Runda dziesiąta: część szósta

136 20 4
                                    

Seonghwa był okrutnie głodny oraz spragniony. Irytowało go, że te przyziemne, ludzkie potrzeby tak szybko pozbawiają go sił. Widział, że Hongjoong powoli również robi się cichszy, ale ani na sekundę nie zmrużył oka. Spoglądał w ciemność i tylko czasem przymykał powieki, przez doskwierający mu ból. Ciężko było określić, ile godzin minęło od momentu, gdy ich tu wtrącili, lecz dla nich wydłużały się tak, jakby utknęli tu przynajmniej na tydzień. Hwa kilkukrotnie podszedł do drzwi, usiłując za nie szarpać, a nawet wyważyć, natomiast jego próby nie przyniosły żadnych rezultatów. Na zewnątrz panowała cisza, więc możliwe, że nikt ich nie pilnował. 

Dopiero następnego dnia, gdy przez niewielkie okienko u góry wlało się trochę światła, a nim wstrząsał poranny chłód, usłyszeli, że ktoś porusza się poza celą. Buty odbijały się od posadzki, a Park podpełzł do wejścia, aby przez dziurkę od klucza sprawdzić kto się zbliża. Joong był na tyle wycieńczony, że ledwie zmusił się do jakiejkolwiek reakcji. Poobijane żebra i kończyny dawały mu się we znaki, a dyskomfort zamiast ustępować, to wzmagał się z każdą godziną. Wiedział, że cokolwiek teraz się wydarzy, nie będzie potrafił się obronić. W dodatku strasznie piekło go oko, które powinno już się goić, lecz wciąż nie było z nim najlepiej. Chociaż nie stracił w nim wzroku, to wolał trzymać je zasłonięte przez większość czasu, licząc na to, iż ślady po oparzeniach wreszcie zejdą. 

- Kto idzie?- wydusił z siebie, ale zanim Seonghwa mu odpowiedział, ktoś przekręcił klucz, a zaraz w progu pojawiły się cztery zamaskowane postacie. Dwudziestoczterolatek już na sam ich widok, miał ochotę wyzionąć ducha. Wstał i cofnął się w stronę Joonga, by odgrodzić go od przybyłych, ale zaraz jeden z mężczyzn pchnął go na ścianę, by skuć jego nadgarstki. Innych dwóch złapało Honga za ręce i dźwignęło ku górze. Chłopak ledwo trzymał się na nogach, więc nie oponował, gdy mu również unieruchomili ręce. 

Wyprowadzili obojgu na korytarz. Nie raczyli zdradzić, w jakim celu ich stamtąd zabierają, lecz Park czuł się prawie tak, jakby szli na egzekucję. Służba się nie odzywała, a jedynie pchała przed siebie, następnie na schody, aż nie doszli na czwarte piętro. Wszystko dookoła wyglądało dokładnie tak samo jak wszędzie indziej, co najpewniej miało zmylić osoby niezaangażowane, które być może chciałyby uciec lub znaleźć pomoc. Zdawało się, że jedynie personel odnajdywał się w planie tego budynku, ponieważ w pewnym momencie zatrzymali się przed niepozorną parą drzwi. Nie było na nich żadnej plakietki, numerka, nie były też wykonane z innego tworzywa. Niemniej człowiek, który w nie zapukał, był przekonany, że są tymi właściwymi. 

Rzeczywiście, zaraz się uchyliły, a inna persona w ciemnej szacie wpuściła ich wszystkich do wnętrza. Znaleźli się w czyimś gabinecie. Fala jasnego światła uderzyła ich po oczach. Przy kwadratowym oknie stało duże biurko oraz komoda z piękną lampą o bordowym, ręcznie szytym abażurze. Joong spostrzegł, że ma pod stopami drogi wzorzysty dywan, co kontrastowało z surowością pozostałych zakątków tej budowli. Na ścianach wisiały obrazy, podobne do tych, które codziennie podziwiał na pokładzie ich statku. Niektóre zostały wykonane przez tego samego autora. Ktoś z organizacji musiał być jego wiernym fanem. W głębokim fotelu siedziała blondynka w białym fartuchu, z rękoma założonymi na udach. Przyglądała się zarówno Seonghwie jak i Kimowi, z tym, że to na młodszym dłużej zawiesiła spojrzenie. Poczuł jak oblewa go nieprzyjemny chłód. Był tam jednak ktoś jeszcze. Stał w garniturze, odwrócony do nich plecami. 

- I po co ci to wszystko było?- niski męski głos rozbrzmiał po pomieszczeniu, a Hwa spiął się niekontrolowanie, jakby rozpoznał jego właściciela.- Wystarczyło się nie mieszać w sprawy zbyt trudne dla ciebie. Powinno być znakiem, że nikt inny z Gwardii się w to nie angażował. Co chciałeś udowodnić? Że jesteś lepszy niż doświadczeni funkcjonariusze? Że zdziałasz coś dla całego kraju? Że zyskasz w moich oczach? Ktoś martwy nie zyska. Twoja matka zawsze liczyła, iż zrobisz karierę, ale ja znałem cię zbyt dobrze. W twoim charakterze jest coś, co ci to uniemożliwia. Musisz udowodnić swoją wartość, bo inaczej inni uważają cię za nic niewartego śmiecia, syna kogoś ważnego, który wszystko co ma osiągnął nazwiskiem. I wiesz co? Tak jest. Będę musiał po powrocie wygłosić przykre ogłoszenie, mówiące o tym, iż mój syn stracił życie podczas wypadku. Jakie okoliczności zapisałbyś w protokole? Utonięcie? Postrzelenie podczas próby aresztowania jakiegoś groźnego przestępcy? A może nie dodawać nic, tak by nikt nie miał powodów, żeby cię zapamiętać?

Pirate King | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz