24

163 4 1
                                    

-to był długi dzień - opadłam ze zmęczenia na kanapę. Oczywiście od razy tata zasypał mnie milionem pytań.

Kiedy wszystko się dowiedział usiadł spokojnie. Sama byłam wykończona dniem. Dużo się teleportowała i to mnie zaniepokoiło że dałam tyle rady.

Fakt jest taki że Laufey rzeczywiście  mi pomógł. Czułam się silnejsza. Już dawno przeszły mi zawroty głowy i mrowienia w rękach.

Często jednak miałam wizję. I w snach i w ciągu dnia. Trochę mnie to martwiło. A jak dostanę wizję w klasie? Przy nauczycielach?

Wzięłam głębszy oddech i spojrzałam na innych. Byli jacyś.... spokojni?

Zawsze siedząc w salonie często są kłutnie, sprzeczki i drobne rzeczy, wszyscy mówią w jednym czasie i wytrzymać się nie da

A tu cisza? Spojrzałam na Wandę siedziała przy stoliku i wpatrywała się tempo w kubek. Clint leżał na sofie i patrzył w sufit. A Natasha tylko weszła rozglądnęła się i wyszła

-wszytsko w porządku? - zapytałam podnosząc się

-no - odpowiedział Clint

Przewróciłam oczami i wyszłam. Chciałam sprawdzić co u lokiego

Weszłam szybko do sali i zobaczyłam Bruca.

-hej, gdzie loki - zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu

-myślałem że tony ci powiedział. Przenieśliśmy go do sali leczniczej był w ciężkim stanie. Jakby nie był Bogiem już dawno by nie żył. Był cały w ranach i w dodatku zagłodzony i... - nie dokończył bo wyszłam

Nie chciałam tego słuchać. Jak mogli go do takiego stanu doprowadzić. Wiedziałam że Odyn nie był miłosiernym królem. Ale Frigga to jego przeciwieństwo. Dlatego się na niej zawiodłam

Weszłam szybko do sali i zobaczyłam śpiącego lokiego. Cały tors miał pokryty w bandażu.

Usiadłam koło łóżka. Dotknęłam jego dłoni.

Otwarłam oczy. Ciemno i.... loki?

-loki! - krzyknęłam w dal

Nie słyszy mnie. Biegnę.

Nie... ktoś tu jest. Koło lokiego stanął kat. Zamachnął się ostrym narzędziem. Krzyk. Krzyk mojego lokiego. Jedna łza spłynęła mi po policzku.

Wyciągam dłoń. Moja moc nie działa. Chwyta mnie ktoś za rękę. Szarpie się. Odciąga mnie w drugą stronę. Nie. Muszę mu pomóc. On cierpi.

Jestem bezsilna. Nie mogę płakać. Wyrywam się. Okapturzona postać odwraca się. Nie widzę twarzy. Zbyt ciemno. Ale widzę jedno. Czerwone oczy wpatrujące się we mnie na wylot.

Te czerwone oczy, które widzę zawsze kiedy Wanda używa mocy.

Nie....

To nie ona...

Ona by mnie nie skrzywdziła....

Ufam jej?

Czy ja komuś ufam?

Odwracam się. Nikogo nie ma. Sama w ciemności.

Upadam na kolana.

Podnoszę wzrok.

12 kobiet.

Wszystkie w kapturze. Czarne jak śmierć.

-Szkarłata Wiedźma. Szkarłatna Wiedźma będzie Zbawicielem Świata... albo jego zagładą - odezwała się jedna w nich

-kim ty będziesz? - zapytała inna

-nie chce krzywdzić innych... - ledwo mi przeszło przez gardło

-zrzeknij się mocy. - odpowiedziała

Zamknęłam oczy

Otwarłam je gdy poczułam szturchanie. Loki

Uśmiechał się lekko w moja stronę

-trochę odpłynełaś, martwiłem się - powiedział słabo

-wszystko dobrze, miałam tylko wizję. Jak się czujesz? - zapytałam

-jaką wizję - zapytał

-nieważne

-ważne

-to była tylko jedna z tych co... -

-jak to? Było ich więcej? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?

-loki, ty wiesz?

-Emily nie właz mi do głowy

-wtedy co ty wszedłeś mi do głowy. Wiesz o szkarłatej wiedźmie! Jak mogłeś, ja ci ufałam.

-Emily uspokój się to było nie chcący. Nie chciałem tego zobaczyć. A później Odyn mnie zabrał do Azgardu. Chciałem cie chronić.

-muszę ochłonąć - i skierowałam się do wyjścia. Byłam już za drzwiami. Uczucie gniewu rozsadzało mi głowę. Zatrzymałam się na chwilę podpierając się ściany.

-nie, nie mogę pozostać w wieży. Skrzywdzę kogoś - pomyślałam zamykając oczy

-Jarvis wezwij tate - powiedziałam zwijając się z bólu

Po 2 minutach zobaczyłam tate

-co jest? - podbiegł do mnie

-musisz mnie z tąd zabrać. Nie wiem co się dzieje. Nie mogę się teleportować i oddychać. Ja nie mogę... -

Czarno. Wszędzie czarno. Czy ja umarłam? Jak tak to powinnam widzieć światło

Otwarłam oczy. Byłam... byłam w laboratorium? Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Banner przelewał jakiś płyn do strzykawki.

-bruce?

-Emily!? Obudziłaś się, nareszcie

Podbiegł do mnie.

-jak się czujesz? Byłaś nieprzytomna 2 dni. Dalej nie ustaliłem co się stało.

-tylko głowa mnie boli. A co z lokim?

-zaraz ci dam coś na głowę. A z lokim wszystko okej. Rany się powoli goją i lepiej się czuje i odżywia

-to dobrze

-reszta pojechała dziś rano na misję. Podobno jakaś baza Hydry... czy coś

Opadłam bez słowa na poduszkę. Miałam mieszane uczucia. Znowu Hydra.

Jak nie dziwne wizje, wiedźmy, ranny loki, to hydra

Jak pech to pech.

Bruce wstrzyknął mi coś w ramię. Wykrzywiałam się z bólu.

Powoli zaczęły mi się powieki zamykać. Byłam senna

-Bruce? Coś ty mi wstrzyknął? - zapytałam i na siłę próbowałam powstrzymać się od zamknięcia oczu

-Emily spokojnie. Musisz iść spać żeby twój organizm się zregenerował. Zaufaj mi i śpij.

-dobrze ale obudź mnie jak tata przyleci

I usnęłam. Nawet nie miałam siły z tym walczyć

-------------------------------------------------------

Podoba się rozdział? Jak tak to fajnie jakby ktoś zostawił gwiazdkę.

Bardzo to motywuje do dalszego pisania.

Miłego dnia/nocy!!

Córka StarkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz