Epilog

227 24 43
                                    

Dla niektórych istnieją tylko biele oraz czernie. Istnieje dobro lub zło. Istnieje smutek oraz radość, uczucia i ich brak, miłość, nienawiść, życie, albo śmierć. Wielu sobie nie wyobraża pojęć pomiędzy, bo jak może funkcjonować miłość przesączona nienawiścią, jak można kochać, a jednocześnie nienawidzić siebie do tego stopnia, by nie potrafić wybrać szczęścia ponad własny upadek. Dla Hongjoonga nie było wygranej, ani porażki. Był jego umysł, który więził go za wszystkie popełnione błędy, który darzył drugiego człowieka taką sympatią, jakiej ludzkie serce nie mogło pomieścić, a jednak nie dawał mu się tym cieszyć. Zgaszoną zapałkę ciężko jest po raz drugi zapalić i Kim był tego doskonałym przykładem. Więc jak miał postąpić? Co miał zrobić, aby zatrzymać te myśli, poczucie winy, by pozwolić sobie na trzymanie czyjejś ręki, czując jedynie tę miłość?

Seonghwa kroczył wzdłuż rzędu pokoi, a jego ciężkie buty odbijały się od posadzki. Dawno tu nie był. Jeszcze jakiś czas temu sądził, iż jego stopa nigdy nie postanie w tym miejscu, ale to był tylko dowód, by ustrzegać się mówienia tego słowa. Zapukał do mahoniowych drzwi. 

Nikt go nie zatrzymał, a wydawało mu się, że już przy granicy złapią go i ukarzą za każdą zbrodnię, którą popełniłby po raz drugi, jeśli tylko ktoś dałby mu szansę. Może popełniłby ich więcej, jeśli miałoby to coś zmienić. Na plecach niósł worek, na nadgarstku miał zawiązaną liliową wstążeczkę, a w drugiej dłoni trzymał miecz z charakterystycznym grawerem. 

Wszedł do środka, a oczy mężczyzny siedzącego za biurkiem w jednej sekundzie wybałuszyły się w przerażeniu. Nie poruszył się, ale już miał zacząć dzwonić srebrnym dzwonkiem, by wezwać posiłki. Park chciał go uspokoić gestem dłoni. Nie przyszedł tu wzbudzać sensacji, ani nie zamierzał nikogo atakować, choć może pomogłoby mu to wyładować emocje, jakie w sobie trzymał. Niemniej, ktoś dla kogo tu był, zabronił mu tego, a on nie mógł złamać przyrzeczonej obietnicy. 

Położył worek na blat, a później miecz. 

Funkcjonariusz ostrożnie zajrzał do środka, po czym odsunął się przerażony. 

- T-to...- 

- Nie żyje. W zamian chciałbym wrócić na stanowisko.- wydusił z ciężarem. Czy o tym marzył? Czy po prostu nie widział dla siebie innej alternatywy? Tak czy siak, decyzje zostały już podjęte.- Mam też wiele informacji, które nie powinny wypłynąć na światło dzienne. Mam tylko jeszcze jeden warunek...

Tamten wciąż milczał, zupełnie ogłupiały przez tę sytuację. 

- Pragnę zachować ten miecz.- wydusił. Cerę miał papierową, ślepia podkrążone, spuchnięte, a figurę zmizerniałą. Tylko z pozorów przypominał jeszcze tego Seonghwę, którym go tu znali. 

                                                                                        KONIEC

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz