Runda trzecia: część czwarta

192 24 0
                                    

- Nie rozumiem. Wydaje się normalnym chłopcem. To bardzo poważna decyzja, ważąca na życiu tego dziecka...- powiedziała kobieta w śliwkowej garsonce, trzymająca w jednej dłoni swój mały berecik, a w drugiej teczkę z dokumentami. Staruszka, siedząca w głębokim zielonym fotelu rozejrzała się po salonie i nachyliła delikatnie do przodu. 

-  Boję się go. Zabił swoich rodziców. Zabił ich. Nie zamierzam trzymać pod dachem szatańskiego pomiotu. Jestem tylko jego babką, nie mam obowiązku go wychowywać.- wycedziła przez zęby, gładząc swoją spódnicę.- Proszę dać mi dokumenty do podpisania. Chłopak już się spakował. Myśli, że jedzie na wycieczkę. 

- Trafi do sierocińca. Powinna była Pani go poinformować o tym, co się z nim stanie. To może być dla niego duży szok.- tłumaczyła urzędniczka, pierwszy raz spotykając się z taką sytuacją.- Jest Pani jego jedyną rodziną? Nie ma cioci, wujka, dziadków od strony ojca?

- Nikt nie chce tego bękarta! Czy może Pani wykonywać swoją pracę? Proszę dać mi te cholerne dokumenty!- tamta się wściekła, podnosząc z siedzenia i wyrywając drugiej plik papierów. Długopis miała już przygotowany. Podpisała prędko w odpowiednich rubrykach, po czym wcisnęła kartki brunetce, która była zbyt zdumiona, aby odpowiedzieć. 

Obydwie nie miały pojęcia, że nieopodal, za framugą, krył się dziesięciolatek, drżący ze strachu, przełykający łzy przez zaciśnięte gardło. Nie chciał wydusić z siebie żadnego dźwięku, lecz to co się działo, znacznie przewyższało siły małego chłopca. Wzdrygnął się, kiedy tajemnicza nieznajoma w eleganckim stroju wyszła z pomieszczenia, spoglądając na niego z wyraźnym smutkiem w oczach. Zmusiła się do nieśmiałego uśmiechu, który ten chciał mocno odwzajemnić, ale nie był w stanie. Wiedział co się dzieje, nie był na tyle głupi, aby uwierzyć w historyjkę o dwutygodniowej wyprawie do innego kraju. Miał tam już zniknąć, na zawsze. Miał wrócić do korzeni. 

- Hej Minjun.- ukucnęła przed nim i delikatnie pogładziła po przedramieniu. Widziała, że jest bliski płaczu, mimo to oboje wciąż grali tą scenkę.- Pójdź po swoje rzeczy. Zaraz wyjeżdżamy. Potrzebujesz pomocy?

- Nie...- pociągnął nosem, a zaraz pobiegł po wyłożonych wykładziną schodach na pierwsze piętro. 

Ostatni raz omiótł wzrokiem mały pokoik na pierwszym piętrze, gdzie wciąż stało drewniane, pościelone łóżko, rzeźbiona komoda, a przy oknie opadały ciężkie, fioletowe zasłony. Nie miał wielu bagaży, bo niedawno się wprowadzał, a z poprzedniego domu nie miał szans zabrać nawet połowy swoich zabawek, czy ubrań. Podniósł średniej wielkości neseser, a na plecy zarzucił plecak, z którego wystawała głowa pluszowego tygrysa. Gdyby postał tam jeszcze kilka sekund dłużej, prawdopodobnie by się rozkleił, ponieważ dopiero co zdążył się zaaklimatyzować i zaufać, że ten budynek stanie się jego domem na dłużej, a znów musiał odejść. Przez rzeczy, dziejące się wbrew niemu. 

Zszedł na dół, gdzie czekała na niego tylko tamta Pani, którą widział może drugi raz w życiu. Jego babcia nie przyszła się pożegnać, nie powiedziała ani słowa, gdy drzwi się za nimi zamykały, ani gdy wsiadali do dorożki. 

Kilka tygodni później dom na wzgórzu spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach. 

----------------------------------------------------------

Hongjoong wybudził się w środku nocy z przyspieszonym oddechem. Nienawidził nawiedzających go koszmarów. Wolał wpatrywać się w strukturę drewnianego sufitu, niż po raz kolejny przeżywać przeszłość, o jakiej tak usilnie starał się zapomnieć. Po cichu zarzucił na ramiona szlafrok i przysunął się do swoich bagaży. Z dna torby wyjął starą, wypłowiałą maskotkę, której jedno oko zastąpił niebieski guzik, a jedno ucho zostało przytwierdzone kolorową nitką, po tym jak zostało brutalnie oberwane. Chłopak odwrócił się plecami do reszty pokoju, skulił na materacu, całkowicie przykryty pościelą, przytulając do siebie zabawkę i tak jak tamtego popołudnia, dusząc w sobie łzy.

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz