Wyścig jednego zwycięzcy: część 4

152 20 12
                                    

W porę się odchylił, tak, że kula świsnęła milimetry od jego ucha. Natychmiast zaczął uciekać, słysząc tylko hałas kolejnych wystrzałów w powietrzu. Zniknął w jednej z uliczek, ale wiedział, że nie zniknął z pola widzenia jasnowłosego. W tej sytuacji nóż, który dalej posiadał, wydawał się absolutnie nieprzydatny. Czuł, że jeden fałszywy ruch, a pocisk przebije się przez jego ciało. Nie mógł się zatrzymać. 

Ujrzał drabinę, prowadzącą wzdłuż muru budynku na jego dach. Była to jego jedyna szansa, więc wskoczył na nią i przechodząc po dwa szczeble w górę, sprawdzał, co dzieje się pod nim. Zamaskowana postać już tu biegła i przy tych warunkach, miała wręcz perfekcyjną okazję, żeby go ustrzelić. Przyspieszył, chociaż zaczynało mu już doskwierać silne zmęczenie nieprzerwanym stresem oraz wysiłkiem fizycznym. Znów usłyszał strzał, a drabina lekko się zatrząsnęła. Trafił w ścianę, ale na szczęście nie w niego. Zdołał wdrapać się na samą górę, po czym zrzucił sprzęt, tak aby uniemożliwić tamtemu wejście tutaj za nim. Nieznajomy, przypominający Yeosanga, wpatrywał się w niego z dołu i nie zanosiło się, aby dał mu spokój. 

Nie wiedział co zrobić, ani jak przedostać się z powrotem na dół, tylko z drugiej strony. Nie miał też pojęcia, czy ten się zorientuje i nie obwaruje też innych stron, gdy pojmie, co kombinuje dziewiętnastolatek. Chłopak złapał się za głowę, nerwowo pociągając za kosmyki swoich włosów. Czas mu się kurczył, a on utknął na jakimś dachu, mając na karku rywala z pistoletem w dłoni. Znajdowała się tutaj klapa, którą być może przedostałby się do środka, lecz nie miał pewności, czy wtedy nie zastanie jasnowłosego przy drzwiach wejściowych. Z jednej strony, wtedy mógłby go zaatakować, zanim on zdążyłby wystrzelić. Nie miał jednak pewności, czy łut szczęścia mu na to pozwoli i czy będąc w takim stanie, zdoła reagować na tyle sprawnie, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa. Tak czy siak, nie mógł czekać bezczynnie, aż koniec końców straci życie, ponieważ przegra wyścig. Musiał działać. 

Okazało się, że klapa jest otwarta, więc wskoczył do wnętrza. Okazało się, że jest to bardzo prowizoryczny budynek, w którym nie było ani jednego mebla, a wszystko wydawało się jakby stworzone z kartonu. Co szczególnie go nie zaskoczyło, skoro miał już pewność, iż jest to tylko imitacja prawdziwego miasta, wybudowana na potrzeby zadania. Zbiegł po schodach, które uginały się pod jego ciężarem, co raczej świadczyło o tym, że w zamiarze nikt nie powinien po nich biegać. Skradał się na parterze, pragnąc sprawdzić, gdzie obecnie stoi jego przeciwnik. Rzeczywiście, dostrzegł, że tamten zmierza w kierunku drzwi. 

Wtedy też Joong zdecydował się wybrać okno najbardziej oddalone od frontowej części. Musiał jednak dokonać tego tak szybko, jak tylko się dało, zanim tamten pojmie, że tak naprawdę Hong wybrał inną drogę. Zaraz potem, Kim pojął, że okna w tym miejscu się nie otwierają, a on nie miał teraz możliwości zmiany planu. Przełknął ślinę, po czym zamachnął się i łokciem wybił szybę. Dźwięk tłuczonego szkła nie mógł ubiec uwadze zamaskowanego mężczyzny, więc nie czekając ani sekundy dłużej, wyskoczył, trochę przecierając sobie ubranie. 

Miał teraz sporą przewagę, nawet jeśli ten postanowi go gonić. Starając się nie sprawdzać, co dzieje się za jego plecami, biegł wypluwając płuca. Był zupełnie wycieńczony, przez co plątały mu się nogi, ale za dużo miał do stracenia, żeby się poddać. Powtarzał sobie w duchu, że skoro już tyle przeszedł i tyle sytuacji w życiu był w stanie odwrócić na swoją korzyść lub po prostu je znieść, to nie pozwoli sobie na taki koniec. To nie był sposób w jaki pragnął umrzeć. Nie pozwoli sobie, aby ktoś za niego decydował o tym jak oraz kiedy zginie. Jeśli tak się wydarzy, on będzie tym, który o tym zadecyduje, a nie jakiś kretyn w pieprzonej masce. 

Dopiero po kilku minutach zrozumiał, że nikogo nie ma ani przed nim, ani za nim. Nie zatrzymał się, ale zwolnił odrobinę, pozwalając sobie, aby zbadać teren. Na pozór, wyglądało to tak, jakby był bezpieczny. Panowała cisza, która w żadnym stopniu nie koiła wzburzenia Joonga. Ona była najgorsza, gdyż pozwalała człowiekowi stracić czujność, przez co później trudniej było uniknąć zagrożenia. Kim czuł, jakby to wszystko udawało mu się fartem, albo jakby tak naprawdę nikt nie chciał go zabić, a tylko droczył się z nim i cel w tej rundzie był zupełnie inny. Nie wiedział jak jest naprawdę i chyba byłby głupcem, gdyby chciał to sprawdzić. 

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz