19

467 22 2
                                    

ANASTASIA

- I jak?- Weszłam do salonu i obróciłam się w miejscu.

Piękna, błyszcząca od delikatnego brokatu suknia zataczała koła razem ze mną ale wokół siebie nie słyszałam żadnej aprobaty. Zatrzymałam się i spojrzałam na siedzącą w dresie na kanapie Cho, spoglądającą na mnie znad książki.

A powinna być ubrana wyjściowo.

- Ładnie. - Skomentowała sucho wracając do przerwanej lektury.

Od wczorajszego incydentu sama z siebie nie odezwała się do mnie ani razu. Za każdym razem musiałam wyciągać z niej słowa siłą a ona z łaską zwracała na mnie uwagę. Nie chciała ani słuchać ani spróbować zrozumieć, wciąż miała w głowie szkolnego Draco i nie dopuszczała do siebie myśli, że mógł się zmienić. Postanowiła karać mnie ciszą a to było gorsze od krzyku.

- Nie idziesz na bal? - Poprawiłam w lustrze luźne, wysokie upięcie i spojrzałam na nią kątem oka. Próbowałam ukryć fakt, że jej brak przygotowania robi na mnie wrażenie.

Była zaproszona razem z Rogerem, Paulem, Blaisem i Ginny. To, że większość z nich nie mogła przyjść nie było przeszkodą by ich zaprosić - zależało mi na tym aby każdy czuł się docenionym. Zależało mi na tym by przyjaciółka była obok mnie, fakt, że miała mi towarzyszyć Emma nie był wystarczający, to z Cho dzieliłam najwięcej.

- Jak widzisz. - Wstała i odłożyła książkę na stolik. Zaczęła się wspinać po schodach w górę a mi urosła gula w gardle.

- Mówisz poważnie? Zostawisz mnie w takiej chwili?

Głos mi zadrżał i musiałam spojrzeć w sufit by powstrzymać zbierające się  w oczach łzy. Makijaż miałam zbyt idealny by jeszcze przed przyjęciem go zniszczyć.

- Sama wybrałaś z kim chcesz spędzać takie chwile, Ana. Malfoy na pewno się ucieszy z twojego towarzystwa.

- Nie możesz odpuścić? - Podeszłam pod schody i wbiłam w nią rozżalone spojrzenie. - Przecież próbuję ci wytłumaczyć to wszystko od wczoraj!

Zacisnęła pięść i zeszła parę schodków w dół. Przez chwilę w ciszy patrzyłyśmy sobie w oczy aż w końcu mnie przytuliła i ponownie się odsunęła.

Wyglądała na wściekłą, zawiedzioną i zrezygnowaną.

- Niszczysz sobie życie na własne życzenie. Nie chcę patrzeć na to jak znowu dajesz mu szansę.

Złapałam ją za rękę i jak najpewniej potrafiłam zmusiłam ją do patrzenia mi w oczy. Prawie płakała a broda lekko jej drżała.

- Nie możesz się cieszyć z mojego szczęścia? Przecież nie jesteśmy razem, obiecaliśmy sobie zacząć od przyjaźni, lepszego poznania siebie nawzajem i ...

- Słyszysz co mówisz? - Otarła policzki i cofnęła się do tyłu. - Malfoy jest zaręczony z Astorią Greengrass, nie ważne czy tego chciał czy nie, to wciąż zdrada! A ty jesteś tą, która do niej doprowadza. Tak samo jak Catherine doprowadziła do zdrady Zacka. 

Puściłam ją i cofnęłam do tyłu stukając wymownie obcasem.

- Nie rozwalam szczęśliwego związku, Cho. Oni się nie kochają.

- To bez znaczenia. Uważam, że gdyby ten człowiek miał do ciebie wystarczająco dużo szacunku, to nie stawiałby cię w tej sytuacji. Skończył by wszystko z Astorią i  dopiero wtedy zacząłby cokolwiek z tobą.

- Nie może go skończyć. Przecież wiesz, że ojciec Astorii go szantażuje.

- Właśnie, to się nigdy nie skończy, nie rozumiesz tego? - Opuściła luźno ręce w dół i kontynuowała drogę do sypialni. - Nie chcę patrzeć na to jak później znów to wszystko przechodzisz.

Mój błąd - przebudzone wspomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz