Runda piąta: część trzecia

188 21 3
                                    

Chyba każdy w duchu błagał, aby to zadanie się wreszcie skończyło. Jeszcze żadne nie zmuszało ich do oglądania tak brutalnych scen i doprowadzało psychikę na skraj wytrzymałości. Im dłużej to trwało, tym więcej pojawiało się odgłosów płaczu, coraz cięższych oddechów, czy nerwowego tupania nóg. Nikt na sali nie czuł się bezpiecznie. 

Yeosang mimo tego, co działo się tuż obok, nie mógł pozwolić sobie na zwolnienie hamulców, odpuszczenie, rozproszenie i pochopność. Nie był w stanie uratować tego jednego życia, ale istniało sześć kolejnych, które obiecał sobie chronić. Wstąpiła w niego pełna determinacji wściekłość i Jonghyun mógł tylko obserwować jak Sang zbijał kolejne pionki. Wbrew pozorom, starał się oszczędzić drużynę rywala, a jego droga do królowej była kręta, omijająca najważniejsze ciemne figury. Już zbyt dużo krwi się przelało i swojego zwycięstwa nie zamierzał postawić na gruncie z ciał tragicznie zmarłych osób. W pewnym momencie znaleźli się na pozycji, gdzie skoczek Kanga mógł strącić z planszy kapitana załogi swojego rywala. Był on trzecim członkiem drugiego zespołu, który miał umrzeć w trakcie tej rundy. Sprawiało to, iż zaledwie połowa zawodników pozostawała wciąż w grze, a to znacznie zmniejszało ich szanse. Blondyn jednak nie miał sobie dużo do zarzucenia,  ponieważ nadarzyło się wiele okazji, gdzie mógł zniszczyć również pozostałą trójkę, ale świadomie tego nie zrobił. 

- Szach-mat.- wycedził przez zaciśnięte zęby, widząc jak Jonghyun blednie. Kręcił głową, jakby pragnąc powstrzymać Yeo od tego ruchu, aczkolwiek oboje wiedzieli, że tylko w ten sposób zakończą tą farsę. Jasnowłosy, w rzeczy samej, okazał się mistrzem krwawych szachów i jego nagrodą był wzrok Joonga, chociaż zdruzgotany, to tliła się w nim nuta ulgi. 

Wstał, oświadczając na głos, że wygrał. Wówczas z gramofonów rozbrzmiała radosna muzyka, która tak boleśnie kontrastowała z tragedią, do jakiej właśnie doszło. W rytmie skocznych rytmów, kilku strażników wyprowadziło Seongjuna z widowni, a następnie na raz zastosowano na nim wszystkie dotychczasowe metody mordu. Najpierw, pierwsza z zamaskowanych postaci wbiła mu ostrze miecza w klatkę piersiową, druga, śmiejąc się w głos, sztyletem poderżnęła mu gardło,  następna strzeliła w kolano, że ten upadł po puszczeniu jego rąk, uderzając głową w ziemię. Na końcu go związano, z optymizmem oznajmiając, iż teraz ocean przyjmie go z całym swoim dobrodziejstwem. 

Wszyscy przyglądali się temu jak otępiali. Nikt chyba nie pojmował co tak naprawdę się wydarzyło, ani co wciąż miało miejsce. Główny prowadzący, trzymający megafon, złapał nadgarstek Sanga swoją zimną dłonią, po czym wyprowadził na środek. Chociaż twarz zakrywała mu maska, po tym jak mówił, dało się go posądzić o szeroki uśmiech. Nie budziło to niczego poza olbrzymim obrzydzeniem. Kobiety z drugiego stolika, spoglądały na Kanga z wyraźną wdzięcznością. O dziwo, oprócz rozpaczy, w Jonghyuna również wstąpił pewien spokój. To koniec. Przynajmniej na razie. 

- Oto nasz zwycięzca piątej konkurencji, wspaniały szachista, Kang Yeosang! Tak, bijmy mu brawo, bowiem wygrał, rozcierając w proch załogę Seongjuna!- ogłaszał nieznajomy, głośno klaskając. Wystraszona publiczność, pod wpływem presji, także dołączyła do hucznego aplauzu. Niemniej, w żadnej parze oczu nie widać było szczęścia.- Zbierzmy się z tej okazji na wspólnej uczcie, aby świętować sukces Yeosanga. Zapraszamy do jadalni!

Muzyka nadal grała. Blondyna wywleczono stamtąd siłą, przez co nie miał pojęcia co się dzieje z jego przyjaciółmi. Pozostałym chyba również kazano wyjść. Zaprowadzono go korytarzem do innych, równie ogromnych drzwi, za którymi stały trzy stoły złączone ze sobą, przykryte ręcznie szytymi obrusami. Były białe, chociaż każdy na tym statku miał ręce splamione krwią. Yeosanga popchano w stronę najlepszego miejsca, gdzie stał tapicerowany fioletowym welurem fotel ze złotymi ornamentami. Posadzono go na nim, jak na tronie, choć on sam był już na granicy wybuchnięcia płaczem. Powoli wszelkie emocje, które dotąd starał się tłumić, dochodziły do niego,  wprowadzając go w najbardziej specyficzny stan, w jakim kiedykolwiek był. Piszczało mu w uszach, a obraz zamazywał się przez okrutny ból głowy. Dostrzegł, jak zapraszają tutaj kolejnych członków drużyn. Ilu przeżyło? W jego zespole zostało siedmiu, u Miyeon pięciu, u Seongyuna czterech, ale ci nie posiadali już swojego lidera, u Minjuna zaledwie dwie.  To ci ostatni wyglądali na jednocześnie najbardziej przerażonych i zdezorientowanych. Nie wystąpił u nich ten moment realizacji, więc póki co traktowali tą sytuację, jak koszmar na jawie. Sang nie chciał sobie wyobrażać, co poczują, kiedy wrócą sami na statek. We dwoje. On- Minjun, i ta kobieta, którą wcześniej cała siódemka wytypowała do gry. Uratowała tylko jedną osobę, swojego kapitana. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz