17

463 22 1
                                    

ANASTASIA

Przejrzałam ostatni raz listę zakupów utworzoną przez Cho i podrapałam się po głowie. Czym były anchois i jakim sposobem miałam je znaleźć? Gdyby nie fakt, że wysłała mnie do mugolskiego supermarketu to pewnie użyłabym jednego z zaklęć a tak zostałam skazana na poszukiwania bez końca.

Szukając jakiegokolwiek pracownika wrzucałam do koszyka warzywa i inne składniki, które miałam kupić i zatrzymałam się przy dziale z kosmetykami. Skończył mi się żel do kąpieli i postanowiłam wybrać nowy o zapachu słodkiej piwonii przełamanej nutką mięty.

- Przepraszam  Panią, może mi Pani pomóc znaleźć anchois? 

- Oczywiście.

Zaprowadziła mnie do działu z słoikami i konserwami po czym wręczyła mi mały, szklany pojemnik z rybami. Nie sądziłam, że mogło chodzić o to ale jakoś mnie to nie dziwiło, rodzina Cho często jadła dużo dziwnych rzeczy.

Po rozliczeniu się przy kasach zaczęłam iść w kierunku domu. Było wcześnie rano a ja byłam od razu po nocce, Cho wyszła już do Ministerstwa a mi nie chciało się spać. W głowie planowałam już porządki i być może przygotowanie obiadu dla przyjaciółki, wypadało mi się w końcu odwdzięczyć. 

W każdej dłoni niosłam pełną torbę zakupów, która ważyła całkiem sporo a rezultatem tego było zmęczenie, które ogarnęło mną już w połowie drogi. Foliowe rączki wbijały mi się w skórę a ciężar pogłębiał ból, żałowałam, że nie mogę rzucić zaklęcia i obserwować jak torby same odprowadzają się do domu.

I same się rozpakowują.

Na dworze było ciemno, nie wybiła jeszcze siódma rano a zważywszy na to, że był grudzień wciąż panował mrok. Nagle poczułam jak ktoś wyrywa mi z rąk ciężkie torby a serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Odwróciłam się w bok i spojrzałam na wysokiego blondyna, którego znałam doskonale.

- Malfoy?! 

Zdziwiła mnie jego obecność zwłaszcza o tej godzinie i w mugolskiej części Londynu. Chłopak chyba sam był zdziwiony tym co tu robi bo wzruszył nieswojo ramionami i ruszył do przodu.

- Myślałem, że mnie poznasz wszędzie. - Rzucił mi zaczepne spojrzenie wywołując u mnie klasyczną reakcję, którą był wychodzący na poliki rumieniec. - Nie mogłaś tych zakupów zrobić na Pokątnej? 

- Nie, nie mogłam. - Rozmasowałam zmęczone dłonie i odgarnęłam włosy z czoła. - Na pokątnej nie sprzedają połowy dziwnych rzeczy, które je Cho. Co ty w ogóle tu robisz?

- Ratuję twoje ręce od ciężaru. Nie wiem czy wiesz ale jesteś słaba jak Potter. Powinnaś poćwiczyć.

- Wiesz o co pytam, nie powinno cię tu być. Do tego w biały dzień...

Byłam zła, że znów pokazuje się ze mną publicznie gdy doskonale wiedział, że może to spowodować wepchnięciem jego ojca do więzienia. Draco jednak wydawał się być całkiem obojętnym na to wszystko bo wzruszył ramionami i skręcając w odpowiednie uliczki mierzył mnie co chwila badawczym spojrzeniem.

- Wszystko u ciebie okej?

- Jak widać. - Rozłożyłam pytająco ręce i zaczęłam stawiać szybsze kroki by mu dorównać. - Skąd w ogóle wiesz dokąd masz iść?

- Wiem gdzie mieszka Chang. - Zgryźliwy ton od razu dobiegł do moich uszu i spojrzałam na niego z wyrzutem. - Oboje pracujemy w ministerstwie, wystarczyło dać butelkę ognistej gościowi z archiwum i od razu mi podał adres.

- Nie mogłeś po prostu wysłać mi sowy?

- Nie. - Urwał rozmowę i stanął pod drzwiami bliźniaka, w którym mieszkałyśmy.  

Mój błąd - przebudzone wspomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz