Rozdział 17

862 49 0
                                    

- A więc Tom... on.. on.. uciekł. - ledwo wydusiła, a ja po tych słowach stałam jak słup soli. W mojej głowie echem odbijało się słowo ''uciekł''. Czułam, iż mój żołądek zaczyna robić ekstremalne fikołki, jakby ćwiczył na olimpiadę gimnastyczną. Ja... nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że go złapią i ten cały koszmar się skończy, że będzie już normalnie. Na powierzchni moich oczu gromadziła się świeża warstwa łez. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, wszyscy mieli wzrok wlepiony we mnie, z małym wyjątkiem. Zayn miał spuszczoną głowę. Nic nie mówiąc szybko pobiegłam do pomieszczenia, z którego przyszłam. Oczywiście na krętych schodach o mało co się nie zabiłam. Ale to już jest norma, w końcu nazywam się Victoria Fajtłapa Szymańska, a szpital to mój drugi dom. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Przecież ten debil może tu za chwile przyjść. Może czekać na mnie pod szkołą albo pod kawiarnia. Boje się go. A co jak zrobi coś, Amy, Dan, El, albo chłopakom ?! Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła... Gdy usłyszałam skrzypienie drzwi, od razu cała się spięłam.
- Spokojnie to tylko ja.
- Yhym...
- Idź spać, jesteś zmęczona. - odparł łagodnym i opiekuńczym głosem.
- Wcale nie...
- Wiem, że nie spałaś całą noc. Więc nie dyskutuj - powiedział stanowczo.
- A skąd wie..
- Bo wiem.
- Zayn. - Tak! To był Malik. - Zostaniesz ? Boje się. - wyszeptałam po chwili.
- Obiecuję ci, że jak się obudzisz to tutaj będę - powiedział, po czym usadowił się obok mnie na łóżku. - Śpij już. - dodał łagodnym głosem, po czym pocałował mnie w czoło. Momentalnie moje powieki zaczęły opadać. Już po chwili byłam w objęciach Morfeusza.

*** Oczami Liam'a ***

Po tej informacji Victoria wybiegła na górę, a na dole zapadła grobowa cisza. Wcale jej się nie dziwię. Gdybym ja dowiedział się czegoś takiego, pewnie zrobiłbym to samo. Nikt się nie poruszył nawet o milimetr, ( no dobra może Zayn, bo poszedł za Vic do pokoju ) ani nie wydobył nawet najmniejszego dźwięku. W pewnym momencie zauważyłem, iż blondynka zaczęła płakać.
- Czemu to wszystko jest takie trudne ?! - zapytała przez łzy. Niall na te słowa ją przytulił i próbował uspokoić, lecz na marne. Am chyba nie daje już sobie z tym wszystkim rady, właściwie... jak my wszyscy.
- Trzeba coś zrobić. - odparłem bez zastanowienia się.
- Tak.. Tylko co ? - zapytała El, która już też powoli zaczynała ronić łzy.
- Kochanie... - zaczął Tommo, a ona przyległa do jego torsu. - Wymyślimy coś - szeptał jej do ucha. Taa.. Lou rób sobie nadzieję. Poczułem, że Dan oplata mnie swoimi delikatnymi ramionami, a ja pocałowałem ją we włosy.
- Może gdzieś ją zabierzemy - zaproponował Harry. Serio? - Żeby tak oderwała się od rzeczywistości.
- Zgodzi się?
- Zawsze warto spróbować.
- To co, do kina?
- Nie, nie za bardzo o to mi chodziło. Miałem na myśli coś bardziej kreatywnego. - zaczął. - Jakiś biwak, czy coś takiego.
- Bardzo kreatywne - mruknął pod nosem Tommo.
- Mówiłeś coś? - zwrócił się w jego stronę.
- Ja?! Nie ..
- Tylko, że Victoria ma złamaną rękę. - przypominałem.
- Pomożemy jej. No weźcie, przecież ona musi się od tego wszystkiego oderwać.
- W sumie nie taki beznadziejny ten pomysł - poparła Hazzę moja ukochana.
- Jedyna mnie wspiera.
- To gdzie? - czas na burzę mózgów.
- W góry? - zaproponował Lou.
- Tommo serio? - zaczął Hazza - Gdy ostatnim razem mieliśmy jechać zapomniałeś marchewek i nic z tego nie wyszło.
- Ha ha ha bardzo śmieszne - zaśmiał się ironicznie pasiasty.
- A pamiętacie może, gdzie byliśmy na sylwestrze i urodzinach Lou ?- zapytał Niall.
- Chodzi ci o ten domek letniskowy? - zapytałem, a on twierdząco przytaknął głową.
- Może to się rzeczywiście uda. - powiedziała mama Amy.
- No to, przynajmniej mamy to ustalone. - odparł tata blondynki.

*** Oczami Victorii ***

"Byłam w samym środku lasu... Pięknego lasu. Przede mną rozciąga się niewielka polana. Idę śmiało przed siebie, rozkoszując się śpiewem ptaków. W oddali zauważam chłopaków i Amy. Chcę do nich podejść, ale nie mogę. Zaczynam biec w ich stronę, lecz niestety skutki są odwrotne, coraz bardziej oddalam się od łąki. Drzewa tracą liście, wszystkie różnorakie kolory zmieniają barwę na szarą. Już nie słychać śpiewu ptaków. Zwolniłam, bo zabrakło mi tchu. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Odwróciłam się, a za mną stał ON. Zaczęłam krzyczeć, lecz mój krzyk był coraz bardziej zagłuszany przez jego śmiech."
Obudziłam się z krzykiem. Mój strach jeszcze bardziej powiększył się, gdy ujrzałam jakąś postać przede mną.
- Vic, spokojnie... - powiedział, po czym mnie mocno przytulił.
- On... wy... - nie umiałam się wysłowić.
- Ciśś.. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie płacz już.
- Zayn, boję się - wyszeptałam i jeszcze mocniej wplotłam się w jego ramiona.
- Nie ma czego.
- A co jak on tutaj przyjdzie ?
- Nie przyjdzie.
- A jeśli ?
- Będziemy przy tobie.
- Ale.. - zaczęłam.
- Nie ma żadnego ale.
- Dziękuję za wszystko. - powiedziałam cicho.
- Vic, nie ma za co.
- Według mnie jest. - odparłam bez zastanowienia.
- Nie ma - powtórzył.
- Zayn mam pytanie..
- To pytaj.
- Dlaczego to wszystko robisz?
- Ale co?
- Pomagasz mi.
- Bo... - w tym momencie ktoś z impetem wparował do pokoju. Mówiąc ktoś mam na myśli Amy.
- Zayn chodź na chwilę. - miała podpuchnięte oczy, ale na jej twarzy malował się uśmiech.
- Okey.- powiedział lekko niezadowolony. Nie nie zdawało mi się.
- A ty kochana zejdź za jakieś 10 minut. - tym razem zwróciła się do mnie. - Jeszcze cię zawołam. - dodała. Ja tylko pokiwałam głową. Dwójka moich przyjaciół wyszła, a ja podeszłam do okna. Lubię tak czasami popatrzeć na różnych ludzi, ciągle gdzieś się spieszących, uśmiechniętych, smutnych. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, dlatego czym prędzej wróciłam na łóżko. "Vic popadasz w paranoję" - podpowiadał mi mój wewnętrzny głos. Może ma rację. No, ale kto w takiej sytuacji zachowałby zdrowe zmysły? Moje przemyślenia przerwał dźwięk tłuczonej szyby. "A jednak to nie paranoja". Ktoś wybił mi szybę kamieniem. Nie odważyłam się drgnąć, ani na milimetr. Może ten ktoś nadal mnie obserwuje? Po raz kolejny tego dnia drzwi od mojego pokoju się otworzyły, a w nich zobaczyłam piątkę chłopaków oraz tatę blondyny. Niall i Harry od razu podbiegli do okna, Liam gdzieś poszedł, zapewne po odkurzacz, Lou i James zaczęli zbierać większe odłamki szkła, a Zayn? Wyprowadził mnie z pokoju. Poszliśmy do salonu.
- Im szybciej tym lepiej. - powiedział Mulat, do całej części żeńskiej jaka znajdowała się w pokoju. - Ktoś wybił okno w jej pokoju.
- To kiedy jedziemy? - zapytała El. Czemu tylko ja nie wiem o co chodzi?
- Dobrze by było jeszcze dziś. - odparł.
- Zawołam chłopaków, a wy wytłumaczcie Vick. - powiedziała Dan i wyszła z pomieszczenia.
- A więc postanowiliśmy cię zabrać na małe wakacje. - zaczęła Am.
- Do domku letniskowego. Za Londynem. - dodała Eleanor.- No wiesz, żebyś mogła się od tego oderwać. Chociaż na chwilę zapomnieć.
- Osobiście uważam, że to dobry pomysł. - podsumowała Susan.
- No zgódź się. - powiedziały chórkiem.
- Widzę, że już wszystko uzgodnione. Więc nie mam nic do gadania.
- Czyli się zgadzasz ? - powiedziała uradowana Amanda.
- A mam jakieś wyjście? - powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Właściwie to nie. - odpowiedziała Am, po czym mnie przytuliła. Nagle usłyszałam dźwięk oznaczający, iż ktoś schodzi po schodach.

Spojrzałam w tamtą stronę, a do salonu weszli 4/5 One Direction, tata Amandy i Danielle.
- Znaleźliście coś ? - zapytał zaciekawiony Zayn.
- Oprócz rozbitej szyby i kamienia nie ma nic - odpowiedział Tommo.
- A przy oknie nikogo nie było ? - zdziwił się.
- Niestety nie... - odparł lokowaty i spuścił głowę.
- Może to jakieś dziecko robiło sobie żarty - powiedziała Dan.
- Yyy... Co z tym wyjazdem ? - zmienił temat Hazza.
- No Torii się zgodziła. To znaczy nie ma wyjścia. - zaśmiała się blondynka.
- To my się zbieramy. Przyjedziemy po was za jakieś 2 godziny. Macie być spakowane. - powiedział jak zawsze zorganizowany Liam.
- Ymm... mam pytanie. - powiedziałam, a wszystkie oczy spoczęły na mnie. - Na ile tam jedziemy?
- Nie całe 2 tygodnie. - odpowiedziała mi El.
- Dobra chodźcie, bo się nie wyrobimy. - ponaglił wszystkich Daddy, a wszyscy zniknęli za wielkimi drzwiami.
*** 2 godziny później ***

- Tylko pamiętajcie, uważajcie na siebie - powiedziała Susan kolejny raz, okey ponad setny, dzisiejszego wieczoru. Nie mam bladego pojęcia, jak my się spakowałyśmy. Miałam zamiar wziąć trzy pary spodni, kilka t-shirt'ów i swetrów, jednak Am ciągle coś mi wrzucała do walizki i wyszło na to, iż mam większą od niej.
- Dobrze, dobrze. Nie martwcie cię. - uspokoiła ich Amy. - Wszystko będzie dobrze - dodała ściskając swoją rodzicielkę, a do mnie podszedł James i zamknął w szczelnym uścisku.
- Dzwońcie - szepnął mi do ucha, a ja się tylko lekko uśmiechnęłam. Nim się obejrzałam byłam opleciona ramionami Susan.
- Jasne, ją kochasz bardziej ode mnie - zażartowała Am i udała że płacze, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nagle po całym domu rozprzestrzenił się dźwięk dzwonka do drzwi, na który wzdrygnęłam. Po chwili przez nie przeszedł Zayn i Niall.
- Gotowe? - zwrócili się w naszą stronę.
- Tak. - odpowiedziałam, a mama Amy jeszcze raz mnie przytuliła.
- Idziemy? - zapytała zniecierpliwiona Am, a chłopcy wzięli w ręce nasze walizki i poprowadzili nas do auta.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz