsunęła, patrząc w oczy zatroskanego Freda. Za nim stali nieco przestraszeni George, Lee i Vickie, którzy wyglądali tak, jakby nie wiedzieli, co powinni zrobić.
— Don... — zaczął Fred, ale ona pokręciła głową.
— Ona zawsze przy mnie będzie — szepnęła z uśmiechem. — Zawsze. — A następnie ponownie przytuliła nieco zaskoczonego Freda, który wyszeptał jej na ucho tak, aby tylko ona mogła to usłyszeć:
— Będzie. I ja też.
Po chwili, kiedy pozostali także się otrząsnęli, George ochoczo zawołał:
— A my to co? Też chcemy się dołączyć! — Z entuzjazmem i głupkowatym uśmiechem objął Don od tyłu. Lee i Vickie również się natychmiast dołączyli do grupowego uścisku.
— Musimy częściej to robić — powiedziała z powagą Vickie.
— No... nie wiem... — wymamrotała Don.
— Dlaczego?
— Bo mnie... du... si... cie...
— Och...
Wszyscy natychmiast poluźnili uścisk, tak że Don była w stanie wziąć oddech. Wtedy pokazała im kciuka w górę. Fred, który w przeciwieństwie do reszty wciąż klęczał obok Don, złapał dziewczynę delikatnie za dłoń i otwierał już usta, aby coś powiedzieć, kiedy drzwi do pokoju życzeń gwałtownie się otworzyły.
Wzrok Don napotkał pędzącego w stronę Harry'ego skrzata, który brnął przed siebie tak szybko, że co chwilę potykał się o własne nogi. Dowiedzieli się od niego, że Umbridge już o wszystkim wiedziała. Wiedziała o GD. Wiedziała o pokoju życzeń. Wiedziała o nich.
Popędzili do wyjścia, wypadając na korytarz. Fred w pewnym momencie złapał Don za rękę, aby się nie rozdzielili wśród przepychającego się tłumu, ale przez to mimochodem zgubili resztę. Nie zarejestrowali, w który korytarz skręcili, toteż teraz biegli tylko we dwójkę przez puste korytarze.
— Biblioteka! — wysapała Don i pociągnęła Freda w stronę drzwi do wspomnianego pomieszczenia.
Wbiegli do środka i skryli się pomiędzy szafkami z licznymi książkami, dysząc ciężko. Usłyszeli, jak drzwi do biblioteki ponownie się otwierają ze zgrzytem. Po odgłosie szybkich i ciężkich kroków zorientowali się, że musieli to być pomagierzy Umbridge, którzy szukali uciekinierów z pokoju życzeń.
Don odwróciła głowę w stronę przejścia pomiędzy dwiema szafkami pełnymi książek i dostrzegła cień postaci. Ktoś był tuż obok. Z powrotem spojrzała w stronę Freda, otworzyła usta, aby zapytać, co teraz, kiedy ten niespodziewanie naparł na nią i ją pocałował. Pochwycił Don za ramiona i przekręcił tak, że teraz dzięki swojej wysokiej sylwetce całkowicie ją zasłaniał.
CZYTASZ
Ostatni kawał • Fred Weasley
Fiksi PenggemarPrzyjaźniła się z nimi od pierwszego roku. Wspólne kawały, śmiechy, chwile zarówno gwałtownego upadku, jak i uniesienia aż po gwiazdy rozkwitły w piękną różę. Każda ma jednak kolce. Don i Fred wiele się kłócą, ale nawet pomimo tego od zawsze byli ze...