Runda pierwsza: część piąta

240 27 1
                                    

Po tylu godzinach podróży, wszyscy byli wykończeni. Nie dość, że nie dało się normalnie przespać przez trzęsący się wagon, to nawet nie było wygodnych siedzeń. Seonghwa pragnął zapalić, lecz Hongjoong zaszedł go od tyłu, wykręcił mu rękę i po kryjomu wyjął z kieszeni płaszcza małą papierośnicę z tłoczoną różą. Hwa był zbyt zdenerwowany nagłym atakiem, żeby się zorientować, ale po dość ostrej kłótni, przynajmniej była pewność, że nie będzie zanieczyszczać nikomu powietrza. 

Mieli niedługo wysiadać, więc Hongjoong wypatrywał przez okno, gdzie najlepiej wyskoczyć, ażeby nikt ich nie przyłapał i było bezpiecznie. W tej części Agarthy nie bywał zbyt często, głównie przez dość spore zaludnienie oraz wzmożoną ilość krążących po tym obszarze służb. Poza tym miał niemiłe skojarzenia związane z oceanem, toteż znacznie częściej zaszywał się na górzystych terenach. 

- Tam kończy się las i jest mnóstwo krzewów. Nie ryzykowałbym wysiadania dopiero na postoju. Wolałbym, ażeby nikt nas tutaj nie zobaczył.- oznajmił, wskazując przez szybę. Wysiadanie z jadącego pociągu należało do bardzo niebezpiecznych i gdyby nie to, że powoli zwalniał, z pewnością by się wszyscy połamali. Tu nie było już miejsca na pomyłki, dlatego aby nie mieć nikogo na sumieniu, a także nie przegrać pojedynku w pierwszej rundzie, zbliżył się do Wooyounga i podciągnął go do góry. 

- Skoczymy jako pierwsi.- oznajmił.- Masz się mnie mocno złapać, ja zajmę się resztą. 

- Huh?- Jung spoglądał na niego cały czerwony na twarzy. San podśmiewał się z niego, opierając się z boku o ścianę. 

- No normalnie. Owijasz ręce wokół mojej talii i czekasz, aż nie wylądujesz na ziemi. Nie denerwuj mnie, bo nie mamy dużo czasu. Jeśli ktoś też się boi, niech dołączy do kogoś bardziej odważnego. Nie padajcie na wyprostowane kończyny, bo jak znam się na wszystkim, to nie wytrzasnę wam gipsu w środku misji.- oświadczył stanowczym tonem, po czym przyciągnął do siebie siedemnastolatka. Tamten zdawał się poruszony, jakby dotknął samego Boga. Zacisnął mocno palce na jego płaszczu, a zaraz zbliżyli się do krawędzi.- Raz, dwa...

Na trzy skoczyli w wysokie zarośla. Nie można było tego nazwać miękkim lądowaniem, lecz grunt, że oprócz zadrapań cierniami oraz wystającymi gałęziami, nic poważnego im się nie stało. Joong obił się plecami o podłoże z jękiem, a Wooyoung leżał na jego brzuchu, skutecznie uniemożliwiając mu normalne oddychanie. 

- Złaź.- burknął, odpychając go od siebie, a zaraz ujrzał jak kolejne sylwetki wypadają z pociągu, Mingi aż przeturlał się po trawie, co odrobinę wystraszyło Kima, który natychmiast pobiegł sprawdzić, czy nic mu się nie jest. Na szczęście zaraz wstał, śmiejąc się do rozpuku. Ochronił go plecak, który miał zawieszony na brzuchu. W innym wypadku, z pewnością połamałby sobie kilka żeber. 

Rozejrzał się podliczając wszystkich. Miał już na oku Seonghwę, który otrzepywał się z piachu, Sana leżącego obok niego, jakby opalał się na słońcu, Jongho, zbierającego z ziemi drobniaki, które wysypały mu się z sakiewki oraz Yunho, jakiemu wysiadka poszła najbardziej spektakularnie, gdyż jakimś cudem, nawet się nie przewrócił. Stał uśmiechnięty,  pomagając Songowi wstać. Siedem... brakowało tylko jednego. 

- Yeosang!- wrzasnął, a zaraz zauważył jak ręka wyłania się znad chaszczy. 

- Żyję. Chociaż bardzo bym nie chciał.- burknął, dźwigając się na równe nogi. 

- Ty wiesz jak wiele rzeczy ja bym sobie marzył? No niestety, to nie plejada życzeń.- odrzekł Hongjoong. 

- Gdzie teraz? Prosto do tej szkoły morskiej? Wiesz w ogóle gdzie ona jest?- Park szedł tuż za Joongiem, który miał go niemiłosiernie dość. Wyjął ze swojej torby połyskujący na złoto kompas. Uniósł go lekko w górę, spojrzał na kierunek padania promieni słonecznych, po czym zadowolony z siebie, ruszył naprzód. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz