- Zayn, powinniśmy już iść... - odwróciłam się i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Nagle poczułam uścisk na moim nadgarstku. Zostałam gwałtownie odwrócona. Mój oddech momentalnie przyspieszył, a serce zaczęło bić w nienaturalnym tempie.
- 4... 3...
- Zayn... co ty... - zanim zdążyłam się zorientować co się dzieje, jego ciepłe usta przyległy do moich, a przez całe ciało przeszły przyjemne dreszcze. Tyle o tym marzyłam.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - dobiegł mnie krzyk tłumu, a następnie dźwięk sztucznych fajerwerków. Nagle Zayn lekko się oderwał i przygwoździł mnie do ściany, a następnie powrócił do moich ust. Na początku nie odwzajemniłam pocałunku, ale po chwili nie wytrzymałam. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam bliżej siebie. Nie zostało nawet najmniejszej przestrzeni między nami. Jego ręce ułożyły po obu stronach mojej głowy uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Moje drżące ręce powędrowały w jego idealnie ułożone kruczoczarne włosy. Przejechałam po ich całej długości i pociągnęłam za ich końcówki, wywołując u niego cichy jęk. Jego zimne dłonie dotknęły moich policzków. W pewnym momencie język Malika zaczął współgrać z moim. Dokładnie tak, jakby pasowały do siebie. Cały czas stanął w miejscu. Tyle na to czekałam. Było tyle okazji, aby moje marzenia stały się rzeczywistością, ale stało się to dopiero teraz. Przez cały pocałunek towarzyszyło mi miłe uczucie w podbrzuszu. Po może kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, z powodu braku jakiegokolwiek tlenu.
- Nawet nie wiesz ile na to czekałem. - powiedział wprost do moich ust, a następnie złożył bardzo delikatny pocałunek na moich wargach. Zayn ja też. - powiedziałam w myślach. Cały urok tego pocałunku był nie tylko w tym, że to był Zayn, a także to że pocałowaliśmy się o północy. To z nim przywitałam Nowy Rok. Nie z Harrym, z którym teraz powinnam być. Tylko z nim. Zayn'em Malik'iem. Dopiero po kilku sekundowej przerwie uświadomiłam sobie co się właśnie stało. Przecież Paul mnie zabije, jak ktoś to zobaczy. Jeszcze dodatkowo rozpowie wszystkim o moim ojcu... Momentalnie wpadłam w panikę. Co ja najlepszego zrobiłam... Zazza lekko się ode mnie oderwał.
- Victoria, ja nie żałuję tego co zrobiłem. - odparł zakładając błądzące kosmyki moich włosów, za ucho. - A Ty? - spoglądnął w głąb moich oczu. W ogóle nie zwracałam na niego uwagi. Myślałam co mam teraz uczynić.
- Zayn, ja... Zrozum nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt, rozumiesz? - zapytałam, akcentując dobitnie każde słowo. Błagam niech on mnie posłucha...
- Ale...
- Zayn, rozumiesz? - zapytałam lekko z desperacji. - Proszę, raz mnie wysłuchaj.
- Ale...
- Zayn. Powiedz.
- A co z Harrym? Ma się o tym nie dowiedzieć? Ma się nie dowiedzieć, że cię pocałowałem? Będziesz to ukrywać przed własnym chłopakiem? A co będzie jak ktoś się potem dowie? Jak zareaguje? Nie obawiasz się jego reakcji? - zadawał co chwilę pytania, cały czas się do mnie przybliżając. Harry to jest osoba, której najmniej się obawiam. On wraz z Niall'em będą chyba wręcz zachwyceni co się stało tutaj kilka minut temu.
- Zayn, ja... - i co mam powiedzieć? "Zayn z Harrym to jest tylko ściema. On i tak uważa, że mnie kochasz, ale ja w to nie wierzę. Boję się tylko co powie Paul, kiedy się okaże, że ktoś to widział"? Tak, na pewno. To jest po prostu wręcz idealny pomysł. - Zayn, po prostu nikomu nie piśnij, ani słowa, proszę cię. Jeśli mnie chociaż troszeczkę lubisz, posłuchaj mnie. Ja... ja powiem to Harremu tylko w odpowiednim czasie, muszę go jakoś na to przygotować. Tylko błagam nic nikomu nie mów. Proszę. - powtórzyłam błagalnym tonem.
- Ale Vic... - nie dokończył, bo przerwał mu dźwięk przychodzącego połączenia. Zerknęłam na stolik, gdzie znajdował się biały iPhone. Nie zerkając na wyświetlacz szybko go podniosłam i odebrałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/27125013-288-k515085.jpg)
CZYTASZ
Little Things || Z.M.
FanfictionVictoria jakiś czas po śmierci matki nie jest w stanie dłużej mieszkać z ojcem, ucieka do Londynu, gdzie stara się rozpocząć nowe życie. Udaje jej się to, znajduje miłość, przyjaciół, dom. Jednak problemy wracają i są większe niż kiedykolwiek.