Runda jedenasta: część trzecia

148 20 13
                                    

Seonghwa po upływie kilku godzin, był już pewny, że dla Jongho oraz Wooyounga nie udało się odnaleźć Hongjoonga. Spodziewał się tego, a początkowy szok, zaczął przechodzić w głębokie zrezygnowanie. Pierwszy raz od tak dawna, był pozostawiony sam sobie. Obok niego nie było nikogo, ani Sana, który najpewniej skarciłby go za użalanie się nad samym sobą, ani Hongjoonga, który spojrzał by mu głęboko w oczy i to starczyłoby, ażeby poczuć się wreszcie lepiej. Najgorsze było poczucie, że ani jednego, ani drugiego już prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Nie doświadczy obecności, która była w stanie naprawdę odsunąć na bok inne troski. W tej ciemności oraz przeszywającej ciszy, ciężko było skupić myśli na czymkolwiek innym, a nie było mowy o śnie. W tym stanie, jedyne co dał radę robić, to płakać, chowając nogi między kolanami. 

Dopiero co stracił swojego najlepszego przyjaciela, dzień później widział, jak zabierają od niego Joonga. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić, co było między ich dwojgiem, ale jedno co był w stanie stwierdzić z pełną pewnością, to fakt, iż ten chłopak nie był mu obojętny. Na początku ich znajomości miał bardzo mocno wyrobione zdanie o dziewiętnastolatku, którego podobizny wisiały w całym kraju i którego oskarżano o dziesiątki naprawdę karygodnych czynów. Według plotek był dumny, pewny siebie, bezczelny oraz nieugięty w swoich działaniach. 

Nastolatek, którego poznał Hwa obawiał się ludzi, nie ufał nikomu prócz samego siebie, stronił od zwierzania się z własnych doświadczeń oraz uczuć. Miał w sobie mnóstwo energii naprawdę wesołego dzieciaka, czym zarażał Seonghwę. Park w jego towarzystwie czuł się niezwykle dobrze. Lubił słuchać jego łagodnego głosu, lubił widzieć, jak młodszy w pełnym skupieniu usiłuje odkryć prawdę, łącząc ze sobą kolejne wskazówki, uwielbiał jego inteligencję, a także jego tajemniczość. W jego oczach Kim był naprawdę wrażliwy, chociaż nie było wielu osób, którym byłby gotów pokazać tę stronę samego siebie. Pragnął bliskości, ale od zawsze uważał, że na nią nie zasługuje, dlatego niejednokrotnie zachowywał się niezręcznie przy Seonghwie, uwielbiającym z nim droczyć. Ich relacja nie miała swojej definicji, ale czy naprawdę wszystko potrzebowało słów do opisania? Brunet był w stanie określić, co przyciągało go do drugiego, co w nim cenił, co uważał za jego wady i jakkolwiek by nie nazwać tego, co się między nimi zrodziło, wizja utraty tego wszystkiego rozdzierała go od środka. Na tym galeonie stało się mnóstwo tragicznych rzeczy. Odkrył w sobie takie strony, jakich jeszcze nie znał i ciekawiło go, czy jest takim człowiekiem, jakim dał się poznać podczas gry, czy zostawił prawdziwego siebie w Agarthcie? Mimo, że to podczas zadań zmierzył się z najbardziej brutalnym traktowaniem drugiej istoty i to właśnie kolejne wyzwania upewniały go w tym jak bezwartościowe jest ludzkie życie z perspektywy obcej osoby, to też właśnie tam pierwszy raz uderzyło w niego realne szczęście. Nigdy nie miał w sobie tak silnych, intensywnych emocji. Nigdy nie bał się tak jak w trakcie kolejnych konkurencji, nigdy tak mu nie zależało na przetrwaniu, nigdy smutek nie był aż tak druzgocący, a radość tak unosząca. Nigdy czyjś uśmiech nie wprawiał go w taki zachwyt, nigdy czyjeś dłonie nie powodowały takich ciarek, nigdy powodzenie nie przynosiło aż takiej ulgi, a strata równie destrukcyjnego cierpienia. 

Nie wyobrażał sobie scenariusza, w którym pozwoliliby mu stąd wyjść żywym. I to wcale nie dlatego, że nie istniała taka opcja. Jeśli rzeczywiście miałoby być tak, iż jakimś cudem uda mu się po prostu uciec lub darują mu życie, każąc odejść z kraju, to nie miałby nawet pojęcia gdzie iść, ani co ze sobą zrobić. Rodziny już nie miał. Wprawdzie, od zawsze nie łączyła go z ojcem żadna więź, lecz nie spodziewał się, że ten darzy go aż taką nienawiścią. Niewykluczone, iż za bardzo przypominał mu o żonie, a jego matce. Minęło dużo czasu, ale od tamtej pory między nimi było jeszcze gorzej niż wcześniej. Już ta obojętność ze strony rodziciela była dla dwudziestoczterolatka trudna do zaakceptowania, a co dopiero obelgi, które usłyszał w swoim kierunku. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz