Rozdział 58

48 2 0
                                    

Mikołaj z trudem wpakował Feliksa do taksówki. Obiecał sobie, że następnego dnia zrobi cholernie wielką awanturę odnośnie stanu przyjaciela. Marker nawet nie był nietrzeźwy, ale zalany w trupa. Na dodatek, już dawno stracił kontakt z rzeczywistością. Dukał coś niezrozumiałego pod nosem i wodził swoim mętnym wzrokiem na prawo i lewo. Blondyn był wściekły. Chciał odprowadzić Justynę do domu, może nawet wprosić się na kilka chwil, przeznaczając je na czułe słówka i pieszczoty. A tak? Ona poszła z Karolem i z Mają, a on został z pijanym kumplem.

Pokręcił głową i wsiadł do taksówki. Za pomocą pasów unieruchomił ciało przyjaciela, zaciskając ze złości zęby. Taksówkarz rzucił mu znaczące spojrzenie, ale Miki nawet na niego nie spojrzał, wciąż się złoszcząc.

Po kilku minutach znaleźli się pod właściwym blokiem. Miki z pomocą taksówkarza, wyciągnął Markera z samochodu, a potem przerzucił jego ramię przez swoją głowę i podszedł do drzwi, przy okazji szybko wciskając taksówkarzowi do ręki pięćdziesiąt złotych w ramach rekompensaty za odór alkoholu w jego taksówce.

Blondyn nigdy nie narzekał, że na ich osiedlu brakuje wind, ale ten jeden raz, naprawdę żałował, że żaden architekt nie uwzględnił ich w swoim projekcie. Taszczenie przez kilka pięter bezwładnego ciała było niesamowicie trudne i męczące. Feliks w żaden sposób nie mógł sam sobie pomóc, nawet przez kilka sekund nie potrafił ustać na własnych nogach. Miki puścił pod nosem wiązankę przekleństw, aż wreszcie znaleźli się przed drzwiami do mieszkania państwa Wierzbowskich. Chłopak wziął głęboki wdech, po czym nacisnął łokciem przycisk dzwonka. Długo nikt nie otwierał, więc Mikołaj ponownie zadzwonił. Kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nich zaspany ojciec chłopaka. Jego zaspane oczy rozszerzyły się, gdy ujrzał swojego syna opartego całym swoim ciężarem ciała o przyjaciela.

– Feliks? – jęknął żałośnie ojciec, czując wstyd. Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając chłopaków do środka. Mikołaj od razu skierował się do właściwego pokoju. – Ile wypił?

– Całkiem sporo i było to dla niego stanowczo za dużo – wyjaśnił blondyn. – Wolałem go doprowadzić w jednym kawałku.

– Dziękuję Mikołaj.

Miki pomógł przyjacielowi położyć się na łóżku i kiedy chciał go chociaż częściowo rozebrać, powstrzymał go pan Wierzbowski.

– Zostaw. Niech śpi.

Chłopak był zaskoczony. Jego ojciec z pewnością zrobiłby już dawno awanturę i krzyczał wniebogłosy.

– Ale...

– Niech śpi, byleby jak najmniej szkód narobił. Jeśli zabrudzi łazienkę, to jego matka go zabije. Zostaw go tak. – Druga w nocy wciąż dawała o sobie znać, a pan Wierzbowski musiał iść rano do pracy. Awantura w środku nocy nie wchodziła w grę. – Zerwał z dziewczyną, prawda?

Malewski wybałuszył oczy.

– Z trzy tygodnie temu...

– Yhym. No nic, jeszcze raz dziękuję.

– Dobranoc.

– Dobranoc – powiedział mężczyzna, a potem wypuścił chłopaka z mieszkania i zamknął dokładnie za nim drzwi.

Blondyn czuł się nieswojo. Poniekąd wystawił własnego przyjaciela, ale jego ojciec nie wydawał się być wściekły. Jakby rozumiał, dlaczego syn upił się do nieprzytomności. I zapytał o Kalinę. Czyli jego rodzina wiedziała, że z nią był, a potem zerwał. To było dla niego dziwne, ale nie jemu było ocenianie kogokolwiek, podczas gdy sam musiał się uporać z własnymi demonami przeszłości.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz