Rozdział 83

704 47 11
                                    

- Niall. Mamy poważny problem. - ledwo te słowa opuściły moje usta, ponieważ ogromna gula powstała w moim gardle. Dosłownie zamarłem. Wszystkie mięśnie mojego ciała się napięły, natomiast krew gwałtownie stanęła we wszystkich żyłach oraz tętnicach. Akcja mojego serca została momentalnie zatrzymana. Ona jest w niebezpieczeństwie. Poczułem okropny uścisk w mojej klatce piersiowej, przez co trudniej było mi złapać oddech. Strach dosłownie nade mną zawładnął. Stał się moim panem, którego nie umiałem przezwyciężyć, chociaż naprawdę chciałem to zrobić. Kompletnie nie panowałem nad tym co się ze mną działo. Czułem się jak jakaś marionetka, nad którą ktoś ma władzę. Z którą można zrobić to co się komu podoba, jeśli tylko trzyma się w dłoniach odpowiednie sznurki. Można kontrolować jej każdy ruch. Dosłownie wszystko. Unknown ma nade mną całkowitą władzę. Chyba się dowiedział co, a właściwie kto jest moim słabym punktem. Zrobiłbym dla Victorii wszystko. Jest dla mnie bardzo ważna. Jest dla mnie najważniejsza. Jest dla mnie dosłownie wszystkim. Jest czymś więcej niż wszystkim. Teraz ma mnie w garści. Nas wszystkich ma. Doskonale wie, że nie chcemy, aby coś się jej stało. Blondyn, który znajdował się przede mną był jeszcze bardziej zaskoczony, niż przed momentem. Jedna wiadomość. Wiadomość napisana przed kompletnie nieobliczalną osobę. Zmieniła wszystko. SMS, który ponownie wywrócił wszystko do góry nogami. Jeden błąd. Błąd popełniony przede mnie, przez co teraz Victoria jest w niebezpieczeństwie. Przez myśli przeszły mi najgorsze scenariusze. Najgorsze widoki, których nigdy nie chciałbym zobaczyć. Victoria pozbawiona wszelkiego życia, leżąca w kałuży ciemno bordowej krwi. Nieprzytomna brunetka mocno przypięta do jakiegoś słupa przez gruby, żelazny łańcuch, który brutalnie kaleczy jej śnieżnobiałą skórę. Łzy spływające po jej delikatnych policzkach, niczym londyński deszcz. Widoczny ból na jej twarzy. Sine usta, które w żaden sposób nie przypominają tych pełnych, malinowych, które mógłbym całować przez całą wieczność. Przerażający krzyk wołający o pomoc, wydobywający się z jej gardła. Jeśli ta osoba zrobi jej jakąkolwiek krzywdę to dosłownie zabiję ją gołymi rękoma. Nie zawaham się ani sekundy. Chłopak chciał coś powiedzieć, ponieważ już delikatnie otwierał swoje usta, jednak go z tym wyprzedziłem. - Gdzie jest Victoria, Niall? Czy wiesz gdzie ona jest? - zapytałem, przeczesując swoje włosy. W tym momencie oczy chłopaka stały się, niczym dwie pięciozłotówki, a malutka zmarszczka powstała między brwiami. Byłem wkurzony oraz przerażony w jednej chwili. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując wyłamywanie kości moich palców. - Musimy iść, Niall. - powiedziałem, po czym chciałem się udać przed siebie, w celu szukania brunetki, jednak w tym samym momencie poczułem silny uścisk na swym przedramieniu, który mi to uniemożliwił. Odwróciłem się do przyjaciela.

- Nie, Zayn. Do jasnej cholery, najpierw mi wszystko dokładnie wyjaśnisz. Bez żadnej ściemy. Co tutaj robi pieprzona Perrie? Czemu przed chwilą ją całowałeś? Czy ty postradałeś cały swój rozum? A może to wszystko z Victorią to była jakaś ściema? Może tak naprawdę cały czas po prostu grałeś? O co ci chodziło, mówiąc, ze nie miałeś innego wyjścia? A co najważniejsze, co z tym wspólnego ma Victoria? I czemu, do jasnej cholery, ma kłopoty?! - powiedział dobitnym tonem, cały czas patrząc mi się głęboko w oczy, jakby chciał coś z nich wyczytać. Jego tęczówki z czystego błękitu stały się niemal granatowe. Uścisk na moim ramieniu tylko się wzmocnił, dając mi znak, że oczekuje tych wszystkich odpowiedzi.
- Ten ktoś znowu napisał, Niall. Musimy ją znaleźć. Wszystko wyjaśnię ci później, ale teraz nie mamy czasu, Niall. Musimy iść, bo jeśli teraz coś się jej stanie, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina, czego nie przeżyję. Rozumiesz? - powiedziałem, a dłoń blondyna momentalnie się poluzowała. Momentalnie zerwałem się do biegu, w kierunku, gdzie ostatnio widziałem dziewczynę. Sam nie wiem jakim cudem trzymałem się na nogach, które strzęsły się niczym galareta. Czemu ta osoba po prostu nie zrobi tego normalnie, tylko gra w jakieś gry? Czemu to tak przeciąga? Zależy jej na czasie? A może po prostu sobie z nami pogrywa... Z daleka zauważyłem Harry'ego, który sam siedział przy barze. S-A-M!
- Gdzie ona jest? Gdzie jest Victoria? - warknąłem w jego stronę, mocno zaciskając dłonie w pięści. Odwrócił się w moją stronę, a następnie spojrzał na mnie kompletnie zdezorientowany, zapewne moim zachowaniem. W tej samej chwili jego smukłe palce prawej dłoni, na których znajdowały się dwa złote sygnety odłożyły na blat pustą szklankę, którą po sekundzie zabrał jakiś kelner. Gdybym miał więcej czasu to przywaliłbym mu prosto w twarz. Tylko, że ja nie mam czasu. Żadnego. Minuty i sekundy cały czas lecą. Cały czas ogarniał mnie strach, bo wiedziałem ile już minęło, lecz nie miałem pojęcia ile zostało. Chciałbym, żeby ona tutaj była. Cała i bezpieczna. Żebym mógł chociaż na chwilę ją przytulić. Aby na chwilę posłuchać bicia jej niezwykłego serca. Abym przez moment miał pewność, że jest bezpieczna. Właśnie w moich ramionach. Miał ją pilnować! Miał się nią opiekować, aby nie stała się jej żadna krzywda! Dobrze wie jaka jest sytuacja! Jakie jest ryzyko! Przecież to jest jego dziewczyna! Jego księżniczka! Jego skarb! Zmarszczyłem brwi patrząc się mu prosto w oczu. Po chwili nie wytrzymałem i pociągnąłem go za białą koszulę, a następnie przyparłem do blatu barowego, który znajdował się tuż za nim. Strach oraz złość dosłownie dodały mi sił. - Ja pierdole, Harry! Gdzie ona jest! Mów! Miałeś mieć na nią oko! Czemu jej tutaj nie ma?! - warknąłem, ledwo się kontrolując. Oni chyba nie zdają sobie sprawy jak ta sytuacja jest poważna.
- Zayn, co ci, do jasnej cholery, odpierdoliło?! Wypiłeś za dużo czy co?! Opanuj się! - lekko mnie odepchnął, dzięki czemu wyswobodził się z mojego dość mocnego uścisku. Brunet przybrał jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy, po czym poprawił swoją czarną marynarkę. Nasze klatki piersiowe unosiły się w bardzo szybkim tempie. - Victoria poszła do łazienki razem z Amandą, więc nie masz się czego obawiać. Myślałeś, że puszczę ją samą? Oszalałeś? - dodał po chwili spokojniejszym głosem.
- Co się stało? Czemu skaczecie sobie do oczu? - usłyszałem zdziwiony głos za sobą, na co od razu się odwróciłem. Kiedy zobaczyłem kto stoi przede mną to momentalnie zamarłem. Między całą naszą czwórką zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko powolną muzykę, która leciała w tle. - A więc wyjaśnicie mi tą całą sytuację? - blondynka dodała po chwili, po czym założyła ręce na swoje biodra. Amanda. Przełknąłem nadmiar śliny, który zebrał się w moich ustach. Czemu nie ma z nią Vic? - Victoria powinna za chwilę wrócić. Jest jeszcze w łaz... - nie czekałem nawet, aż skończy, tylko ruszyłem we właściwym kierunku.
- Zostańcie tutaj, jakby Victoria wróciła... - usłyszałem głos Niall'a. Zacząłem się przepychać między tłumami ludzi, którzy co chwilę wchodzili mi w drogę. Na korytarzu koło łazienek było niemal pusto. Po dosłownie minucie wpadłem do damskiej toalety i zacząłem ją przeszukiwać, co nie umknęło zaciekawionym spojrzeniom dziewczyn, które po prostu lekko mówiąc zignorowałem. Kiedy uchyliłem ostatnią kabinę, dosłownie zamarłem. Nie tego oczekiwałem. Była pusta. Nie było jej w łazience. Amanda nie miała racji. Mój oddech przyspieszył, tak samo jak akcja serca. W tym samym momencie moje dłonie uformowane w pięści zetknęły się z sąsiednią ścianą. Poczułem jakby moje kości całego śródręcza się łamały, po czym krew zaczęła spływać po moich białych knykciach. Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się coś innego. Czołem oparłem się o zimną ścianę. Starałem się jakoś uspokoić. Mocno zacisnąłem swoją szczękę, a następnie niczym torpeda wybiegłem z pomieszczenia, przez co drzwi trzasnęły, niczym strzał z potężnego pistoletu. Gdy uniosłem swój wzrok spotkałem pytające spojrzenie Niall'a.
- Jest tam? - zapytał, na co od razu pokręciłem przecząco głową. Byłem wkurzony. Już nawet nie na Harry'ego, tylko na siebie. Sam mogłem tego dopilnować. Przecież ja też wcześniej dostałem SMS. Ona też jest moją księżniczką. Jest księżniczką w całych moich myślach, w całym moim sercu. Właściwie jest tam niezastąpioną królową. Moje palce powędrowały do moich czarnych włosów, mocno je przeczesując. - Myślisz, że ten ktoś na serio zrobi jej krzywdę? - powiedział nieobecnym głosem. I co teraz? Mam zadzwonić na policję i powiedzieć, że dostałem pieprzonego sms, w którym ktoś groził, że zrobi coś Victorii, ale tak ogóle nie mam na to żadnych dowodów? Przecież uznają mnie za jakiegoś pijanego dzieciaka, który robi sobie jakieś żarty w środku nocy... Chyba, że zadzwonię do Chris'a, albo Alice... Może oni coś poradzą... Albo... Szybko wyciągnąłem mój telefon z tylnej kieszeni moich spodni, a następnie wybrałem odpowiedni numer. Serce cały czas biło mi jak oszalałe. Niech to wszystko okaże się po prostu żartem. Niech to będzie po prostu kolejnym "ostrzeżeniem", jakie ta osoba wysyłała. - Zayn? Do kogo ty dzwonisz? - zadał pytanie, na co drżącymi rękoma pokazałem mu wyświetlacz, na którym był widoczny ogromny napis "Victoria", po czym włączyłem tryb głośnomówiący. Byłem dosłownie przekonany, że Horan słyszał przyspieszoną akcję mojego serca oraz nierównomierny oddech. Z każdym sygnałem coraz bardziej się trząsłem. W pewnym momencie ktoś odebrał połączenie. Gwałtownie wciągnąłem powietrze.
- Victoria? - niepewnie zapytałem do telefonu. Po "drugiej stronie" słuchać było tylko wiatr, albo cichy oddech, który był kierowany wprost do mikrofonu komórki. Uniosłem wzrok i spojrzałem na mojego przyjaciela. W skupieniu przyglądał się urządzeniu, jakby dzięki temu miał uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania oraz wątpliwości, które go nurtują.
- Zayn? - w pewnej chwili usłyszałem jej słaby głos. O mój Boże! To naprawdę ona! Ręce, nogi... dosłownie całe moje ciało drgało z nerwów. Było mi trudno nad nim zapanować. W tle słychać było, jakby warkot silnika, które właśnie został uruchamiany. Już chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem słowa jakiejś osoby. - "Co ty rob...?!" - w tym momencie połączenie zostało przerwane. Kto to był?! Unknown? "(...) warkot silnika." - w mojej głowie odbiły się poprzednie myśli.
- Idziemy na dwór! - powiedziałem pospiesznie, po czym pociągnąłem blondyna za przedramię. Ciśnienie mojej krwi momentalnie wzrosło. Dosłownie wrzała. W głowie pojawiały mi się kolejne czarne scenariusze. Walczyłem ze swoimi myślami. Nic się jej nie stanie. Na pewno nic się jej nie stanie. Kiedy dobiegliśmy do tylnego wyjścia pchnąłem ogromne, metalowe drzwi, po czym podmuch wiatr owiał moją twarz. Powietrze było zimne i szczypało gorącą skórę mojej twarzy. Uczyniłem krok do przody, w wyniku czego znalazłem się na pustej ulicy, oświetlonej zaledwie kilkoma latarniami. Ogromny, bardzo lśniący księżyc już dawno pojawił się na niebie w towarzystwie tysięcy małych gwiazd. - Victoria?! Vic! Gdzie jesteś?! Odezwij się! Victoria! - krzyknąłem na cały głos w kompletnie pustą przestrzeń, jednak odpowiedziało mi zaledwie echo. Czułem kropelki potu, które spływały po moim czole. Zacząłem się rozglądać chyba we wszystkie strony. Ona musi gdzieś tutaj być. Przeszedłem przed siebie parę metrów. Za swoimi plecami czułem obecność Niall'a. Jego oddech padał wprost na moją szyję. W pewnym momencie usłyszałem jakiś huk za sobą. Momentalnie się odwróciłem, po czym mnie wmurowało. Jakaś osoba ubrana cała na czarno, która założony na głowę miała kaptur od swojej bluzy trzymała dziewczynę, która ledwo trzymała się na nogach. Prawie cała leżała na asfalcie. - Victoria?! - krzyknąłem ponownie, na co nieznajomy się odwrócił w moją stronę. Nie mogłem ujrzeć jego twarzy, ponieważ stał pod światło. To Victoria! Biegiem ruszyłem w jego stronę, na co on brutalnie rzucił bezwładną brunetkę na ulicę, po czym zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Po sekundzie znalazłem się przez dziewczyną, co też po chwili uczynił blondyn. Już się nic nie liczyło. Najważniejsze było, że ona jest przy mnie. - Victoria? Słoneczko? Wszystko dobrze? Nic ci nie jest, księżniczko? Błagam cię odezwij się. Proszę cię. Cokolwiek. Kochanie. - szepnąłem, po czym odgarnąłem pojedyncze kosmyki włosów, które opadły na niemiłosiernie bladą twarz. Światło księżyca oświetlało jej buzię, przez co wyglądała, jakby nie była człowiekiem. Wyglądała jakby była jakimś młodym aniołem, który przed chwilą spadł z nieba, bądź porcelanową lalką. Powieki miała przymknięte, w wyniku czego czarne o niezwykłej długości rzęsy układały się na górnej części jej delikatnych policzków, które subtelnie zacząłem gładzić. Kciukiem najechałem na malinowe wargi. Jej lekko spierzchnięte usta były troszeczkę rozwarte. Cały czas majaczyła pod nosem. Nie mogłem nic zrozumieć co chciała mi przekazać. Uniosłem jej przerażająco lekkie ciało, po czym ułożyłem na swoich udach, aby nie leżała na zimnym betonie. Doznałem wrażenia, jakby była jakimś piórkiem. Nie było z nią żadnego kontaktu. Otworzyła na chwilę oczy. Były strasznie przymglone. Nie było w nich choć cienia blasku, który zawsze posiadają. Byle puste, niczym czarna otchłań. Przeraziłem się. To nie była ona. To nie była Victoria. Po chwili chwyciłem jej malutkie dłonie, które były wręcz lodowate, w swoje. Wtedy chciała chyba coś powiedzieć, ale wydała się jeszcze bardziej słaba niż przed momentem. Widać, że chciała z tym walczyć, jednak cały czas traciła na siłach. Jej oddech był przerażająco płytki. Wydychane przez nią powietrze owiewało moją szyję.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz