🥀~Rozdział 25~🥀

586 46 2
                                    

🥀~Wydostanie~🥀

Perspektywa Aidena

Trzymałem przy sobie Ray i próbowałem ją jak najszybciej uspokoić. Liczył się naprawdę czas, Samuel mógł przyjść tutaj w każdej chwili i będzie mi jeszcze bardziej trudniej wydostać bez szwanku szatynkę.

— Promyczku, teraz mi zaufasz na tyle ile możesz, dobrze? — zapytałem łagodnie i pomasowałem jej plecy.

Dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach i chwilę się przyglądała, po czym pokiwała swoją głową.

Wstałem z ziemi i wziąłem ją na ręce, po czym zacząłem szybko kierować się w stronę wyjścia.

— Trzymaj się mnie, mocno i nie otwieraj oczu, do puki Ci nie pozwolę. — oznajmiłem, a Ray od razu wykonała moją prośbę.

Nasi ludzie zaczęli powoli wkraczać do budynku,a przez chwilę widziałem Damuela, jak wchodził do gabinetu mojego byłego szefa. Jak to komicznie brzmi.

Przytuliłem do siebie mocniej dziewczynę, gdy usłyszałem pierwsze strzały.

Gdy byłem już blisko wyjścia mignęła mi postać naszego człowieka.
Uśmiechnąłem się lekko wiedząc, że teraz zacznie się nauczka dla tych ludzi.

Kiedy byłem już na zewnątrz ostrożnie odstawiłem Ray, po czym pozwoliłem otworzyć oczy.

W tym samym momencie dostrzegłem jednego z moich braci, który się do nas zbliżał.
Kątem oka widziałem, jak szatynka się wspięła i przesunęła się do mnie.

— W porządku? — dopytał Drake i spojrzał na dziewczynę.

— Dzwoniłeś do Raula? — przerwałem, bo i tak wiedziałem, że Ray nie odpowie.

— Tak, jedź. My się tym zajmiemy. — wyznał i pobiegł do klubu.

— A-aiden...— wybełkotała nagle, szatynka, gdy razem szliśmy do mojego samochodu.

— Błagam nie zadawaj teraz pytań. — warknąłem.

Może nie powinienem był tak reagować na nią, ale za dużo wspomnień we trafiło.

W sadziłem Ray do mojego samochodu, po czym odpaliłem papierosa. Musiałem ochłonąć, to było jednak dla mnie za dużo.

Gdy dym papierosowy uderzył w moje płuca od razu lepiej się poczułem. Palenie pozwalało mi na chwilę porzucić wszystkie troski i zmartwienia.

Kiedy dopaliłem papierosa, wróciłem do dziewczyny i odpaliłem samochód. Musiałem szatynke zaprowadzić do lekarza,a na całe szczęście mieliśmy go w rodzinie.

— Przepraszam, ze mną są tylko problemy. — wyszeptała Ray.

— Spokojnie, nie musisz się już bać. — odparłem i skręciłem w uliczkę.

— Ja nie mam rodziny. — wypaliła nagle, gdy zatrzymałem się pod budynkiem. Spojrzałem na nią nie rozumiejąc o co chodzi.

— Lepiej by było gdybym tam została, a tak to musisz się ze mną urzęrać. — powiedziała cichutko.

— Promyczku, tutaj jest zaprzyjaźniony lekarz, który Cię obejrzy, a potem....

— Proszę nie zostawiaj mnie samej. — powiedziała błagalnie.

I powiedzcie mi jak ja mam jej odmówić, gdy patrzy na mnie tymi oczami, pełnych łez.

— Dobra, nie zostawię Cię. — wyznałem. — Chodź Raul już czeka.

Razem ruszyliśmy do budynku, a szatynka co chwila się rozkładała we wszystkie strony. Nie po koiło mnie to, ze nawet po wszystkim wszystkiego się boi.

Jednak w tamtym momencie, nie wiedziałem, jak jedna osoba będzie dla mnie ważna ponad wszystko i co będę mógł w stanie dla niej zrobić...

*********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

Kochani dla osób, które mnie wspierają dodałam dedykacje w rozdziałach. Dziękuje wam bardzo, jest mi naprawdę miło, ze jesteście tutaj i dopingujecie mnie gwiazdeczkami i komentarzami. Dziękuje jeszcze raz❤️

"𝐙ł𝐚𝐦𝐚𝐧𝐚 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz