Ku ironii losu, wczesnym porankiem zbudziły go przyjemne promienie słońca. Pomimo zbliżającej się jesieni, dzień zapowiadał się na ciepły oraz pogodny, przez co nikt niewtajemniczony nie podejrzewałby nawet, jak okrutny może się okazać dla czwórki młodych zawodników morderczego pojedynku.
Hongjoong nie chciał otwierać oczu po kojącej drzemce, a tym bardziej sprawdzać godziny na zegarze. Leniwie przewrócił się na drugi bok, z pewną ulgą dostrzegając przy sobie Seonghwę, który przeciągnął się leniwie, niczym rozciągający się kot. Uśmiechnął się łagodnie do młodszego, od razu sięgając do jego włosów. Przeczesał je łagodnie, natomiast Joong nie wydawał się podzielać jego dobrego humoru. Miał poczucie jakiegoś nieuchronnego końca, czymkolwiek się ten nie objawi. Jeśli przeżyją, ich drogi się rozejdą, co do tego nie miał wątpliwości. Jeśli umrą, sprawa była dość klarowna.
- Ah, prosiłem cię, abyś tyle nie myślał...- Hwa podniósł się lekko, przysuwając Honga do siebie, a tamten poddał się temu, decydując na wykorzystanie ostatnich chwil tej pozornej beztroski. Pozwolił, aby mężczyzna położył brodę na czubku jego głowy, subtelnie masując plecy dziewiętnastolatka, jakby miało mu to odebrać wszystkich trosk, z jakimi teraz się mierzył.
- Gdybym jeszcze miał na to wpływ.- westchnął, przymykając powieki.
- Spróbuj się nastawić bojowo. Dzisiaj, jak miewam, będziemy musieli sprać kilka tyłków.- stwierdził ochoczo Hwa, w końcu siadając na sofie. Joong zerknął na niego spod łba.
- Uważasz, że zabijanie ludzi można porównać do "prania tyłków"?- prychnął pobłażliwie, wciąż rozważając jak elastyczny musi być system moralny dwudziestoczterolatka.
- Uważam, że dość brutalne, niebiorące jeńców, krwawe, ale pranie tyłków.- wyszczerzył się, wiążąc swoje buty. Kim rzucił się mu na plecy, przewalając całym ciężarem swojego ciała.- A to co?
- Łagodne, litościwe, niekrwawe, ale pranie tyłka. Faza początkowa.- burknął, uderzając go w żebro, po czym pocałował go usta, dopiero później reflektując się, że postępuje jak zakochany gówniarz. Brunet akurat nie miał nic przeciwko i chętnie odwzajemnił czułości młodszego, czując że nieprędko będą mieli na ponownie okazję.
- Jesteś uroczy.- skomentował Park, a tamten wzdrygnął się, zawstydzony swoim zachowaniem i wstał, prędko sięgając po brakujące części garderoby. Musieli się zbierać. Poniekąd wszystko mieli już przygotowane. Przed snem specjalnie ostrzył swoje miecze oraz noże, uzupełnił magazynki i spakował dodatkową amunicje po kieszeniach. Nie miał pojęcia z czego wynikała jego niepewność oraz narastający lęk, skoro sam wmawiał sobie, iż przebieg nadchodzących wydarzeń nie mógł nic zmienić.
- Ty nie.- cmoknął, unosząc jedną brew, jakby rzucał starszemu wyzwanie. Tamten tylko się zaśmiał, a następnie oboje udali się do pomieszczenia, gdzie wciąż przetrzymywali Yoon. Musiała posłużyć im jako marionetka, w wykonywaniu ich planu. Nie było to tak skomplikowane, jak się spodziewali. A może po prostu głupim było liczyć, że obowiązki zawodowe będą dla kogoś istotniejsze od własnego życia?
Tak czy siak, zastali ją siedzącą na łóżku w stanie zgoła odmiennym od chwili, gdy ją schwytali. W powietrzu nie było czuć zapachu eleganckich, kobiecych perfum, a irytującą woń potu oraz zepsutej porcji pokarmu. Odwróciła się do nich ze wściekłością palącą się w ślepiach, na co Hongjoong poczuł nieoczekiwaną satysfakcję. Nie dlatego, że wyrządził komuś krzywdę. Tutaj chodziło konkretnie o tą jedną osobę, która w podobnym stopniu co Yeosang, przyczyniła się do wszystkiego co go spotkało. Nie żywił do niej nienawiści. Prędzej obrzydzenie oraz tlące się pragnienie, by widzieć jak ta ukorzy się przed nim i zrobi wszystko, by nie zostać przez niego zabitą. To poczucie kontroli nad nią, przeciwne do poprzedniego stanu rzeczy, niezwykle go zadowalało.
CZYTASZ
Pirate King | Seongjoong
FanfictionKim Hongjoong, najsłynniejszy złoczyńca w Agarthcie postanawia wziąć udział w tajemniczej grze, która jak się niedługo później okazuje, nie jest tylko niewinną rozgrywką o pieniądze. W dodatku na jego drodze staje młody członek królewskiej Gwardii...