Rozdział 65

926 42 0
                                    

- Jestem strasznie wykończony! - Harry jęknął, gdy przekroczył próg domu chłopaków. Jeśli mam być szczera, wyglądał okropnie, z resztą tak jak my wszyscy. Na prawdę strasznie śmierdział, a resztki kolorowej farby, która już zdążyła zaschnąć, miał na ubraniach oraz swoich brązowych loczkach. Jednak mimo tego wszystkiego... Tego zmęczenia, tych przepoconych i upapranych ubrań, zgubienia się w lesie, bawiliśmy się fantastycznie. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to był jednak dobry pomysł...
- Gdzie jest Eleanor? Gdzie jest El?! El, kochanie! - Louis wykrzyczał na cały dom, zaraz gdy przeszedł przez drewniane drzwi wejściowe. Podobno przez całą grę w paintball'a gadał tylko o niej, czy czuje się dobrze, czy zjadła coś zdrowego na obiad, czy przypadkowo nie napiła się kawy, albo jeszcze tysiąc innych rzeczy. - Słoneczko! - wydarł się na całe gardło, aż myślałam, że mi uszy odpadną.
- Nie drzyj się tak, debilu. Zachowujesz się jak małpa w ZOO... Chociaż sam nie wiem czy nie gorzej... - skarcił go Niall, który od razu powędrował do kuchni. No tak w końcu nie jadł przez jakieś trzy godziny. Chyba ustanowił swój nowy rekord życiowy. W tym samym momencie po schodach zeszła piękna brunetka, której włosy opadały falami, na jej chude ramiona z strasznie wystającymi obojczykami. Zawsze jej ich zazdrościłam. Zazdrościłam jej wszystkiego. Urody, figury, a co najważniejsze szczęśliwego związku... Jeśli mam być szczera to chyba nigdy, ale to nigdy nie widziałam, aby pokłóciła się o cokolwiek z Louis'em. Teraz jest jego narzeczoną i oboje spodziewają się dziecka. Po prostu żyć, nie umierać.
- Zayn, chodź na górę. Musisz mi w czymś bardzo ważnym pomóc. - zarządziła Eleanor. Twarz Mulata momentalnie się zmieniła z zmęczonej na zaskoczoną. No tak. Nie wie, że jeszcze będzie organizowana impreza niespodzianka. El musi go jak najszybciej zabrać na górę, żeby nie zwrócił większej uwagi na przygotowany już cały dół domu, którym się zajęła reszta, gdy ja byłam z nim w wesołym miasteczku.
- W czym?
- Nie ważne. Po prostu już chodź. - jęknęła, po czym chwyciła jego rękę w nadgarstku i chciała go wziąć na górę, ale przerwał jej głos Tomlinson'a.
- El? Kochanie? Nie przywitasz się ze mną? - powiedział z lekkim bólem w głosie. Oczy dziewczyny momentalnie powędrował na szatyna, po czym dokładnie zeskanowała go wzrokiem. Gdybym ja go takiego zobaczyła, to bym się przeraziła. W swoich włosach miał jakieś liście oraz ogromne igły. Na prawie całych policzkach różnokolorową farbę, która po pomieszaniu dała nie za ciekawy kolor. Na kolanach swoich czarnych spodni były ogromne dziury, z resztą tak, jak na dolnej części białej koszulki z nadrukami, która będzie się nadawała już tylko do kosza. Wyglądał dosłownie, jakby ktoś go napadł.
- Ta, cześć, Louis. - powiedziała jakby znudzonym głosem i pobiegła wraz z Malik'iem w górę schodów.
- Słucham? Ale... Ale... Jak to? - jąkał się Lou. - Cały dzień martwiłem się o nią, a gdy się spotkaliśmy ona nawet się nie przywita tylko biegnie do mojego przyjaciela. Do przyjaciela! Nawet... Spojrzała na mnie zaledwie dwie sekundy! Rozumiecie, dwie sekundy! Ja się martwiłem, czy coś się jej nie stało, czy się nie zatruła, albo nie zabiła, gdy tutaj jechała, a ona powiedziała mi zwykłe "Cześć, Louis"? Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć! Przecież... Przecież mu jesteśmy zaręczeni, tak? Ona powinna za mną tęsknić, jak za nią. Powinna czekać na to, aż się do niej przytulę, tak ja czekałem. Czy ja przesadzam? No powiedźcie mi, czy ja prze... - przerwał ponieważ niespodziewanie znalazła się przy nim Calder, która przycisnęła swoje wargi do jego. Oboje zaczęli idealnie współgrać. Dłonie szatyna momentalnie powędrowały na policzki dziewczyny, lekko na naciskając. Eleanor, tak jak Lou, od razu się uśmiechnęła, co było bardzo widoczne. Po chwili jej ręce wylądowały na jego klatce piersiowej, po czym się delikatnie odepchnęła.
- Przygotowałam tobie ubrania, które masz ubrać. Są położone na twoim łóżku. Proszę cię tylko się nie spaprz, ani nic z tych rzeczy, bo po twoim aktualnym wyglądzie można się spodziewać dosłownie wszystkiego... Umyj się, bo wyglądasz okropnie, kochanie. Pod koniec tego wszystkiego przyjdę do ciebie i poprawię ci włosy. Muszę już iść, bo zaraz Zayn wyjdzie spod prysznica i zacznie coś podejrzewać. - obróciła się i już chciała biec do miejsca, skąd przybiegła, ale jej chłopak chwycił ją za rękę, w wyniku czego znalazła się w swojej poprzedniej pozycji. Louis położył dłoń na jej tali, po czym jeszcze bliżej przyciągnął ją do swojego ciała, przez co stykali się swoimi klatkami piersiowymi oraz nosami.
- Wyglądasz cudownie, kotku. Mam nadzieję, że dasz sobie z nim radę, bo ma dzisiaj strasznie zmienne humory, niczym baba w ciąży. Kocham Cię. - powiedział, po czym złożył bardzo czuły pocałunek na jej czole, a następnie na bardzo chudziutkim nosie, na co brunetka pokryła się szkarłatnym rumieńce. Mimo, iż są ze sobą taki czas to ona dalej się rumieni na takie gesty... To strasznie słodkie. Czyli tylko nie ja to zauważyłam, że Zayn zachowywał się bardzo dziwnie... A już myślałam, ze zaczynam wariować. 
- Ja kocham cię bardziej. - odparła cichutko, dalej zawstydzona, po czym zniknęła z zasięgu naszych oczu.
- Dobra, a więc wszyscy pod prysznice, żebyśmy nie zaczadzili tego domu! - wykrzyknął Liam, gestykulując przy tym rękoma. - Nie mamy za dużo czasu. Ruchy! Na co czekacie? Ruszacie się jak muchy w smole. - skarcił nas, na co wszyscy, jak w wojsku pobiegli do swoich pokoi, w tym ja. W pośpiechu wpadłam do łazienki, uprzednio chwytając czysty zestaw przygotowanych wcześniej ubrań. Ściągnęłam z siebie brudne rzeczy i weszłam pod prysznic, nie chcąc nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Jeszcze bym się niepotrzebnie przeraziła i zeszła tutaj na zawał. Umyłam dokładnie swoje ciało, a następnie włosy. Szybko wyszłam spod ciepłego natrysku wody, który mnie bardzo zrelaksował, po czym owinęłam się białym, puszystym ręcznikiem. Po 45 minutach byłam w pełni gotowa. Wymalowałam się bardzo prosto. Tylko czarne kreski, tusz do rzęs oraz delikatna różowa szminka. Swoje brązowe włosy wyprostowałam, ale pozostawiłam fale na ich końcach. Pozostało mi tylko założenie sukienki, którą kupiłam wraz z Amy, kiedy wybrałyśmy się po prezent dla Zayn'a. Na mini gorsecie przy dekolcie miała miliony małych brylancików i cekinów, które świeciły się różnymi kolorami. W talii była przewiązana kremowa tasiemka, z której opadały falami kawałki beżowego materiału, w wyniku czego układały się w piękne falbanki. Po jej założeniu, przyodziałam na nogi kremowe kilkunastocentymetrowe szpilki, po czym spojrzałam w lustro sięgające ziemi.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz