Rozdział 40

53 0 0
                                    

Kiedy świat rozpada się na tysiące elementów, których już nie można złożyć w całość, coś w środku człowieka umiera. Można przypuszczać, że po jakimś czasie odradza się, aby później znów zniknąć. Gdy nadzieja umiera jako pierwsza, nie pozostaje żadna inna deska ratunku i pojawia się obezwładniająca samotność, która trzyma ofiarę w swoich szponach wypełniając ją najsmutniejszymi przeżyciami całego życia. Dlaczego tak się dzieje? Czy można po prostu wcisnąć „STOP" i spróbować cokolwiek zmienić?

Justynie świat wielokrotnie wypadł z rąk, ale nigdy nie rozpadł się. Gdy zobaczyła Darka z Julką, zrozumiała, że nigdy nie była kimś wyjątkowym dla tego chłopaka. Czuła się jak nikt, nawet w myślach nazywała się „panną Nikt". Nie była nią, jakaś część jej próbowała to powiedzieć, jednak nie potrafiła przebić się przez dość grubą warstwę pesymistycznych myśli. Mglista postać Mikołaja pojawiła się w kącie całego kłębu myśli. Stała tam cicho, obserwując i czasami próbując wcielić optymistyczny akcent. Jednak żadna pozytywna myśl nie pojawiła się w głowie blondynki.

Leżała bez ruchu na łóżku, a po jej policzkach płynęły łzy. A przecież obiecała sobie, że o Darku zapomni i stworzy cudowny związek z Mikołajem. Nie potrafiła jednak myśleć o blondynie. Wracała do przeszłości pełnej słońca, piasku i wakacyjnej wolności. Była tak skupiona na swoim samotnym cierpieniu, że nawet nie zorientowała się, że jej komórka dzwoniła. Z każdego kąta w pokoju płynęła smutna muzyka. Dzwonek komórki niestety nie miał żadnej potężnej siły przebicia, więc na wyświetlaczu pojawił się kolejny komunikat o nieodebranym połączeniu.

Dla blondynki fakt, że ktoś martwi się i tęskni nie był czymś ważnym, skoro ona sama o tym całkowicie zapomniała.

***

Powrót małego Piotrusia do domu, dał Kalinie wiele powodów do radości. Zapomniała na cały wieczór o Feliksie, dziwnym chłopaku Igorze, swoich przyjaciółkach i o rozwodzie rodziców. Biegała ze swoim bratem po całym domu, chowała się przed nim i go szukała, budowała ogromne budowle, ścigała się małymi samochodzikami, turlała po łóżku i śmiała do rozpuku. Jej matce humor również się poprawił, więc na te kilka godzin w mieszkaniu Howickich panowała atmosfera pełna radości.

W pewnym momencie, chłopczyk zrobił poważną minę i przytulił siostrę.

– Tęskniłem za tobą. I za mamą też.

Linka uśmiechnęła się pod nosem, przyciskając go do swojego boku.

– Ja też. Nie miał mnie kto denerwować, ani budzić z samego rana. I o dziwo, nie przewróciłam się o niczyje budowle!

Zaśmiali się oboje, po czym Piotruś ziewnął przeciągle. Mama dziewczyna wzięła go na ręce i wyszła z salonu. Szatynka została sama. Jeszcze przez kilka sekund uśmiechała się. Spojrzała na wyświetlacz komórki, a w jej oczach niespodziewanie pojawił się smutek. Zrozumiała, że już nie dostanie miłej wiadomości; że już nikt nie będzie próbował wyciągnąć jej na dwór; że już nikt nie nazwie jej swoją księżniczką; że już nikt nie przytuli jej i nie pocałuje, bo wszystko się skończyło.

Nagle, niespodziewanie, po prostu się skończyło.

I chociaż Linka dalej w to nie wierzyła, to została postawiona przed faktem, który prędzej czy później musiała przyjąć do wiadomości. To był ciężki proces, ale rozstania zawsze są trudne, a ona o tym wiedziała najlepiej. Tyle razy chciała, aby dany chłopak został już w jej życiu i zmienił wszystko na lepsze. Problem polegał w tym, że zostawiali w jej sercu dziury, których pustka bardzo bolała.

Tylko czas był w stanie zminimalizować szkody i zwrócić chęć do życia.

I gdzieś głęboko w tym poranionym sercu, Kalina miała nadzieję, że kiedyś znów się spotkają i wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Wiedziała, że nadzieja jest matką głupich, ale nic innego jej nie pozostawało. Straciła swoją odskocznię, a jej piękny świat runął. Wystarczyło parę sekund i „Musimy się rozstać". Dziewczyna wybuchła niespodziewanie płaczem, obejmując się mocno ramionami.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz