Nie można było powiedzieć, że Hongjoong doszedł do celu, gdyż u krańca swojej drogi, co chwilę się upadał, a przez nieopuszczający go ani na sekundę, piekący ból, zwymiotował przynajmniej dwa razy. Ledwo cokolwiek widział przez jedno, zamglone oko, a dłońmi nie był w stanie niczego dotknąć, gdyż czuł jak żywy ogień wdziera mu się we wszystkie nerwy. Ciężko oddychał, człapiąc ociężale. Musiał odciąć swój mózg, wszelkie myśli, praktycznie poczucie, że żyje. Szedł, ale wydawało się, jakby nie znajdował się we własnym ciele. Nie skupiał się na niczym, nie analizował, a tylko kroczył do przodu, motywując się abstrakcyjną nadzieją, że jeszcze nie wszystko stracone.
Na środku tej przedziwnej makiety Jjogu stał olbrzymi obiekt, o niebotycznych wymiarach, obiekt, którego chłopak nigdy wcześniej w tym mieście nie widział. Nie pasował architektonicznie do reszty zabudowy i wyglądał jak wyrwany z przyszłości. Być może miał już halucynacje i tym razem, nie była to rzeczywistość wykreowana przez twórców gry, a jego sen. Nie był w stanie tego jednoznacznie stwierdzić. Wdrapał się po stopniach prowadzących do drzwi, niemalże na czworaka, czując, że już wykorzystuje resztki pokładów swojej siły. Skóra piekła go tak okrutnie, iż każda sekunda bycia przytomnym była dla niego katorgą. Poparzeń nie miał tak naprawdę wiele. Czuł je przy swoim oku oraz na dłoniach. Był również pewny, że ma je na prawym boku oraz kostkach. Doskwierało mu również lekkie otumanienie spowodowane nawdychaniem się dymu. To tworzyło mieszankę, przez którą nie potrafił normalnie funkcjonować i z chęcią położyłby się tam, czekając na to co się zdarzy.
Niemniej wykrzesał z siebie jakąś niepojętą motywację, by dotrzeć do tych dużych, szklanych drzwi, które jawiły mu się jako finał tej cholernej udręki. Niemrawo uniósł lewą pięść i zapukał nią raz, potem drugi. Zaczynał sądzić, że się pomylił, że powinien zrobić coś inaczej, ale wtedy skrzydła się rozchyliły, a w progu stał mężczyzna w złotej masce, który klasnął w dłonie na jego widok. Potem dwóch innych nieznajomych, wciągnęło go do środka. Wewnątrz było mnóstwo świateł, które raziły go w podrażnione oczy, naokoło kręciło się mnóstwo zamaskowanych postaci, spoglądających na niego jak na niezwykle ciekawy eksponat muzealny. Był ciągnięty jakimiś korytarzami, bez chociażby jednego zdania wyjaśnień. Nie miał pojęcia co się dzieje, ani co zaraz ma się wydarzyć. Był na granicy świadomości i nie miał wątpliwości, że niedługo potem zapomni wszelkich obrazów, jakie przewinęły mu się przed nosem.
Nagle znów oblała go fala jaskrawego światła, która natychmiast przyprawiła go o potworną migrenę. Jego twarz owiał łagodny wiatr, a sekundę później usłyszał salwy wiwatów, krzyków oraz oklasków. Zmusił się, aby otworzyć to jedno, zdrowe oko i wówczas ujrzał trybuny, w dużej części zapełnione przez elegancko ubranych ludzi, w finezyjnych strojach, mężczyzn, kobiety. Z jakiegoś powodu cieszyli się na jego widok.
Po środku murawy ujrzał czarną czaszkę, która wywołała w nim uzasadniony niepokój. Prowadzono go tam, wprost na środek. Praktycznie rzecz biorąc, wręcz wywleczono, gdyż on sam nie dał rady postawić o własnych siłach ani kroku więcej. Upadł tam na kolana, obawiając się tego co stanie się dalej. Czy właśnie szykowali się do publicznej egzekucji? Wątpił, aby dotarł tutaj jako pierwszy, a skoro zwyciężyć mógł tylko jeden, to bardzo prawdopodobne, że właśnie jest uczestnikiem widowiska, podczas którego zginie.
Doszedł go czyjś przeraźliwy krzyk, wołający jego imię. Joong spojrzał przed siebie. W długim, butelkowo-zielonym, welurowym płaszczu stał Seonghwa, tuż obok niego Yeosang, San oraz Jongho. Wszyscy patrzyli na niego w realnym przerażeniu. Park chciał się odruchowo wyrwać naprzód, ale zaraz powstrzymał go strażnik, mocniej zaciskając palce na trzymanym przez siebie pistolecie. Brunet jeszcze nigdy nie widział kogoś w równie złym stanie. Jeśli to miał być ostateczny cios, wymierzony mu przez poczucie winy, z pewnością nim był. Impuls kazał mu tam wybiec, zrobić cokolwiek, aby to przerwać, natomiast wiedział, iż wyrządzi tym więcej szkody niż pożytku. Widział jak Kim usiłuje się podnieść, staje na drżących nogach, oglądając widownię wyczekująco. Nie miał pojęcia, że zjawił się tutaj niemalże jako zwycięzca. Nikt jeszcze przed nim nie dotarł, a Hwa z plotek usłyszał, że znaleziono już dwa ciała. Początkowo obawiał się, że jedno z nich należy do Honga, więc kamień spadł mu z serca, gdy okazało się to nieprawdą. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się czuje i z jakiego powodu nie liczył na to, by Hongjoong rzeczywiście poległ w tej konkurencji. Niemniej był szczerze szczęśliwy, widząc, że jakoś mu się udało.
CZYTASZ
Pirate King | Seongjoong
FanfictionKim Hongjoong, najsłynniejszy złoczyńca w Agarthcie postanawia wziąć udział w tajemniczej grze, która jak się niedługo później okazuje, nie jest tylko niewinną rozgrywką o pieniądze. W dodatku na jego drodze staje młody członek królewskiej Gwardii...