🥀~Rozdział 44~🥀

486 39 4
                                    

🥀~Pomaganie~🥀

Perspektywa Ray

Kiedy przyszedł do mnie Aiden, nie wiedziałam co myśleć. Strasznie się bałam, że mnie skrzywdzi lub podniesie rękę. Cały czas w głowie miałam słowa Samuela..., jednak gdy zaczął mnie przepraszam i wyjaśniać czułam, że naprawdę żałuję.

Może byłam naiwna, ale chciałam dać mu drugą szansę, każdy na nią zasługuje...

Wtuliłam się w ciepły tors mężczyzny i w ogóle nie chciało mi się otworzyć oczu. Bałam się, że to wszystko co źle znów powróci.

Wczoraj lekarz, który mi zszywał ranę, oświadczył, że nie wypuściłby mnie po upływie tygodnia. Było to milę, naprawdę się bałam, że wyrzuciłby mnie.

— Dzień dobry, promyczku. Jak się czujesz? — zapytał Aiden. Czyli wiedział, że już wstałam.

— Dzień dobry. — uśmiechnęłam się lekko. — Trochę boli mnie rana.

Mężczyzna na chylił się i pocałował mnie w czoło, po czym delikatnie pogłaskał miejsce postrzału. Podobno kula przeszła, nie uszkadzając narządów, z czego naprawdę się cieszyłam.
Od naszej wczorajszej rozmowy Aiden stał się jeszcze bardziej opiekuńczy, niż dotąd.

— Pielęgniarka zostawiła dla Ciebie jedzenie. — wyjaśnił, a mój uśmiech od razu zmalał...

Perspektywa Aidena

Postanowiłem zmienić się dla promyczka, przy niej postaram się być innym człowiekiem. Ostatnie wydarzenia mocno mną wstrząsnęły, przez co będę ją traktować jak księżniczkę.

— Czemu smutna jesteś? — zapytałem, gdy na moje słowa o posiłku, jeju uśmiech zmalał.

— Nie chcę naprawdę wybrzydzać, ale wolałbym zjeść twoją jajecznice. — wyszeptała, lekko się rumieniąc.

Uśmiechnąłem się w jej stronę, po czym zmieniłem swoją pozycję na siedzącą. Uwielbiałem w Ray właśnie tą niewinność, chociaż przeszła przez piekło pozostała mam nadzieję sobą i roztacza wokół siebie radosną aurę.

Powoli podniosłem zupę, z tego jak mi tłumaczyła pielęgniarka były w niej leki na wzmocnienie i może przez to źle smakowała.

Szatynka po patrzyła na mnie błagalnie, ale ja w tej sytuacji byłem nie ugięty. Musiała wrócić do zdrowia i pełni sił.

— Zobacz, bardzo dobra jest. — odparłem i wziąłem pierwszą łyżeczkę do ust. Naprawdę próbowałem się nie skrzywić. To naprawdę była najgorsza zupa jaką kiedykolwiek jadłem.

— Naprawdę jest dobra? — zapytała, podnosząc się i opierając się na moim ramieniu.

Lekarz powiedział, że okres leczenia może powodować osłabienie. Nie podobało mi się to, ale bylem bez radny.

Podałem łyżkę szatynce, która zaczęła powoli jeść, jednak po kilku łyżkach zaczynało jej to iść opornie, przez co zacząłem jej pomagać.

— Już nie dam rady. — wyszeptała, pozbawiona sił.

Na ten widok, serce ścisnęło mi się. Nie chciałem , żeby cierpiała.

— Jeszcze dwie łyżeczki, kochanie. Dasz radę, wierze w Ciebie. — wyszeptałem.

Ray popatrzyła na mnie tymi ślicznymi oczami, po czym wzięła ode mnie łyżeczki.

Byłem z niej naprawdę dumny, kiedy zjadła ostatnią łyżkę, zsunęła się z mojego ramienia i znów ułożyła się na łóżku.

Odłożyłem talerz ze zjedzoną zupą, po czym pogłaskałem ją po włosach. Szatynka na ten gest przymknęła oczy.

Tak bardzo kochałem ją, szkoda, że uświadomiłem sobie zbyt późno....

**********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐙ł𝐚𝐦𝐚𝐧𝐚 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz