Cz. 55

399 10 0
                                    

*Alice*

Ojciec powiedział, że w tym roku będzie jakaś wredna baba nas uczyła. I oczywiście kazał mi się jej "podlizać", żeby dowiedzieć się co knują, bo ona niby pracuje czy tam pracowała w Ministerstwie Magii. 

Inaczej mówiąc znowu nie będzie normalnego roku szkolnego. Pierdole już to wszystko. Co roku ta sama śpiewka z jakimiś zadaniami, czy ja już naprawdę nie mogę mieć życia jak każda normalna nastolatka? Tylko zawsze narażać swoje życie. 

Wracając stoję właśnie z bratem w księgarni i kupujemy nowe książki do szkoły. On oczywiście jedyne co robi to rozgląda się z dziewczynami (typowy chłopak) 

- Mattheo! - pomachałam mu przed twarzą - szukaj książek a nie

- Dobra, dobra - odpowiedział i zaczął szukać podręczników 

- Podsadzisz mnie, bo nie sięgam - zwróciłam się do brata o pomoc, ponieważ książka od OPCM leżała za wysoko 

- Przesuń się ja to zdejmę- powiedział lecz coś mu nie wyszło i książka spadła mu na głowę

- Brawa dla ciebie - zaśmiałam się 

- Ty się tak głupio nie śmiej. Głowa mnie teraz boli - złapał się za nią. Podeszłam do niego i zrobiłam tak jak zrobiła by to mama. Pocałowałam w bolące miejsce.

- Już nie boli? - spojrzałam na chłopaka 

- Teraz nie - uśmiechnął się i zabrał swoje książki i poszedł w stronę kasy

Wyszliśmy z księgarni Esy i Floresy i udaliśmy się do Ollivandera, ponieważ potrzebuję różdżki. Z tego powodu iż własną połamałam na ostatnim treningu. 

Różdżka, która mnie wybrała jest bardzo ładna. A oto jej opis: drewno bukowe z rdzeniem ze smoczego serca. 11 i 3/4 cala i zaskakująco gładką elastycznością.

Dałam ją jeszcze do pomalowania, ponieważ standardowo jest ona jasno brązowa, a ja chcę mieć czarną z szarymi dodatkami więc mogę ją odebrać dopiero za dwie godziny. I za tyle również tutaj się przejdę.

-Mattheo! - znowu się gdzieś zgubił

- Słucham - powiedział. Na co ja się wystraszyłam, bo stał za mną 

- Nie strasz - złapałam się teatralnie za serce 

- Mam lody - uśmiechnął się 

Pochodziliśmy sobie jeszcze trochę po pokątnej aż doszliśmy do Banku Gringota gdzie musieliśmy wstąpić, ponieważ Bella chciała, żebym przyniosła jej ulubione złote korale i zastawę, ponieważ planuję ze swoim mężem jakąś imprezę. Nie wnikałam w to. Dostałam od niej klucz i jakieś hasło w razie co. 

Podeszłam do jednego goblina, który tam pracuję i zażyczyłam sobie wejścia do skarbca Lestrange 

- Skarbiec Lestrange - powiedziałam stanowczo 

- Nie wpuszczę dwójki małolatów do nie ich skarbca - odpowiedział. Wyciągnęłam klucz i podałam mu go 

- A teraz? - zmierzył nas wzrokiem i zapytał:

- Nazwisko?

- Riddle - odpowiedziałam i zdjęłam kaptur, który miałam na sobie. Przez co ukazały się moje lekko czerwone włosy (byłam już poddenerwowana z powodu tego stwora)

- Trzeba było tak od razu. Zapraszam - było widać zaskoczenie i strach na jego twarzy

Wsiedliśmy do wagonu, a zaraz za nami goblin. Jechaliśmy może z dobrą minutę. Aż przede mną ukazał się wodospad. Nie obawiałam się go, ponieważ nie piłam żadnego eliksiru wielosokowego. Podobnie jak Mattheo. Oczywiście po przejechaniu przez niego byłam cała mokra. Goblin jedynie spojrzał się na nas i zaczął przepraszać

- Oj zamknij się już - wkurzyłam się

Stwór od razu zamilknął i zaprowadził nas do skarbca. Weszłam do niego i zabrałam to co było potrzebne. 

- A teraz do skarbca Alice Riddle - rzekłam i czekałam aż goblin się ruszy 

Zajechaliśmy do mojej skrytki bankowej. Otworzyłam ją, znając hasło (niektóre skrytki w banku są zabezpieczone hasłami i nawet goblin ich nie otworzy). Wzięłam z niej jedynie naszyjnik ale nie taki zwykły naszyjnik, bo mój ulubiony. Ma on specjalne pojemniczek, który jest wypełniony moją własną krwią. Tak może się to wydawać dziwne i obrzydliwe. Ale mi on się mega podoba i nie przeszkadza mi krew.

Po wyjściu z banku zaszłam do Olivandera odebrać różdżkę, która była już gotowa. 

Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować na nowy rok szkolny. Ojciec jak zwykle musiał dosłownie musiał zwołać zebranie dzień przed wyjazdem do szkoły. 

- Musiałeś? - zapytałam schodząc z góry 

- Och córuś sama wiesz, że podczas roku szkolnego nie zwołuje zebrań, a jeżeli już to tylko dla dorosłych - odpowiedział i się głupio uśmiechnął 

- Obyś zginął w piekle - powiedziałam po cichu odchodząc do niego 

- Nie bój się , ty i ja mamy już tam miejsce zarezerwowane - zaśmiał się. Podeszłam do niego i powiedziałam:

- Cała nasza rodzina ma, moi przyjaciele też! Dosłownie każdy, kto chociaż ma minimalną część z tobą czegoś wspólnego. Czyli prościej mówiąc jest jebanym śmierciożercą!- popatrzyłam mu w oczy i się złowieszczo uśmiechnęłam

- Od zawsze wiedziałem, że jesteś moją córką - rzekł i poszedł do sali zebrań 

Weszłam za nim i usiadłam koło niego

- Cieszysz się, że Mattheo w końcu będzie uczestniczył w zebraniach?- zapytałam i wyciągnęłam kartkę 

- Wiesz dwa lata nie uczestniczył. Kiedyś w końcu musiał to zrobić - nie wiedziałam o co dokładnie mu chodzi - schowaj te kartki, później sobie porysujesz 

- No dobra - wstałam od stołu lecz ojciec mnie złapał 

- Mówiłem ci kiedyś, że nie słucha się innych, jeżeli odbierają nam szczęście? Jeżeli nie to teraz już to wiesz - uśmiechnął się lekko i kazał mi usiąść 

Zebranie się zaczęło. Jedynym plusem jest to, że mogę zobaczyć znajomych wcześniej niż przed rozpoczęciem roku.

- Panie, kto to jest? - zapytał jeden śmierciożerca wskazując na Mattheo. Ojciec chciał już coś mówić lecz brat pokazał mu ręką, że on się sam przedstawi

- Jestem twoim najgorszym koszmarem. Będę śnił ci się po nocach a ty będziesz błagał żebym przestał - powiedział dość mrocznym i przeraźliwym głosem 

- Witaj w domu Mattheo - powiedział uśmiechnięty Lucjusz. Brat zdjął kaptur i wszyscy dopiero zrozumieli o co chodzi

Ojciec znowu poprzydzielał wszystkim zadania. Standardowo wszyscy uczniowie mają się podlizać nowej nauczycielce, żeby wyciągnąć od niej informacje. Zapowiada się naprawdę ciężki rok szkolny.

Córka Toma Riddle'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz