Runda pierwsza: część szósta

233 27 4
                                    

Brakowało centymetrów, a Joong musiałby zbierać z ziemi bezwiedne ciało Seonghwy. Na szczęście sekundy wystarczyły, aby drugiemu nie stała się krzywda, chociaż leżąc na betonowej ziemi, serca biły im jak oszalałe. Hongjoong wyjął swój pistolet, a następnie wychylił się ponad gzyms, aby zorientować się w sytuacji. Na budynku naprzeciwko ktoś stał. 

- To Hyunjae.-Yunho potwierdził wątpliwości Joonga. 

Oznaczało to tylko jedno- początek krwawego wyścigu. 

Hong nie mając czasu na czekanie, wystrzelił w stronę mężczyzny, po czym poderwał siebie oraz Parka z ziemi. Biegnąc, musieli uważać na naboje przelatujące im obok uszu. Po przeciwległej kamienicy biegło ośmiu doświadczonych zawodników drugiej drużyny, która z pewnością chciała utorować sobie drogę do zwycięstwa. Oczywistym było, że najprościej wyeliminować uciążliwą konkurencję, zwłaszcza, że byli w bardzo zbliżonej pozycji.

Kim wątpił, aby mogli ich pokonać, więc pozostawało im zgubić przeciwników, co jednak skutkowałoby zdecydowanym spowolnieniem. Ponadto łatwiej byłoby ukryć jedną lub dwie osoby, natomiast ósemka była dość kłopotliwa. Spieszyli się, aby zejść jak najprędzej na ziemię, lecz tamci wciąż podążali ich śladem. Srebrne ostrze wbiło się w mur przed Sanem, gdy przemierzali wąski przedsionek między dwiema budowlami. Jasnowłosy, pomimo, że przestraszony, wyrwał nóż z twardej powierzchni i odszukał wzrokiem kryjącego się przy zakręcie mężczyznę, w którego wycelował z taką wściekłością, że tamten nie był w stanie uniknąć mknącej broni. Blondyn nie obrócił się za siebie, wspinając po wysokich, telepiących się schodach, jakimi mieli wdrapać się na kolejny dach. Dyszał ciężko, a w jego myślach huczał głośno jego własny głos...

"Zabiłeś człowieka."

Istniała bardzo duża szansa, że w tamtym momencie wyeliminowali jedną z drużyn. Niemniej wydawało się jakby tamci wciąż ich gonili. Echem roznosiły się nawet wrzaski kapitana drugiej grupy oraz cała wiązka przekleństw. Wiedzieli, że cokolwiek by się nie działo, nie wolno im się teraz zatrzymywać. Hongjoong powtarzał coś cicho pod nosem, czego nikt z pozostałych nie umiał rozszyfrować. Hwa usiłował coś rozczytać z ruchu jego warg, co koniec końców na nic się nie zdało, bo w ciągłym ruchu było to niemalże niemożliwe. 

Przemierzyli prawie dwa kilometry w stałym, zawrotnym wręcz tempie. Kiedy linia kolejnych budowli się skończyła, a oni z oddali dostrzegli fale rozbijające się o brzeg, nikt ich nie gonił. Na dole dostrzegli tylko kręcące się sylwetki funkcjonariuszy Gwardii, prowadzących popołudniowy patrol. Kim westchnął i odwrócił się do towarzyszy, ciężko wzdychając. Sądził, że to koniec ich zmartwień, ale gdy ujrzał przerażoną twarz Mingiego, zamarł. 

Po boku jego głowy spływała krew, a włosy na tamtej części czaszki przybrały brudno-czerwony odcień. Wooyoung wpatrywał się w niego wielkimi, zdezorientowanymi oczami, a Yunho nerwowo począł szukać w swoim plecaku czegoś, czym dałoby się opanować krwotok. Song delikatnie przyłożył dłoń do ucha, a następnie zerknął na palce usmarowane karmazynową substancją i syknął z bólu. 

- To nic... nic poważnego. Słyszysz mnie?- odezwał się wreszcie Hong, podchodząc bliżej niego. Obejrzał dokładnie głowę chłopaka, ale szczęście w nieszczęściu, że to tylko lecący nóż dość mocno ugodził dwudziestolatka. Jeong podał Kimowi swoją starą bluzkę, którą tamten zwinął i przyłożył do rany.

- Tak.- 

- Musisz sobie na razie z tym poradzić. Jak tylko wykonamy pierwsze zadanie, pomyślimy o jakimś normalnym opatrunku, w porządku?- Joong odetchnął z ulgą, a Song przytaknął, czując jak nerwy opuszczają również jego. Dziewiętnastolatek skierował wzrok na Sana, a ten już dobrze wiedział, o co chce zapytać.- Czy on zginął?

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz