Runda dziewiąta: część czwarta

128 19 15
                                    

Człowiek, który z pewnością był w tamtym momencie niespełna zmysłów, rzucił się na Seonghwę, stojącego najbliżej. Brunet złapał jego dłoń w powietrzu, kiedy tamten chciał wbić w niego ostrze zakrwawionego noża. Siłowali się przez chwilę i dopiero wtedy pozostała trójka wyszła z chwilowego szoku spowodowanego sytuacją. San chwycił z ziemi gruby kawałek oderwanego tynku, którym uderzył mężczyznę w kark. Wówczas tamten odwrócił się od Hwy i zamachnąwszy się, ugodził jasnowłosego w rękę. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, ponieważ Park zdążył sprowadzić go do parteru. Przyciskając jego ciało do podłoża za pomocą kolan. uderzał na oślep fragmentem blachy, jaki wziął do samoobrony. Tamten ostatkami sił miotał się, żeby skrzywdzić bruneta trzymanym przez siebie nożem, ale Seonghwa nie miał problemów z unikaniem nieskoordynowanych ruchów. Zakończył ciosem łokcia w głowę, po którym przeciwnik chlusnął krwią i stracił przytomność. Ciemnowłosy jeszcze się upewnił, czy na pewno wyeliminowali kolejnego gracza, lecz zaraz odezwał się ten sam, przerażający głos. 

- W grze pozostało sześciu zawodników!- ogłosił, a oni spojrzeli po sobie. Ktoś jeszcze zginął w czasie, gdy zajmowali się tym szaleńcem. Była to zasadniczo dobra wiadomość, ponieważ skrycie liczyli na to, że tamci wykończą się sami, zanim będą musieli interweniować. W czwórkę będą mieli niepodważalną przewagę jeśli zostaną postawieni przeciwko jednej osobie. 

- Nic ci nie jest?- Hwa spojrzał na Sana, który przyglądał się swojemu zranionemu ramieniu. Na szczęście było to zaledwie lekkie draśnięcie i chociaż oznaczyło materiał jego koszuli, to nie było niczym czym należałoby się przejmować. Później Park zerknął na Honga, który wyjmował nieszczęśnikowi nóż spomiędzy palców. Wsunął go sobie za szlufkę, a potem zbliżył się do Hwy z niezadowolonym wyrazem twarzy. 

- Nigdy mnie przed nikim nie osłaniaj. Poradzę sobie i nie potrzebuję niańki.- burknął, po czym wszedł na schody, z niesmakiem przyglądając się czerwonym śladom na stopniach. 

Weszli na ostrożnie na pierwsze piętro, spodziewając się, że w każdej sekundzie, ktoś może wyskoczyć im na twarz. Nasłuchiwali, czy nikt nie zmierza w ich kierunku, ale naokoło panowała niepokojąca cisza. Tylko dwóch rywali, a później zostaną we czwórkę. Joonga wciąż zastanawiało, ile warte były obietnice Jongho, Sana oraz Seonghwy. Jak się zachowają, gdy nagle tajemniczy głos oznajmi, iż tylko oni pozostali przy życiu. Nie wykluczał, że ta informacja coś przełączy w ich świadomościach, zmieni nastawienie. Natomiast na razie musieli zająć się sprawami najpilniejszymi. 

- Masz zranione jedno oko. To nierozsądne, byś szedł na czele.- wtrącił się Seonghwa, a Hong odwrócił się do niego tak raptownie, że Park omal nie stracił równowagi i nie spadł.

- Nawet gdybym je sobie wyrwał, byłbym lepszym kapitanem niż dziesięciu takich jak ty, w jednym szeregu. Zamilcz.- bąknął, być może trochę zbyt ostro. Ich relacja polegała albo na nienawiści, albo przepełnionych pożądaniem zbliżeniach. Hongjoong naprawdę miał wątpliwości, czy dogadaliby się w rzeczywistości, gdzie oboje nie byliby zamieszani w tę grę, Joong nie był poszukiwany przez służby, a Seonghwa nie czyhałby na jego głowę. 

- Za bardzo się spinasz.- odchrząknął brunet, wywracając teatralnie oczami. 

- Idioci, słychać coś z drugiej strony.- wtrącił się San, mijając ich wszystkich. 

Rzeczywiście, echem rozchodziły się czyjeś pojękiwania oraz bardzo powolne kroki. Przyspieszyli, chociaż wciąż poruszali się na palcach, by nie zwabić na siebie problemów. Zasadniczo ich było czterech, więc mieli znaczącą przewagę. Nie mieli jednak pojęcia, w posiadaniu jakiej broni są tamci. Teoretycznie nie powinni jej mieć przy sobie, ale jak zdołali się przekonać, niektórym udało się przemycić co nieco. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz