Rozdział 29

645 44 1
                                    

*** Oczami Victorii ***

- Kocham Cię... 

Nawet nie wiecie jak się poczułam... Jakby ktoś mi wbił sztylet prosto w serce... Nie, nawet gorzej.

- Nie martw się, za niedługo się spotkamy i gdzieś wyjdzie... - już nie mogłam tego słuchać, Szybko pobiegłam do mojego pokoju. Przekroczywszy próg rzuciłam się na łóżko. Na powierzchni moich oczu, tworzyła się warstwa łez. Już po chwili swobodnie spływały po moich policzkach i kapały na białą pościel. Szybko ściągnęłam sukienkę i trochę zmyłam makijaż. Założyłam piżamę, którą zostawiłam ostatnim razem. Weszłam pod kołdrę i zwinęłam się w kłębek. Słona ciecz nadal moczyła poduszkę. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoiłam i odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

" Byłam w samym środku lasu... Pięknego lasu. Przede mną rozciąga się niewielka polana. Idę śmiało przed siebie, rozkoszując się śpiewem ptaków. W oddali zauważam chłopaków i Amy. Chcę do nich podejść, ale nie mogę. Zaczynam biec w ich stronę, lecz niestety skutki są odwrotne, coraz bardziej Oddalam się od łąki. Drzewa tracą liście, wszystkie różnorakie kolory zmieniają barwę na szarą. Już nie słychać śpiewu ptaków. Zwolniłam, bo zabrakło mi tchu. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Odwróciłam się, a za mną stał ON. Zaczęłam krzyczeć, lecz mój krzyk był coraz bardziej zagłuszany przez jego śmiech. Powoli się przemieszczał w moim kierunku. Był coraz bliżej mnie. Po chwili zza siebie wyciągnął nóż..."

Obudziłam się cała spocona i roztrzęsiona. Łzy spływały po moich policzkach. "Znów ten sam sen.." Byłam naprawdę przerażona, a to się tylko powiększyło, gdy w głębi pokoju usłyszałam szelest. Momentalnie cała się spięłam i zerwałam się na równe nogi. Szybko wybiegłam z pokoju. Dokąd ja mam pójść? Zayn mnie nienawidzi. Ja pierdziele. Ruszyłam wzdłuż korytarza. W końcu stanęłam pod właściwymi drzwiami. Lekko je uchyliłam. Osoba spała wtulona w białą kołdrę. Niesforne loki opadały jego na twarz, a jej marzycielska buzia zdradzała, że śniła o miłych rzeczach.
-Ha..Harry - powiedziałam łamiącym się głosem. Chłopak ani drgnął. Podeszłam bliżej i zaczęłam szturchać go w odsłonięty bark.
- Ha... Harry - powtórzyłam czynność. Hazz zaczął się budzić. Przetarł oczy i na mnie spojrzał.
- Jeju, Vic. Ci się stało? - zapytał, a moje łzy kapały coraz częściej.
- Miał..am sen... Bo..ję się... - odpowiedziałam i podszedłszy do niego wtuliłam się w jego nagi tors. Jego reakcja była natychmiastowa. Zaczął gładzić moje plecy, abym choć trochę się uspokoiła.
- Spokojnie, jesteś bezpieczna - mówił mi wprost do ucha. Powoli się uspokajałam.
- Harry?
- Tak?
- Mogę spać z tobą? Proszę...
- Jasne - odpowiedział i położył się na swoje wcześniejsze miejsce. Ja niepewnie uczyniłam to samo i wtuliłam się w jego rozpalone ciało, jeszcze cichutko łkając.
- Wszystko będzie dobrze... - powiedział.
- Dziękuje - szepnęłam ostatkami sił i zasnęłam.

*** Następny dzień ***

( rano )

Obudziłam się przez promyki słońca, które padały na moją twarz. Taka pogoda w Londynie? Święto. Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie ma. Na miejscu koło mnie tak samo. Drzwi do łazienki były otwarte, czyli Harry jest na pewno na dole. Wstałam z łóżka i trochę je pościeliła. Wzrokiem odszukałam szafę. Mam nadzieję, że Hazz się nie obrazi. Otworzyłam drzwiczki i wyszperałam jakąś dłuższą koszulkę, która po chwili znajdowała się na moim ciele zamiast piżamy. Przynajmniej zakrywa choć kawałek mojego tyłka. Wyszłam z sypialni i korytarzem, a następnie schodami w dół, udałam się do kuchni, gdzie kształt się Curly.
- Hej. Co robisz? - zapytałam zaspanym głosem.
- Hej Skarbie. Gofry. - odpowiedział całując mnie w policzek. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a ten wskazał na salon i zrozumiałam, że musi tam ktoś być. Spojrzałam w tamtym kierunku. Na kanapie leżała Amy i czytała gazetę.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz