Rozdział 22

121 7 0
                                    

Justyna, wbrew samej sobie, uśmiechnęła się przymilnie do szatyna, taktownie poruszając biodrami w rytm muzyki. Przybliżyła się do niego, przygryzając kokieteryjnie wargę, aby chwilę później zarzucić jedną rękę na szyję chłopaka. Patrzyła mu prosto w oczy, z zaskoczeniem odkrywając, że mają piękny odcień zieleni. Gdyby nie odmienne rysy twarzy, pewnie stwierdziłaby, że mógłby być bratem Kaliny. Póki co, uważała go za kogoś z jej rodziny, co jej zaczęło przeszkadzać, a raczej jej sumieniu, ponieważ nie chciała się zabawić nikim, kto mógł być spokrewniony z jej najlepszą przyjaciółką. Odsunęła jednak od siebie myśli, aby uśmiechnąć się zalotnie.

– Co taki przystojniak robi tutaj całkowicie sam? – zagaiła, przysuwając się do niego.

Chłopak w pierwszym odruchu chciał od niej uciec, ale kiedy przyjrzał się jej dokładnie, poczuł coś na kształt sympatii, dziwnej i niezrozumiałej dla niego. Zdawało mu się nawet, że coś ich łączy, bo czy on sam w stanie desperacji w poprzednim tygodniu nie przyssał się do ładnej dziewczyny? Popatrzył jeszcze raz uważnie na blondynkę, po czym nieśpiesznie objął ją w talii, przyciągając do siebie.

– Widocznie jeszcze nie znalazłem wyjątkowej dziewczyny – powiedział.

– Interesujące, bo ja nie znalazłam jeszcze wyjątkowego chłopaka.

Blondynka uśmiechnęła się do niego przymilnie, przekrzywiając delikatnie głowę w bok.

– Sądzisz, że ja nim jestem? – spytał rozbawiony szatyn. – Bo widzisz, nie mam dzisiejszego wieczoru ochoty na cokolwiek.

– Jesteś dosyć szczery, ale chyba mnie nie odepchniesz, prawda? – Justyna przysunęła się jeszcze bliżej niego, przejeżdżając opuszkami palców po jego koszulce wzdłuż klatki piersiowej. – Może warto byłoby mnie poznać?

– Albo jesteś taka pewna siebie, albo po prostu bardzo inteligentna.

– Pochlebiasz mi. – Uśmiechnęła się szczerze. – Ty też wyglądasz mi na dość inteligentnego, na dodatek wiesz, czego chcesz.

– Jakbym mógł nie wiedzieć? Życie jest dostatecznie okrutne, aby zacząć wyciągać wnioski i nie popełniać tych samych błędów.

– Przez twoje słowa przebrzmiewa imię jakiejś dziewczyny.

– Spostrzegawcza jesteś.

– Możliwe, chociaż doskonale rozumiem w jakiej jesteś sytuacji, bo sama jestem w podobnej.

– Czyli coś nas łączy.

Uśmiechnął się delikatnie. Odruchowo spojrzał ponad głową dziewczyny na chłopaka, który, mimo tego że tańczył z inną, wciąż patrzył w stronę blondynki. Wyczuł, że po prostu został wykorzystany tylko po to, aby tamten blondyn był zazdrosny. Zrzedła mu nieco mina.

– Bez wątpienia – mruknęła entuzjastycznie, czując na sobie palące spojrzenie, które jej zdaniem, musiało należeć do Mikołaja. Postanowiła je jednak ignorować, bo chciała aby w końcu Miki dostrzegł swoją beznadziejność, która tak ją pociągała. Przymknęła na chwilę powieki, opierając czoło o obojczyk szatyna, nie potrafiąc zrozumieć samej siebie, bo przecież nie chciała wykorzystać żadnego chłopaka, aby zrobić na złość takiemu kretynowi! – Gdzieś ty się uchował? – spróbowała zażartować.

– Za górami, za lasami i tak dalej, i tak dalej. Wiesz chyba skąd książęta pochodzą, prawda?

Roześmiała się rozbawiona.

– Czyli jesteś księciem, tak? – Podniosła nieznacznie głowę i spojrzała mu w oczy. – Z której bajki pochodzisz?

– Z żadnej. Moja bajka dopiero się pisze.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz