Runda trzecia: część pierwsza

192 20 2
                                    

Jeong wstał, jeszcze raz rozejrzał się po pozostałych w przerażeniu, po czym podszedł do zniecierpliwionej kobiety. Wooyoung wyglądał, jakby chciał się wyrwać, żeby życzyć mu powodzenia, ale Hong złapał go za dłoń, ściągając na krzesło. Zaraz Yunho wyszedł, a oni nie otrzymali żadnych dodatkowych informacji. Zresztą nie minęła minuta, a Mingi podniósł się z siedzenia i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. W mesie nastała napięta cisza, czekająca na to, aż ktoś w końcu wybuchnie.

- Dlaczego zagłosowaliście na Yunho?- odezwał się San, a tamci wydawali się nie chcieć mu niczego tłumaczyć. Czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Tak należało postąpić, inaczej trafiłoby na kogoś, kto zginąłby w pierwszych sekundach wyzwania.

- Hongjoong miał wskazówkę.- wypalił Jongho, a Hong od razu spojrzał na Yeosanga oskarżająco. Sang jednak zdawał się nie mieć pojęcia, że osiemnastolatek wie. Nikomu nie zdradzał tego sekretu, a chłopak nie mógł ich podsłuchiwać. Dobrze się zakamuflował, aby tylko ta informacja nie wypłynęła.- Spokojnie, to nie Yeo mi powiedział. Łatwo się domyśleć. Kto inny mógłby ją odkryć i kto inny z taką łatwością zmanipulowałby resztę grupy. Zakładam, że tylko Mingi nie oddał głosu na Yunho.

- Ocaliłem wam prawdopodobnie życie, więc teraz módlcie się, aby mu się udało. Nie widzę sensu, by dalej tu siedzieć.- westchnął Joong. Nie chciał mieć tej odpowiedzialności tylko i wyłącznie na sobie. Jeśli dla Jeonga się nie powiedzie, wszelkie oskarżenia spoczną na nim. Dostanie wręcz przydomek zabójcy, a jedyne czego pragnął, to dać im jak największe możliwości. Jeśli posłużyliby się jedynie subiektywnymi emocjami wobec poszczególnych członków grupy, mogłoby się to skończyć tragicznie dla każdego z nich.

Nie mogąc znieść ciężkiego powietrza, jakie utrzymywało się w pomieszczeniu, postanowił pójść na pokład, ażeby odrobinę odpocząć. Schował drżące dłonie w kieszenie i powędrował wzdłuż barierki. W takich chwilach zawsze nieświadomie dokonywał anormalnych rzeczy. Nie wiedział, kiedy wokół jego głowy zaczął krążyć błękitny motyl. Bez wytchnienia trzepotał małymi skrzydełkami, chcąc nadążyć nad dziewiętnastolatkiem. Ten przystanął dopiero nieopodal swego gabinetu i oparł się o balustradę. Stąd widział, że niewielka łódź, dziesiątki razy mniejsza od ich statku, odpływa w przeciwnym kierunku. Zadanie musiało odbyć się gdzieś indziej. Był przekonany, że na jej pokładzie znajdował się Yunho, zdezorientowany, przerażony, nie mający pojęcia co go czeka.

Z kolei Hongjoong miał dość, że nieustannie był czemuś winny. Okrutnie wycieńczające było uczucie lęku, ciążące na tobie jak wielokilogramowy balast. Chociaż starało się robić rzeczy, mające być przysługą dla otoczenia, na koniec dnia zostawało się samemu z wrażeniem, jakoby cały świat był zwrócony przeciwko tobie. Zawsze ostatecznie cieszył się z rezultatów, ale gdy Joong najbardziej tego potrzebował, okazywało się, że naokoło jest kompletnie pusto. Będąc w jego wieku, powinien umieć przezwyciężyć rządzę aprobaty ze strony ludzi, powinien przywyknąć do samotności, bo przecież samotnie żył już od lat, a czas miał leczyć rany. Tego typu zasady bardzo szybko okazywały się jedynie bujdami, które mogły wspomóc na duchu ludzi tkwiących w nadziei.

- Jak się czujesz?- znajomy głos doszedł go zza pleców. Głos, którego się nie spodziewał. Brunet stanął tuż obok, ze zdumieniem wpatrując się w motyla, który latał tuż przy twarzy Kima.- Te stworzenia muszą cię uwielbiać.

Chłopak uśmiechnął się niewyraźnie.

- Nie mają wyboru.- odparł tak cicho, że bardzo prawdopodobne, że Hwa nawet nie usłyszał jego słów.

- Nikt cię nie obwinia. Nie martw się o to.-

- Hm? Kto powiedział, że ja się martwię?- Joong się wyprostował, ale tym razem nie grał ani mimiką, ani tonem głosu, więc bez problemu dało się rozpoznać jego prawdziwe emocje.

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz