Runda siódma: część pierwsza

173 20 11
                                    

Drzwi otworzyły się dopiero nad ranem. Wszyscy już czekali zniecierpliwieni na powrót Wooyounga i Mingiego, sądząc, że minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, co nigdy nie wróżyło nic dobrego. Wstrzymali oddechy, zgromadzeni w przedsionku. Dotąd każdy z nich po tej rundzie, czuł się zupełnie wyprany z energii, a stan co poniektórych naprawdę zahaczał o krytyczny pod wieloma względami. 

Przez próg wszedł Jung. W śnieżnobiałej, nieubrudzonej niczym koszuli oraz spodniach, spiętych grubym, brązowym pasem w talii. Nikt nie był pewny, w jakim stroju chłopak wyszedł na zadanie. Było bardzo późno, a oni skupiali się bardziej na sobie, niż na tym co się dzieje dookoła. Wydawało się jednak dziwnym, że każdy przypominał wrak człowieka, wstępując z powrotem do tego domu, a Woo sprawiał wrażenie wypoczętego, spokojnego, a po jego ciele nie było widać żadnych oznak walki o przeżycie. 

Spoglądali na wejście, oczekując Mingiego, wkraczającego za szatynem, lecz ten zamknął za sobą i było już wiadomym, że Song nie wrócił. Na twarze niektórych wstąpiło zdezorientowanie, Jongho był szczerze przerażony, a Hongjoong najpierw spojrzał Wooyoungowi głęboko w oczy, a potem nic nie mówiąc, wyszedł z budynku, nie zamierzając słuchać żadnych kłamstw, które brązowowłosy miał do powiedzenia. Dla niego było jasne, że siedemnastolatek zabił Songa. W Kima nie zdążyła jeszcze uderzyć fala smutku oraz goryczy, a tylko potwornej niesprawiedliwości. Wiedział, że jeśli zostałby tam sekundę dłużej, rzuciłby się na tego mordercę, albo stałoby się coś jeszcze gorszego, czego wolał sobie nie wyobrażać. 

Pozostali jednak tkwili w miejscu, poniekąd zaskoczeni reakcją Joonga, ale również pogubieni w całej tej sytuacji. Najbardziej z nich, zmieszany był San oraz Jongho, którzy zupełnie nie pojmowali zależności, które zaczęły zakwitać w umysłach pozostałych. Jongho zrobił krok w przód, podchodząc do Wooyounga. 

- Co się stało? Gdzie jest Mingi?- zapytał drżącym głosem. 

- Wyeliminowali go. Nie wykonał zadania.- odparł ze sztucznym przejęciem szatyn. Był dobrym aktorem. Potrafił w jednej chwili wypełnić swoje spojrzenie rzewną rozpaczą, tak by nikt nie miał wątpliwości, iż jest zdruzgotany tym co zaszło. Najlepszy śledczy nie byłby w stanie wychwycić nuty fałszu w jego mimice. Tylko Hong podczas tych kilku sekund, zanim stanął przed nimi, zdążył zauważyć opanowanie, niemożliwe dla kogoś, kto był świadkiem ludzkiej śmierci. Jongho, czy też San, byli skorzy uwierzyć emocjom Junga, nie poddając ich żadnej analizie. 

Yeosang oparł się o framugę, klnąc pod nosem. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. Wszystko przemawiało na przewagę Songa. Był starszy, silniejszy, lepiej zbudowany, dobrze doświadczony. Na pewno radził sobie z gorszymi przeciwnikami niż ten dzieciak. Miał za sobą lata przestępczej praktyki, a Wooyoung był w gruncie rzeczy tylko przebiegłym, działającym na uczuciach gówniarzem. Jak zdołał zabić Mingiego? Osobę, której każdy stąd się obawiał, właśnie ze względu na enigmatyczność oraz niewątpliwe zahartowanie. A może rzeczywiście, tamten nie poradził sobie w rundzie? Nie mogli dzielić się treścią poleceń. Zresztą, Yeo nie liczyłby na prawdomówność ze strony Woo. Teraz był w stanie tylko stać i wpatrywać się w młodszego, próbując cokolwiek odczytać. Mijało się to z celem. Nastolatek mącił, manipulował, chociaż wszystko było już jasne. 

Seonghwa za to miał chyba najbardziej trzeźwy umysł z nich wszystkich. Z dystansem podchodził do wszystkiego co działo się podczas gry. Odejście Mingiego również nie rozniecało w nim podobnego nastroju co w innych. Bardziej niż nad tym, skupiał się na Joongu, który wyszedł stamtąd, wyraźnie zdenerwowany. 

- Odpocznij.- rzucił do Woo.- A wy nie tkwijcie tu jak słupy. Nic z tym nie zrobicie. Cieszcie cię, że jeszcze stoicie tu cali i zdrowi, bo patrząc na to, co tu się odkurwia, jest z czego. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz