Rozdział 66

886 41 1
                                    

*** Oczami Victorii ***
Gdy przekroczyłam próg balkonu, trąciłam pewną osobę, w wyniku czego część zawartości jego szklanki, zapełnionej po brzegi zapewne mocnym alkoholem, wylądowała na ciemnych, drewnianych panelach. O mój Boże! Ja nie mogę, jaka ze mnie okropna niezdara... A to tylko dlatego, że przed chwilą gadałam z człowiekiem idealnym... On na prawdę tak na mnie wpływa, że potem bujam w obłokach?!
- Ja strasznie nie chciałam... To był na prawdę wypadek. Przep... - nie dokończyłam, bo dokładnie zobaczyłam kim jest ta osoba, a właściwie chłopak. Po prostu mnie zamurowało. Jeśli mam być szczera, to kompletnie się nie spodziewałam, że go tutaj spotkam. Co ja mówię... Ja wiedziałam, że go tutaj nie spotkam! Co on tutaj robi?! Przecież go tutaj nie zapraszaliśmy! Kurwa, zamieniłam z nim zaledwie dwa zdania, a następnie rzuciłam papierkiem z napisanym numerem w jego czoło! Raczej tego nie potraktował, jako: "Hej! Mój przyjaciel organizuje na prawdę fantastyczne przyjęcie urodzinowe, może wpadniesz? Byłoby mi bardzo miło..." Przecież skąd by znał adres domu chłopaków?

- Nie, to moja win... O widzę, że znowu się spotykamy, ślicznotko. Wydaję mi się, że to nie jest żaden przypadek, lecz przeznaczenie. - powiedział zadziornym głosem, kiedy mnie wreszcie rozpoznał. Jak jeszcze raz powie do mnie ślicznotko to... Po tych słowach zdecydowanie się do mnie przybliżył, co mi się zaczęło nie podobać.
- Tak, znowu się spotykamy. Mam takie jedno, zasadnicze pytanie, co ty tutaj robisz? Bo o ile dobrze pamiętam to ja cię nie zapraszałam.  - zapytałam dość spokojnym głosem, przynajmniej chciałam, żeby tak to brzmiało, po czym odsunęłam się na bezpieczną odległość, na co on lekko zachichotał. We mnie dosłownie wrzało. Co go tak rozweseliło?!
- Przyszedłem tutaj z moim przyjacielem, ponieważ dostał zaproszenie. Czy to jest dla ciebie jakiś problem? - odparł, przejeżdżając kciukiem po moim nagim ramieniu, przez co, przez mój kręgosłup przeszły bardzo nieprzyjemne dreszcze. Nie miałam pojęcia w co on gra.
- Oczywiście, że nie. - pewnie odpowiedziałam, po czym odgarnęłam swoje włosy, które zleciały na moją twarz. - A więc, czy teraz możesz mnie przepuścić, ponieważ mój chłopak mnie szuka? - skłamałam, ponieważ nie miałam możliwości odejścia, gdyż jego całe ciało zagradzało mi drogę. Kurwa, trzeba przyznać, że w tym garniturze wygląda bosko! 
- Jeśli odpowiesz mi na jedno, zasadnicze pytanie. - powtórzył moje słowa, na co przewróciłam oczyma, a z jego ust wydobył się cichy chichot. - Czy zatańczyłabyś ze mną jeden, jedyny taniec? - zapytał, przechylając głowę lekko w prawo.
- Przykro mi, ale nie mam w tym momencie żadnego czasu. Harry się już o mnie pewnie martwi. Ale jestem pewna, że jakaś inna dziewczyna zechce to zrobić. - odpowiedziałam, po czym wyminęłam go, najszybciej, jak tylko potrafiłam. Kurcze kłamstwa wychodzą mi na prawdę coraz, coraz to lepiej. Nie chciałam przebywać w jego towarzystwie...
- Poczekaj! Czy mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię? Chyba o to mogę prosić... - usłyszałam jego głos między grającą muzyką. Lekko się obróciłam w jego stronę. Stał zaledwie dwa metry ode mnie. Wyjątkowo miał bardzo poważny wyraz twarzy. - Proszę? - zapytał, unosząc swoje brwi do góry.
- Victoria. Mam na imię Victoria. - rzekłam, po czym pewnym krokiem udałam się w kierunku naszego mini baru, przy okazji rozglądając się naokoło. Zauważyłam, że Lou razem z El wywija na parkiecie, tak samo Niall z Amy. No właśnie para tych blondynów. Chyba nikt nie wie jak się cieszę, że oni są razem. Amanda wreszcie jest szczęśliwa, a to jest w tym najważniejsze... Liam'a i Danielle gdzieś wcięło... Nie wnikam, jeszcze bym się dowiedziała rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Harry... Harry jak to Harry, po prostu gdzieś zniknął. Nie no oczywiście, niech zostawia "swoją dziewczynę" samą. W końcu dotarłam do mojego celu i wzięłam sobie najmocniejszego drinka. Musiałam odreagować po dzisiejszym dniu. Po tym wszystkim. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Zdecydowanie za dużo. Zayn... Kolejka górska... Zayn... Opowieść o ojcu... Zayn... Rozmowa z Amy... Zayn... Czemu jest tak dużo "Zayn'a"?! Stałam odwrócona przodem do tańczących ludzi, których obserwowałam. Nagle gdzieś przede mną mignęła mi ruda głowa. Zaraz czy to...
- Ed! - krzyknęłam. Sheeran momentalnie odwrócił swoją głowę, a ja uśmiechnęłam się do niego radośnie. Miło jest ujrzeć znajomą twarz.
- Victoria! Cześć. - powiedział lekko mnie przytulając. - Co tam u ciebie?
- Wszystko w porządku, a u ciebie? Muszę ci powiedzieć, że twoje "I See Fire" wymiata! Jesteś na prawdę fantastyczny, że nauczyłeś się nawet grać na skrzypcach specjalnie do tej piosenki. Kto w tych czasach tak poświęca się dla muzyki? Chyba tylko ty...  - normalnie nie mogłam się powstrzymać! Uwielbiam go i nic na to nie poradzę! Jest jednym z najlepszych piosenkarzy tej dekady... No i oczywiście chłopcy z One Direction.
- W porządku. - odpowiedział, na moje wcześniejsze pytanie, które zadałam przed słowotokiem. Chyba udam się wraz z Niall'em do tego lekarza. - Cieszę się, że ci się podoba. - odpowiedział lekko śmiejąc się. Czy on sobie na prawdę ze mnie żartuje?!
- Ej! Nie śmiej się ze mnie! To nie jest wcale moja wina, że lubię twoją muzykę! - oburzyłam się, ale i tak szeroki, i szczery uśmiech zawitał na mojej buzi. Rudzielec, dalej chichocząc, odebrał swojego wcześniej zamówionego drinka, po czym oboje zajęliśmy miejsce na wysokich siedzeniach.
- No to, za co pijemy? - zapytał radośnie, unosząc szklankę pełną alkoholu.
- Nie wiem. Może za tych, których kochamy? Tak szybko odchodzą. - odparłam, spuszczając swoją głowę. Po prostu nas opuszczając i zostawiają na tym okrutnym świecie. Samych. Nie wiem czemu, ale przypomniała mi się mama. Bardzo mi jej brakuje. Jednak nikt nie jest w stanie tego zrozumieć, chyba, że ten ktoś jest w takiej samej sytuacji jak ja. Chociaż tego nie życzę nawet swojemu największemu wrogowi. Była aniołem. Jest aniołem. Z całego serca w to wierzę. Zasługiwała na to, ponieważ zrobiła dla mnie na prawdę wiele. Po prostu wszystko... Robiła wszystko na co było ją stać, aby mnie chronić. Aby zapewnić choć namiastkę normalnego życia, którego i tak już nigdy nie będę miała. To jest niemożliwe. To wszystko przepadło z pierwszą nocą kiedy to się stało. Kiedy zrobił mi to własny ojciec. Skrzywdził mnie. Skrzywdził własną córkę...

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz