Rozdział 102

498 31 2
                                    


- Chyba nie muszę przypominać, jak o nie trzeba dbać, prawda? - powiedział Tye, zaprzyjaźniony tatuażysta Zayna, naklejając mi specjalną przeźroczystą folię ochronną na świeży tatuaż na moim prawym przedramieniu. Zerknął w stronę mojego chłopaka, który dźwięcznie się zaśmiał i skinął głową, po czym przejechał palcem wskazującym po dolnej wardze, co miał w zwyczaju. Ułożył dłoń na moim kolanie i spojrzał na skończone już dzieła przyjaciela.- Muszę przyznać, że się postarałeś. - po raz kolejny się zaśmiał i przeniósł swoje spojrzenie na moją twarz. - Nigdy bym nie powiedział, że zrobisz sobie tatuaż, a co dopiero trzy. Chyba nie przestaniesz mnie zadziwiać Symanka. - przyznał, posyłając mi szczery uśmiech. Zrobiłam sobie dwa tatuaże na przedramionach - na prawej cytat, a na lewej łapacz snów, który zaprojektował Zayn, i na wewnętrznej stronie wskazującego palca, przedstawiający znaczek damy kier. Zayn zrobił sobie taki sam tylko króla.- Nadal nie umiesz wypowiedzieć mojego nazwiska, Zaynie. - wygarnęłam mu i tym razem to ja się zaśmiałam. Uścisk na moim kolanie wzmocnił się, a ja niekontrolowanie przygryzłam dolną wargę. Czułam ciepło jego skóry przez materiał jeansowych spodni. Jego wzrok opadł do moich ust, uważnie je skanując. Pochylił się w moją stronę, aż poczułam jego oddech przy swoim lewych uchu. Byłam pewna, że drobny rumieniec wpełzał na moje policzki. Byliśmy ze sobą od jakiegoś czasu, a jego drobne gesty, czy spojrzenia sprawiały, że rumieniłam się i wyglądem przypominałam dorodnego pomidora w ciągu dosłownie kilku sekund.- A ty nadal przygryzasz dolną wargę, jakbyś nie wiedziała jak to na mnie działa. Nie wiem, czy robisz to nieświadomie, czy po prostu się ze mną droczysz. - wyszeptał i powoli uniósł prawą dłoń, a następnie szybkim, ale wciąż delikatnym ruchem wyswobodził moje usta spod zębów. Niewinnie się uśmiechnęłam, a on pokręcił głową z rozbawieniem. Nagle zadzwonił mój telefon, więc ostrożnie wyciągnęłam urządzenie i odebrałam.- Victoria? Pojechalibyście do sklepu po żelki? - po drugiej stronie usłyszałam błagający głos Waliyhi. - Może jeszcze czekoladę? W sumie chipsy też się skończyły... To może przyjdźcie po mnie i pojedziemy razem? Co ty na to? Bo mówiłaś, że ci się szampon kończy, to byśmy pojechali do Tesco, a może do Auchan, albo jednak do Tesco? Ja nie wiem. - powiedziała, a jej głos się załamywał.- Spokojnie, przyjedziemy po ciebie i możemy pojechać i tu i tu, jeśli chcesz. - stwierdziłam, co spotkało się z wielkim entuzjazmem dziewczyny, która pośpiesznie podziękowała, a następnie się rozłączyła. Rozbawiona uśmiechnęłam się pod nosem, a Zayn spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem. - Twoja siostra ma zachcianki. - powiedziałam, na co Zayn przewrócił oczami.- Zaczynam już mieć tego dość. Niech ona w końcu urodzi, bo ja serio już nie wytrzymuje. Wciąż pamiętam, jak o drugiej nad ranem zciągnęła mnie z łóżka, bo nagle naszła ją ochota na coś z McDonalda. - jęknął, a ja pacnęłam go w ramię. Chłopak ruszył do Tye'a w celu uregulowania należności za tatuaże i zaczęła się nasza mała kłótnia o to kto będzie płacił, jednak niestety wyszło na Zayna. Opuściliśmy studio tatuaży, naciągając czapki na nasze głowy i udaliśmy się do auta, na szczęście nie zwracając uwagi żadnych fanek. Pod domem byliśmy po kilkunastu minutach i ledwo zajechaliśmy na podjazd, a w drzwiach stanęła Waliyha w obecności Harry'ego, którego cały czas odpychała ręką, jednak on za każdym razem ponownie się do niej przybliżał, aby pomóc jej zejść po schodach.- Jedź, bo jeszcze wpakuje się nam do auta. - powiedziała od razu po zamknięciu drzwi. - Kocham go, ale czasami strasznie przesadza. Ze mną już wszystko w porządku, tak samo z dzieciakami, ale on tego nie jest w stanie zrozumieć i nie daje mi spokoju. - mruknęła niezadowolona, uciskając palcami skrzydełka nosa.- To dlatego zadzwoniłaś do nas? - zapytałam, ale odpowiedź była oczywista. Brunetka głośno westchnęła i oparła głowę o zagłówek. - Zrozum, że nie widzi świata poza tobą i dziećmi. Dla was obojga to jest nowa sytuacja i on też stara się w niej odnaleźć. Poza tym w nocy miałaś lekkie bóle brzucha i w okolicach lędźwi, więc przez to stał się jeszcze bardziej ostrożniejszy. - wytłumaczyłam, zerkając na nią.- Zawieś sobie minimum dwukilogramowe siatki na szyi, noś je przez osiem miesięcy i spróbuj nie narzekać, że cię coś boli. - fuknęła. O! Już jesteśmy, chyba kupie sobie loda, albo nie. Arbuza! Tak zjadła bym teraz arbuza. - powiedziała i wręcz wybiegła z samochodu, a my szybko poszliśmy w jej ślady. Wiem, że ciąża to nie jest żadna choroba, jednak ona to zupełnie inna historia. Jest w ciąży bliźniaczej, na dodatek zagrożonej. W jej przypadku ryzyko jakichkolwiek powikłań jest zdecydowanie większe, niż przy normalnie postępującej ciąży. Znaleźliśmy ją przy dziale z owocami, kiedy z lekkim grymasem na twarzy dźwigała upragnionego arbuza w celu włożenia go do koszyka.- Wal! Ty nie możesz dźwigać! - krzyknęłam i jak poparzona podeszłam do niej i wzięłam go od niej, a następnie wrzuciłam do wózka.- No kolejna się znalazła! Jak Harry. Tego nie możesz, tam tego nie możesz. Mam już tego serdecznie dość! - zaczęła na mnie krzyczeć, zwracając przy tym uwagę innych osób. Jej oczy świeciły się z gniewu, ale nagle jej wyraz twarzy całkowicie się zmienił; wzrok jak i rysy twarzy złagodniały. - Przepraszam, ja nie chciałam. - wyszeptała skruszona, po czym mnie przytuliła. Objęłam ją w szczelnym uścisku, w czym przeszkodził mi trochę jej brzuch. Zayn spojrzał na nas zmartwionym jednak nic się nie odezwał. - Pomału zbliża się poród, a ja cholernie się boję, że sobie nie poradzę. To wszystko pomału zaczyna do mnie docierać. Na dodatek nie będę miała jedno dziecko, tylko dwójkę. - wyszeptała tak, że tylko ja to usłyszałam.- Jestem pewna, że dasz sobie radę, bo przez ten cały okres pokazałaś jaka jesteś silna i dzielna. Miałaś kilka złych momentów, ale od tego jesteśmy my i twoja rodzina, żeby ci pomagać. Nie myśl, że jesteś w tym sama, bo to nie jest prawda. Zawsze będziemy przy tobie, czy tego chcesz czy nie.Wydaje mi się, że nie pozbędziesz się nas łatwo, a zwłaszcza Harry'ego. - powiedziałam, odsuwając się od niej, a Zayn podszedł do niej i złożył pocałunek na jej czole. Waliyha kiwnęła głową i posłała w naszą stronę drobny uśmiech. Po 20 minutach wyszliśmy ze sklepu niosąc reklamówki wypełnione po brzegi słodyczami, owocami oraz słonymi przekąskami, a Wal wlekła się za nami opadnięta z sił. Znowu zaczęła narzekać, że wszystko ją boli.- A jeśli to coś poważnego? - spytał mnie Zayn, patrząc na siostrę współczującym wzrokiem. - To normalne w jej stanie, a przynajmniej lekarz mówił, że tak będzie. - zapewniłam, chociaż sama zaczęłam czuć obawy, kiedy nagle Waliyha przystanęła i złapała się za brzuch. Oboje do niej podeszliśmy i zaprowadziliśmy do auta. Zayn kucnął przed nią i ułożył ręce na jej kolanach, a ona zaczęła zapewniać, że wszystko jest w porządku, chociaż grymas na jej twarzy mówił zupełnie co innego.- Jedziemy do szpitala. Wolę się upewnić, że nic wam się nie stało. - postanowił i wrócił za kierownicę, a ja zostałam z brunetką na tylnych siedzeniach - Nie będę patrzył, jak cię boli bo to nie jest normalnie. Tylko proszę nie próbuj mnie przekonywać, że nie trzeba, bo i tak to ci się nie uda. Powinniśmy i tak już wcześniej zawieść... - Wal chciała przerwać jego monolog, jednak jej się nie udawało. Brunetka jęknęła, zaciskając mocno powieki i chwyciła moją rękę, po czym mocno ją ścisnęła. Jej gwałtownie oddech przyspieszył i stał się płytki oraz poszarpany, a ja zorientowałam się, że poród się zaczął.- Zayn, do cholery! Ja rodzę! - krzyknęła wściekła, a autem gwałtownie szarpnęło. Chłopak przerażony odwrócił się w naszą stronę, nie mogąc złapać oddechu. Dopiero po chwili się opanował i mocno docisnął pedał gazu. Całą swoją uwagę skupiłam na Waliyhi, której twarz wykrzywiona była w grymasie bólu, a na jej czole pojawiły się drobne kropelki potu.
- Zadzwonię po Harry'ego. Miałaś już przygotowane rzeczy? - zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu. Dziewczyna chciała już coś odpowiedzieć, ale wyprzedził ją jej brat.
- Przecież to za wcześnie, nie powinnaś jeszcze rodzić. Masz termin na pieprzony miesiąc. - zaczął panikować, cały czas patrząc na nas we wstecznym lusterku, upewniając się czy z jego siostrą jest wszystko w porządku. Ręce miał mocno zaciśnięte na kierownicy, aż na jego przedramionach pojawiły się jego wszystkie żyły.
- To powiedz to, kurwa, dzieciom, Zayn. - warknęła wkurzona, mocniej ściskając kości mojej ręki, na co jęknęłam. - Torba jest przygotowana i Harry powinien wiedzieć gdzie jest, tylko musisz mu o niej przypomnieć. - zaczęła jeszcze głębiej oddychać, przez co gorzej jej się mówiło i cały czas przerywała swoją wypowiedź, a ja połączyłam się od razu z Harrym. Rozmowa szybciej się skończyła nić zaczęła, a on oczywiście panikował, ale obiecał, że niczego nie zapomni i powiedział, że dojedzie najszybciej jak się tylko da. Po kilku bądź kilkunastu minutach szalonej jazdy dotarliśmy do tego samego szpitala, gdzie rodziła Eleanor. Zayn mruknął coś niezrozumiałego i w mgnieniu oka zniknął nam z oczu, a Waliyha zaczęła wyklinać go pod nosem. Po chwili wrócił, prowadząc wózek, na który niezwykle ostrożnie posadziliśmy i popchnęliśmy w kierunku wejścia szpitala. Nagle obok mnie pojawił się zdyszany Harry, a ja byłam w szoku, nie wiedząc, jak on w tak krótkim czasie się tutaj znalazł.
- Jestem. - powiedział i chwycił swoją dziewczynę za rękę, po czym przelotnie ją ucałował. Gdy przekroczyliśmy próg budynku wózek przejęła pielęgniarka i zaczęła prowadzić go korytarzem.
- Czy pan ojcem dziecka? - zapytała się Stylesa, który stanął jak wryty, a krew odpłynęła z jego twarzy. Chciał coś powiedzieć, jednak wyprzedziła go ciężarna.
- Tak. - powiedziała stanowczo, patrząc na niemały uśmiech na twarzy szatyna.
- W takim razie zapraszam. - wskazała, którąś sale, po czym zwróciła się do nas. - Niestety państwo musicie tutaj zaczekać. - powiedziała i zamknęła drzwi. Widziałam, jak bardzo Zayn bał się o swoją siostrę, dlatego postanowiłam zadzwonić i powiadomić jego mamę. W czasie, kiedy rozmawiałam z Trisha, poszłam po wodę dla Zayna. Wróciłam w tym samym momencie, w którym Harry wyszedł na korytarz. Serce od razu podeszło mi do gardła, a Malik poderwał się na równe nogi.
- Wyprosili mnie. Będą robić cesarkę. - powiedział, a ja wypuściłam z dłoni kubeczek. Dopiero teraz zauważyłam, jak jego nogi dygotały. Niepewnie podeszłam do niego i przytuliłam go mocno.
- Będzie dobrze. Musi być.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz