Rozdział 8

1K 56 1
                                    

Hej! Postanowiłam, że teraz za każdym razem kiedy będe miała możliwość, będę wrzucać po dwa rozdziały. Chyba, że będzie więcej czyteników i gwiazdek i będziecie prosić o więcej  :-) Miłego czytania. Jeśli możecie i chcecie to prosze polecajcie to ff dalej  :-)   

************************

Wparowałam do ''domu'' i kierując się do mojego pokoju krzyknęłam.
- Już jestem.
- Dobrze. Mam nadzieję, że się dobrze bawiłaś. - odpowiada mi mama Amy.
- Świetnie. - mówię uśmiechając się do siebie. Pani Susan jest bardzo kochana, nie dość, że pozwala mi tu mieszkać, znosi moje humorki to jeszcze się o mnie martwi i troszczy. Przebrałam się i ruszyłam w poszukiwaniu Amandy. Znalazłam ją dopiero w salonie przed telewizorem, no tak jest sobotni poranek.
- Amy.- zaczęłam.
- Tak. Ubieraj buty.
- Kocham Cię.
- Ale mam warunek.
- Jaki?
- Masz mi wszystko opowiedzieć. Jak na spowiedzi. - odparła groźnie.
- Hahaha. Ok.- posłałam jej najlepszy uśmiech na jaki mnie w tej chwili było stać, no pomyślcie sobie, mam szczęście, że żyje w takiej bieganinie, przynajmniej nie mam czasu by się nad tym wszystkim  użalać, by to przemyśleć. Amy opowiedziałam skróconą część wczorajszej imprezy. Skróconą czyli bez wzmianki o Perrie. Nie chciałam jej tego mówić, może dlatego, że nie lubię jak ma rację. Chociaż prawie zawsze ją ma.  W pracy cały czas chudziłam roztargniona, myliłam zamówienia, nie radziłam sobie z kasą ogólnie zachowywałam się jakby to był mój pierwszy dzień. Ciągle przed oczami miałam Perrie i Zayn'a. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos szefowej.
- Victoria wszystko w porządku? - zapytała z troską. - Strasznie blada dzisiaj jesteś - dodała. Kurwa. Nic nie jest w porządku! Nigdy nie było i prawdopodobnie z moim szczęściem nigdy nie będzie!
- Jest ok. - odpowiedziałam beznamiętnie.
- Jak chcesz to możesz iść do domu.- zaproponowała.
- Nie... Naprawdę nie trzeba.. I tak kończę zmianę za 30 minut. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, aby choć trochę ją uspokoić.
- Dobrze, ale się nie przemęczaj! - odparła, po czym zniknęła w głębi swojego ciemnego gabinetu. Naprawdę złota kobieta. Zawsze się martwi o swoich pracowników, a przeważnie o mnie.
W końcu nadeszła upragniona godzina 18. Chociaż... wolałam być w zatłoczonej kafejce, niż prawdopodobnie w pustym domu, sama ze swoimi myślami. Powolnym krokiem ruszyłam na stację metra. Dzisiaj była naprawdę ładna pogoda. Słońce swoimi już coraz mniejszymi promykami rozświetlało Londyn! No właśnie ten " deszczowy Londyn". W domu byłam 15 minut później. Przekroczyłam próg i moim oczom ukazała się chuda kobieta po czterdziestce, ubrana w fartuszek, aby nie poplamić swojej pudrowo-różowej  sukienki, włosy natomiast miała spięte w koka na czubku głowy. Przedstawiam wam - Mamę Amy.
- Dzień dobry. -powiedziałam w jej kierunku.
- Dzień dobry Vicky !- odparła z promiennym uśmiechem.
- Gdzie jest Amy?- zapytałam. O tej porze to powinna leżeć na kanapie i oglądać powtórki wszystkich możliwych serialów, albo programów muzycznych.
- Aaa...Wysłałam ją po zakupy. Dość duże zakupy, więc za szybko nie wróci. - odpowiedziała mieszając jakiś sos w garnku. Usłyszawszy odpowiedź ruszyłam do "swojego królestwa". Z braku innych pomysłów położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać nad tym co się dzisiaj stało. W mojej głowie krążyły pytania typu ''Dlaczego mi się muszą przytrafiać takie rzeczy?'', ''Byłam dla niego tylko zabawką?'', ''Czy ma więcej takich naiwnych panienek jak ja?''. Poszłam do łazienki i wyciągam ze swojej skrytki  mały, błyszczący przedmiot. Powoli zsuwam się na zimną podłogę. Tak dawno tego nie robiłam, dlatego  mam pewne opory. Czuję jakbym cofnęła się do pierwszego razu. Po pierwszym cięciu tama znajdująca się w moim wnętrzu pękła. Robiłam ich coraz więcej. Z każdymi kolejnymi "kreskami" coraz mniej mi to przeszkadzało. Czułam ból fizyczny, ale w żaden sposób nie mógł równać się on z tym jaką poczułam ulgę. W tym samym momencie wróciły wspomnienia...

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz