Rozdział 39

654 41 1
                                    

- Jesteś w ciąży?! - El poruszyła się na kanapie, tak jakby chciała się w niej schować. O ja pierdziele!

- To jeszcze nic pewnego... Chcieliśmy wam powiedzieć, jak będziemy już na sto procent pewni. - powiedziawszy to spuściła głowę. Wszyscy patrzyliśmy wielkimi oczami na parę przyszłych rodziców. Wow. El jest w ciąży. El jest w ciąży. W ciąży! Otrząsnęłam się i pobiegłam ich przytulić.

- Będę ciocią! - cieszyłam się jak głupi do sera. - Lou! Ty ojcem! Współczuję dziecku. - zaśmiałam się.

- Młoda ty też kiedyś będziesz matką.

- Ale ja do tego czasu zmądrzeję, ale w twoim przypadku to nigdy nie nastąpi.

- No wiesz co ja jestem mądry!

- Tak, chyba mądry inaczej.

- Mam nadzieję, że to dziecko nie odziedziczy twojej głupoty. - wtrącił się Hazz.

- Jakiej głupoty?! To jest geniusz!

- Ta jasne. A jedzie mi tu czołg? - zapytał pokazując na oko.

- Nawet dwa.

- Dobra, dobra to co młody tatuś stawia? - zapytał Nialler.

- Niech wam będzie. - powiedział Lou, podchodząc w stronę barku. Chwycił dwie butelki Jacka Daniels'a i postawił je na stoliku.

- Elfik, idź po szkło. - dodał do Niall'a, a wszyscy się zaśmiali.

***

Przez okrągłe 2 godziny alkohol lał się litrami. Po tym jak wypiliśmy Jack'a, Zayn wyciągnął kolejne butelki, tym razem zwykłej wódki.

- Jedziemy na imprezę! - krzyknął w pewnym momencie Lou. Wszyscy się zgodziliśmy i już teraz jesteśmy w drodze do, według Tomlinson'a, najlepszego klubu w Londynie. Kieruje jedyna trzeźwa osoba, którą jest El. Szczerze, ja bym sobie nie dała rady z tyloma pijanymi osobami. Trzeba jej potem to wynagrodzić.

- Jesteśmy! - krzyknęła, aby wszyscy przyswoili tą wiadomość. Wyszliśmy z auta i pomijając całą kolejkę podeszliśmy, a właściwie Lou, do ochroniarza.

- Witaj John.

- Cześć Louis. Impreza?

- Tak. Dzisiaj nas trochę więcej. - wybełkotał pokazując na nas.

- Jasne. Wchodźcie. - powiedziawszy to przepuścił nas w drzwiach. Gdy przekroczyłam próg klubu do moich nozdrzy dobiegł zapach alkoholu i papierosów. Z ogromnych głośników leciała głośna muzyka, powodująca lekkie trzęsienie podłogi. Ludzie tańczyli na ogromnym parkiecie, który znajdował się na środku sali. To wszystko by mi przeszkadzało gdybym była trzeźwa, ale jestem już lekko wstawiona, więc było mi na prawdę wszystko jedno. Całą grupą udaliśmy się do wolnej loży.

- To co pijemy?

- Coś z alkoholem.

- Zaraz wracam. - powiedział szatyn i udał się do baru. Już po chwili wrócił ze srebrną tacą, na której znajdowało się pełno szklanek. Rozdał każdemu po dwie.

- Do dna! - powiedziawszy to, wszyscy wypili swoje zawartości. Od razu moje kubki smakowe poczuły gorzki smak, który już odczuwałam wcześniej, ale ten był znacznie intensywniejszy.

- Hazzusiuniuniu... - szeptałam mu do ucha.

- Hm?

- Hazzusiuniuniu...

- Co?

- Em.. Hazzusiuniuniu... Idziemy tańczyć? - dobra chyba jestem bardziej wstawiona niż myślałam.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz