Rozdział 85

619 36 5
                                    

Przepraszam przepraszam przepraszam za opóźnienie. Ale już jestem! Proszę przebaczcie.


*** Oczami Victorii ***

*** 21 lutego ***

( Wczesny ranek, pokład prywatnego samolotu )


- "Proszę zapiąć pasy. Samolot z Londynu do Polski będzie startował za kilka minut. Wszystkim życzymy miłego i spokojnego lotu." - usłyszałam słowa pewnej kobiety, które rozbrzmiały w całym samolocie. Momentalnie się wyprostowałam niczym struna, która przed chwilą została naciągnięta, po czym gwałtownie wciągnęłam powietrze, które na jakiś czas zatrzymałam w swoich płucach. Drżącymi rękoma zapięłam pasy i próbowałam jakoś się uspokoić, jednak za dobrze mi to nie wychodziło. To nic, że za chwile wzbijemy się kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy kilometrów nad ziemią. To nic, że może w każdej chwili wystąpić jakaś awaria i możemy się rozbić. Wylądujemy na jakiejś bezludnej wyspie, na której umrzemy z głodu lub pragnienia, albo zwariujemy i sami się pozabijamy. To nic, że lecąc tym przeklętym samolotem możemy po prostu zginąć. Z-G-I-N-Ą-Ć! Jednak nikt poza mną nie miał z tym żadnego problemu. Wszyscy siedzieli nad wyraz spokojnie. No dobra... Może nie dokładnie wszyscy. Eleanor, Waliyha zostały w domu pod opieką Louis'a. Jak to dziwnie brzmi. Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócimy z powrotem oni wszyscy będą w jednym kawałku.

- Kochanie? Wszystko w porządku? Nie wyglądasz za ciekawie. Jesteś cała blada. Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał Harry, uważnie się mi przyglądając. Z wielkim wysiłkiem spojrzałam mu w oczy, gdyż strach z każdą mijającą sekundą paraliżował całe moje ciało, nad którym miałam coraz mniej kontroli. Tęczówki były w żywym, zielonym kolorze jak łodyga świeżo ściętej róży. Pojedyncze kosmyki włosów opadły na jego czoło, gdy minimalnie przechylił głowę. Podejrzewam, że wyglądałam gorzej niż biała ściana. Nie byłam w stanie nawet odpowiedzieć, więc tylko delikatnie pokiwałam twierdząco głową. Serce waliło mi jak oszalałe. Byłam przekonana, że prawie wszyscy mogli usłyszeć rytm jego bicia. Brunet delikatnie chwycił moją lewą dłoń, po czym kciukiem zaczął gładzić jej wierzch, lecz nie pojawiły się na jej powierzchni magiczne iskierki. To w stanie jest tylko zrobić jedna, jedyna osoba. I ona także znajduje się na pokładzie tego samolotu, dokładnie obok mnie. To z nim czuję się jak pieprzona księżniczka, jednak on już znalazł swoją królową. Ręką odgarnął moje włosy na prawą stronę. Po chwili poczułam jego gorące usta przy swoim lewym uchu, gdyż wargami przypadkowo zahaczył o jego płatek. - Zrelaksuj się. Uspokój i wycisz swoje myśli. Wszystko będzie dobrze. Rozluźnij swoje mięśnie. Nie bądź taka spięta, bo to ci w żaden sposób nie pomoże, lecz tylko utrudni. To jest tylko lot samolotem. Jeszcze będzie ci się bardzo podobało i będziesz chciała polecieć jeszcze raz.  - mówił bardzo melancholijnym tonem, a jego ciepły oddech owiewał moją szyję, delikatnie mnie przy tym łaskocząc. Wdech. Wydech. Wdech i wydech. To jest tylko lot samolotem...

- Spokojnie, Victoria. Nie martw się. Samolot wykona tylko kilka pętli w powietrzu na samym początku, a następnie obróci się wokół własnej osi. Nie masz czego się obawiać. To będzie trwało tylko dwadzieścia minut. - usłyszałam śmiertelnie poważny głos Liam'a. Szybko odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałam na niego jak na debila, mając nadzieję, że robi sobie ze mnie jakieś okropne żarty. W tym samym momencie kompletnie niewzruszony uniósł wzrok znad telefonu. Nie wyglądał jakby sobie żartował, był poważny. Ręce zaczęły mi się niemiłosiernie trząść. Rozejrzałam się wokoło szukając jakiegokolwiek ratunku. Gdyby była tylko jakaś droga ucieczki z tego pokładu, zrobiłabym to bez żadnego zastanowienia.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz