Epilog

130 4 5
                                    

Linka stała na środku sceny w samym sercu auli. Nie widziała nikogo z widowni, bo światło lamp dostatecznie mocno ją oślepiało. Czuła na sobie spojrzenia kilkudziesięciu oczu, a dłonie trzęsły się jej ze zdenerwowania. Ściskała mocno zeszyt, wpatrując się w słowa, które rozmazywały się za każdym razem, gdy próbowała je przeczytać.

Naszedł kwiecień, a dokładnie jego koniec. Niedługo miał się rozpocząć maj i matury, które spędzały im sen z powiek przez ostatnie tygodnie.

Zerknęła w bok, wprost na polonistę, który stał przy scenie i wpatrywał się w nią z uśmiechem, machając zachęcająco dłonią, aby zaczynała. Wpadł na pomysł, żeby napisała mowę pożegnalną i wcieliła się w jedną z postaci z komedii romantycznych dla nastolatków.

Pomyślała o Feliksie, a jej serce zabiło mocniej. Siedział na widowni i pewnie uważnie ją obserwował, mocno trzymając kciuki.

Spojrzała przed siebie, biorąc głęboki wdech i zaczęła czytać.

„Stoimy u progu dorosłości. Miejscu, gdzie cała nasza przeszłość staje się niczym. Mogliśmy mieć cudowne wspomnienia, dziesiątki dobrych anegdot, które w nieskończoność opowiadaliśmy sobie wieczorami, doprowadzając towarzystwo do niepohamowanych ataków śmiechu. Nie liczyliśmy się z jutrem, na zawsze zawieszeni w teraźniejszości, nie przejmując się dniem wczorajszym.

Ale nadszedł czas, kiedy musimy stawić czoła przyszłości. Musimy odnaleźć w sobie siłę, aby podjąć ryzyko. Zakochać się, zaszaleć, umrzeć z tęsknoty i odrodzić się na nowo. Świat wypadnie nam z rąk kilka razy, a naszym zadaniem jest ruszyć dalej z wysoko podniesioną głową. Bo prawdziwe życie to niekończące się ryzyko."

***

Cegłowski uniósł kącik ust, przyglądając się kobiecie, która siedziała naprzeciwko niego, której nie potrafił wyrzucić z głowy przez ostatnie miesiące. Sprawa, którą prowadził, sprawiła, że zbliżyli się do siebie, chociaż nie powinni. Rozwód nie należał do zbyt miłych przeżyć, a on nie mógł nic poradzić na fakt, że myślał o Howickiej coraz częściej i w coraz mniej subtelny sposób.

Podobało mu się w niej wszystko. Oczy, usta, figura i ten śmiech, który tak uwielbiał słyszeć.

– Myślisz, że to dobry pomysł?

– Ryzyko zawsze się opłaca.

– Ale...

Ujął jej dłonie we własne i spojrzał głęboko w oczy.

– Spróbujmy. Tylko o tyle proszę.

Nie mogła mu odmówić. Nie potrafiła. Nie chciała.

***

„Prawdziwa miłość uskrzydla."

***

Justyna siedziała z Mikołajem na kanapie. Wygłupiali się, głośno śmiejąc. Cieszyli się, że wreszcie mogli spędzać ze sobą więcej czasu, a wspólne studiowanie na jednej uczelni, jeszcze bardziej poprawiało im humor.

– Kocham cię – powiedział Mikołaj, wciągając blondynkę na swoje kolana i mocno przytulając do siebie. – Najmocniej na świecie.

Próbowała się od niego odsunąć, ale okazało się to niemożliwe. Miki napiął wszystkie mięśnie, nic sobie nie robiąc z cichych błagań swojej dziewczyny.

– Obiecam ci wszystko, absolutnie...

Nie dokończyła, bo po chwili wylądowała na plecach, a blondyn zawisł na nią.

– Takie wszystko wszystko? – zapytał, uśmiechając się jednoznacznie.

Zaparło jej wdech w piersiach, gdy tylko pomyślała o jego dotyku.

– Co tylko zechcesz.

***

„Czasami jednak trzeba odpuścić. Pozwolić pewnym rzeczom odejść. Pozwolić sobie na łzy, aby oczyścić własną duszę, jak i sumienie człowieka, który postanowił wywrócić nasz świat do góry nogami i zostawić po sobie pustkę, której nie będziemy w stanie niczym zapchać.

Są takie dni, kiedy nie będziemy potrafili sobie z tym poradzić. Będziemy łamać sobie ręce, kości, płakać godzinami i doprowadzać się do granic wytrzymałości.

Nie znajdziemy niczego pozytywnego w naszym otoczeniu, własnym życiu oraz smutnej przyszłości."

***

Lotnisko nie było miejscem, które Maja polubiła. Nigdy nie przepadała za samolotami, bo zwyczajnie się ich bała, ale wizja Karola, lecącego w jednym z nich, jeszcze bardziej ją przerażała.

Nie miała jednak do niego już żadnego prawa.

Wciąż pamiętała ich ostatnią rozmowę, po której postanowili się rozstać.

Chciałbym być z tobą, ale nie mógłbym kazać ci na siebie czekać. Nie mógłbym... Nie chciałbym... Musisz zrozumieć, że jesteś najważniejszą dziewczyną i tylko ciebie kocham. Nigdy nie zamierzałem wymagać od ciebie jakichkolwiek poświęceń, ale nie chcę się z tobą żegnać."

Przypominając sobie o jego słowach, poczuła się jeszcze gorzej.

Zerknęła przez szybę, z łatwością odnajdując sylwetkę Karola oraz jego rodziców.

Pozwoliła mu odejść, chociaż okropny głos wewnątrz jej krzyczał na cały głos, że nie ma prawa jej ranić; że nie ma prawa zostawiać jej z tym wszystkim samej.

Rozkochał, a potem odszedł. Nie potrafiła myśleć o ich związku w inny sposób.

Starła dłonią kilka łez, które spłynęły po jej policzkach.

I w momencie, gdy zobaczyła Agnieszkę, dziewczynę z równoległej klasy, która również wybierała się do Anglii, aby rozejrzeć się na nowej uczelni – tej samej, na której miał studiować Karol – zdała sobie sprawę, że nie potrafi na nich patrzeć.

Odwróciła się i gubiąc po drodze łzy, odeszła.

Dokładnie tak samo jak on.

***

„Ale to nie jest koniec.

To dopiero początek."




KONIEC

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz