Około dziesiątej słychać było już wiwaty dochodzące z trybun. Coraz więcej osób zajmowało swoje miejsca. Służba dwoiła się i troiła, aby wszystkim gościom zapewnić odpowiedni komfort oraz ekskluzywną obsługę, jako, że to z ich pieniędzy wzniesiono ten obiekt i to oni finansowali pensję każdej poszczególnej jednostki pracującej dla zarządu. Jongho patrzył na to przez okno ze swojej loży. Podniosła atmosfera oraz uśmiechy na twarzach zebranych mogły zwiastować, że czekają na niesamowite, wspaniałe wydarzenie. Choi nie był w stanie zaprzeczyć temu, iż będzie to jedno z najbardziej emocjonujących popołudni w jego życiu, niemniej w życiu nie określiłby tego dnia jako pozytywnego. Czuł jak pod każdym krokiem uginają mu się kolana. Gdyby jeszcze tego było mało, chłopak wciąż nie potrafił pozbyć się myśli o Hongjoongu oraz Seonghwie. Pragnął wydostać stąd ich trójkę, a zawiódł własne obietnice. Nic nie zaradził na to, co miało stać się w ciągu najbliższych godzin. Przerastała go świadomość, że pozwolił by ta dwójka dziś zginęła. A w tym wszystkim był sam. Być może ta doba jest będzie też znamienna dla niego. Z końcem finału rozstrzygnie się cały jego los. Gra zadecyduje, czy będzie mu dane się jutro obudzić.
Przywdziany w ciemnoniebieski strój, spoglądał w lustro z pewnym obrzydzeniem. Nie chciał tu być, a nie miał odwagi, by zrobić w tym momencie czegoś ryzykownego. Dotąd uważał, że nie boi się śmierci i jeśli pewnego dnia jego historia dobiegnie końca, on będzie z tym pogodzony. Nie posiadał nic, co mogłoby go tu zatrzymać, na czym mu by zależało na tyle, ażeby walczył o przeżycie. Będąc zabójcą, jak nikt, zdawał sobie sprawę z ulotności życia, z płytkości oddechu, z wartości czasu. Niekiedy wystarczała sekunda, by świat runął, a czasem, tak jak w jego wypadku, miesiąc wystarczył by w pewien, niezrozumiały sposób, pokochać szanse jakie daje jutro. Nie wyobrażał sobie, aby jego życie miało dla niego jeszcze coś cennego do zaoferowania. Przez tyle lat nie doświadczył przyjaźni, nie doświadczył satysfakcji, nie miał jakiegoś konkretnego, ostro zaznaczonego celu. Miniony miesiąc to zmienił. Nagle żal mu było odchodzić. Nagle paraliżował go strach, kiedy dochodziła do niego myśl, jakoby Hongjoong mógł zginąć. Po raz pierwszy czyjąś stratę przeżył tak mocno i po raz pierwszy żałował każdego zła, jakie wyrządził komukolwiek w życiu, bo wreszcie poznał jego wagę.
Podano mu wykwintne śniadanie, wraz z jajkami na twardo, surówkami, pieczoną gęsią, pieczywem, oliwkami oraz półmiskami serów i wędlin. Do tego otrzymał nawet lampkę wytrwanego wina oraz dwa dzbanki świeżo wyciskanych soków. Niemniej dał radę zjeść tylko kęs kanapki, mając ściśnięty żołądek. Marzył, aby było już po wszystkim. Siedzenie tutaj i oczekiwanie było chyba najgorszą częścią ostatnich dwóch dni. Wiedział, że czeka go wyrok, ale jednocześnie minuty dłużyły się w nieskończoność. To były dla niego istne tortury, więc kiedy wybiła wreszcie dwunasta, niemalże podskoczył do góry.
Do pomieszczenia wtargnęło więcej strażników, tym razem ubranych w czarne, dopasowane płaszcze, a na ich maskach znalazły się złote, połyskujące elementy. Nie skuli go, chociaż bacznie obserwowali osiemnastolatka, jakby obawiając się z jego strony gwałtownych reakcji. Nie był na tyle głupi, by atakować całą piątkę uzbrojonych mężczyzn. Wyszedł z nimi posłusznie, rozglądając się dookoła i miętoląc rękawy między palcami, żeby lekko uspokoić drżące dłonie. Poprowadzili go wąskim korytarzem, odizolowanym od głównych przejść przeznaczonych dla widowni. Zarówno ściany, jak i podłogi były tu jaskrawo białe, przez co już po chwili rozbolały go oczy. Szli tamtędy aż kwadrans, podczas których Jongho wychodził z siebie, z trudem powstrzymując instynkt każący mu uciekać. Brał głębokie wdechy, lecz wciąż czuł się tak, jakby ktoś go dusił.
Na końcu tunelu znajdowała się metalowa brama, przy której stał niezwykle wysoki oraz postawny gość, trzymający przy sobie pęk kluczy. Otaksował przybyłych wzrokiem, następnie zatrzymując się na sylwetce osiemnastolatka. Chłopak przełknął głośno ślinę, mając poczucie jakby zrobił coś nieodpowiedniego, chociaż w gruncie rzeczy nie skinął nawet palcem. Po tej sekundzie, która w umyśle ciemnowłosego trwała niemiłosiernie długo, wreszcie zdjął kłódkę i pozwolił im wejść na arenę.
CZYTASZ
Pirate King | Seongjoong
FanfictionKim Hongjoong, najsłynniejszy złoczyńca w Agarthcie postanawia wziąć udział w tajemniczej grze, która jak się niedługo później okazuje, nie jest tylko niewinną rozgrywką o pieniądze. W dodatku na jego drodze staje młody członek królewskiej Gwardii...