Rozdział 82

549 44 5
                                    

Uwaga uwaga. Jesteśmy równo z blogiem.

Miłego czytania! ;*Nie zapomnij wyrazić swojej opinii! :)

*** Oczami Harry'ego ***
*** 2 godziny później ***
( Klub Ministry of Sound w Londynie )

- Harry! Wszystkiego najlepszego, bracie! - usłyszałem za sobą donośny głos Louis'a. Od razu obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, po czym roześmiany chłopak w ciągu sekundy zamknął mnie w przyjacielskim uścisku. Mimowolnie ogromny uśmiech zawitał na mojej ponurej twarzy. On zawsze tak na mnie działa. Mimo, iż nie mam ochoty i tak kąciki moich ust powędrują ku górze. Nie można siedzieć przygnębionym z nim w jednym pomieszczeniu. To jest Louis William Tomlinson. Pewnie musiał stanąć na palcach, aby do mnie dosięgnąć, gdyż jest między nami "malutka" różnica wzrostu. Nie wiem jakim cudem usłyszałem słowa Lou, ponieważ muzyka grała niemiłosiernie głośno, a wiele innych ludzi co chwilę się przekrzykiwało, więc w całym klubie tworzył się ogromny harmider. Trwała już impreza, więc czego mogłem się spodziewać. - Starzejesz się, Harry. Na prawdę się starzejesz. Pamiętam cię jako szesnastolatka z bujnymi loczkami na głowie, który bał się spać z nami wszystkimi w pokoju, bo obawiał się, że w nocy ktoś "przypadkowo" wyprostuje mu włosy. Wiesz... Nawet nie wiem, czego dokładnie mam ci życzyć. Jedno z twoich większych marzeń zostało już spełnione, kiedy skończyliśmy X Factor'a, a Simon niespodziewanie podpisał z nami kontrakt. Naprawdę zależy mi na twoim szczęściu, Harry. Chyba nawet nie wiesz jak bardzo. A wydaje mi się, że jesteś już szczęśliwy. Masz prześliczną dziewczynę. Miliony fanek na całym świecie. Niesamowitych przyjaciół. Przynajmniej mam taką nadzieję, że tak o nas myślisz. W tak młodym wieku osiągnąłeś na prawdę wiele. Chciałbym tylko ci powiedzieć, że niezależnie co się stanie w przyszłości, zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Zawsze cząstka ciebie będzie w moim sercu. Zawsze w nim będzie miejsce dla ciebie. To się nigdy nie zmieni. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Zawsze mogę cię wysłuchać, gdy będziesz tego potrzebował. Zawsze Harry. Niezależnie od tego co się stanie. Może nasze drogi się rozejdą, rozwiążemy zespół, a my wszyscy stracimy kontakt. Jednak pamiętaj o tym, że gdzieś na świecie jest taki zwariowany chłopak o imieniu Louis, którego zawsze ucieszy twój widok. Pamiętaj o tym, Harry. Kocham cię, bracie. - powiedział wprost do mojego ucha, po czym się ode mnie oderwał, a następnie lekko poklepał po prawym ramieniu. Wywróciłem oczami, na co spotkałem się ze szczerym, pełnym radości uśmiechem mojego przyjaciela. - Widziałem przed sekundą Jason'a. Tylko się przywitam i zaraz wracam. Trzymaj się. - odparł, po czym w mgnieniu oka zniknął w ogromnym tłumie ludzi. Znowu zostałem sam. Usiadłem na wysokim, metalowym krześle przed ladą, na której oparłem swoje łokcie, po czym ukryłem swoją twarz w dłonie. Westchnąłem. Głośna muzyka cały czas dudniła mi w uszach. Nie miałem siły świętować. Po prostu nie miałem. Chciałbym wrócić do domu i tam siedzieć. Nie rozmawiać z nikim. Moje myśli cały czas zaprzątały zdarzenia z ostatnich dni. Nie wiem w co ten ktoś gra, ale jest coraz gorzej. To ten ktoś tutaj ustala reguły. Zayn ma rację. Nie wiemy do czego ta osoba jest zdolna. Może zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Nie boi się niczego. Po chwili po obu stronach dosiadły się dwie osoby. Dyskretnie spoglądnąłem w prawo i lewo. Niall i Zayn.
- Co się dzieje, Harry? Siedzisz tutaj i wyglądasz, jakbyś czekał na ścięcie, czy jakąś inną śmierć. Są twoje urodziny. Urodziny! Mam ci to przeliterować?! Jesteśmy w tym momencie w najlepszym klubie w Londynie z setkami twoich znajomych! Co się z tobą dzieje?! Powinieneś świętować, tańczyć, pić. Cokolwiek! - powiedział Niall, lecz ja dyskretnie spuściłem głowę na moje palce, które w tym momencie stały się niezwykle interesujące. - Jesteście po prostu identyczni. Identycznie jak dwie, pieprzone krople wody! Zachowujecie się tak samo! Mam już was dość! Mam was po dziurki w nosie!  - odparł desperackim głosem w stronę moją i mulata, na co Zayn wzruszył ramionami, dając tym samym znać, że nie wie o co mu chodzi. Między nami zapadła cisza.
- Gdzie jest Victoria? - po raz pierwszy się odezwałem, ignorując tym samym wcześniejsze uwagi blondyna. Miałem straszną chrypę. Poprawiłem się na krześle, po czym przetarłem twarz swoimi rękoma. Chłopakom momentalnie zrzedła mina. Dolna warga niemiłosiernie mi drżała. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Czułem się zagubiony. Moje dłonie powędrowały do włosów, które przetarłem. Dzisiaj przeżyłem już jeden zawał serca, nie jestem w stanie zrobić tego z kolejnym.
- Z Amandą poszła przed momentem do łazienki. Zaraz obie powinny wrócić. - Zayn odpowiedział, na co twierdząco kiwnąłem głową. Boję się. Kurewsko się boję. Jednak nie o siebie, czy chłopaków. My jesteśmy w stanie o siebie zadbać. Jesteśmy w stanie samych siebie obronić, gdyby była taka potrzeba. My jakoś damy sobie radę. Z tym nie ma żadnego problemu. Boję się o Victorię. Strach o nią z każdą mijającą godziną, minutą, sekundą wypełnia całe moje ciało. Jestem po prostu przerażony. Ona jest zbyt delikatna. Zbyt krucha. Jest jak bardzo delikatna porcelana, o którą trzeba się troszczyć i opiekować. Przeszła zbyt wiele. Jest silna, to prawda. Gdyby nie była, dawno by nie było jej na tym świecie. Oczywiście jest to też zasługa ludzi, z którymi przebywa. Nie znam chyba silniejszej osoby na tym świecie. Ale to wszystko ją osłabiło. Osłabiło jej duszę. Stawało się to dzień, po dniu. Teraz bardzo łatwo jest ją skrzywdzić. Naprawdę łatwo. Ja się boję nawet zamknąć oczy. Boję się, że kiedy to zrobię ona po prostu zniknie. Ktoś ją zabierze. Ktoś ją porwie. Boję się, że po prostu stanie się jej jakaś krzywda. I to będzie moja wina, bo tego nie powstrzymałem. Nie zauważyłem. Nie mogę nawet spać. Snuję się po korytarzach jak jakiś opętany człowiek. Wolałbym wiedzieć kim ta osoba jest. Wtedy moglibyśmy coś zrobić. Zacząć działać. A my co mamy? Nic. Kompletnie nic. Jesteśmy w pieprzonej kropce. Żadnych przypuszczeń. Żadnej wskazówki. Chciałbym rozgryźć tę zagadkę. Chcieć, a móc? Ja bardzo chcę, lecz nie mogę. Nie wiem jak. Nie wiem od czego zacząć. - Trzy razy Whiskey, poproszę. - czarnowłosy zwrócił się barmana, a po chwili przed nami pojawiły się szklanki wypełnione alkoholem. Uniosłem szkło, po czym wypiłem jego zawartość. Gorzki posmak pozostał w moim gardle. Moje mięśnie, które od kilku godzin były napięte, teraz się rozluźniły. Chociaż na chwilę. Lepiej by było, gdyby Victoria była tutaj z nami. Miałbym wtedy stuprocentową pewność, że nic się jej nie stanie. W pewnym momencie poczułem wibracje mojego telefonu. Dostrzegłem, że chłopaki zrobili to samo. Dziwne. Nowa wiadomość. Unknown. Odblokowałem ekran, po czym przeczytałem SMS'a tak, aby tylko oni usłyszeli.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz